Erotyczny thriller po polsku. Odważne sceny? Aktorzy grają ciałem

film.interia.pl 5 dni temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


"Opowiem wam o miłości". Opowiem o seksie. Dzisiaj nikt prawie nie chce w polskim kinie o tym opowiadać. Czy kiedykolwiek chciał tak naprawdę? O seksie? Tylko u nas pierwsza recenzja nowego filmu Łukasza Grzegorzka "Trzy miłości", który za kilka dni będzie miał swoją festiwalową premierę podczas jubileuszowej 25. edycji 25. BNP Paribas Nowe Horyzonty we Wrocławiu.


Seks i polskie kino. Niedobrana para. Pierwsze skojarzenie: szybko, chaotycznie, z nerwowym rumieńcem. Brud za paznokciami i pod rajstopką. Zmęczenie, pot, coś grzesznego. Taki mamy klimat. Co prawda, pamięć podsuwa także pamiętną scenę w maku z "Magnata" Bajona, czy tiulowe witkacowskie rifififi Atanazego i Łohoyskiego w "Pożegnaniu jesieni" Trelińskiego - ale to wciąż tylko sceny, piękne, ale sceny, reszta wygląda jak tytuł niespełnionego filmu Małgorzaty Szumowskiej "Sponsoring".
Seks się u nas źle kojarzy filmowo.Piszę o tym dlatego, iż pojawił się film, który nieoczekiwanie, bo po tym akurat reżyserze kompletnie się tego nie spodziewałem, burzy tę mulistą zawiesinę. O seksie odważnie, ale współcześnie. O ludziach zaplątanych w seks, czyli w siebie.Reklama


Łukasz Grzegorzek - powtórzę, kto by się spodziewał, iż właśnie on - nakręcił erotyczny thriller.
"Kamper", potem "Córka trenera", potem "Moje wspaniałe życie". Większość z nas polubiła ten świat, zamieszkała w nim. Polski reżyser amerykański. Nie z Marvela wszakże, ale z Hartleya, z Jarmuscha, z Sundance. Takie proste historie, takie ważne, tak dobrze zagrane i zainscenizowane.
Tak już będzie, i dobrze iż będzie, bo jest w tym dobry. Dwa razy "dobrze", choćby trzy. Grzegorzkowi najwyraźniej nie było z tym wygodnie.
Zaskoczył. Jakby chciał nam powiedzieć: "Potrafię filmować nie tylko relacje, ojciec z córką, nauczyciel z dzieckiem, babcia z alzheimerem. Coś innego wam pokażę".
I pokazał. Ten film jest kompletny. Trzy miłości w tytule, bo i troje bohaterów. Wypełniają całość. I zazdrość, i pożądanie, i ciało.


"Trzy miłości": aktorzy, świetni, grają ciałem


Marta Nieradkiewicz gra w "Trzech miłościach" Lenę, dziewczynę, aktorkę, tuż po rozwodzie. Bohaterka jest w wieku, w którym czuje, iż to najlepszy czas, by zacząć o sobie decydować bez oglądania się na konwenanse, ocenę innych. Póki nie będzie za późno. Bez wielkich oporów wchodzi w relację z Kundlem (Mieszko Chomka). Chodzi o seks, z czasem nie tylko o to. Rozstania nie jest natomiast w stanie przeboleć Jan (Marcin Czarnik), ex-mąż Leny. Poukładane życie, poukładany świat, szaleństwo rozstania. Jan jest prawnikiem, ale używa pozaprawnych metod. Na tyle, na ile pozwala technologia, śledzi Lenę, wynajmuje mieszkanie blisko byłej żony, podgląda. Trochę Hitchcock, trochę Kieślowski, najpewniej Grzegorzek.
Aktorzy, świetni, grają ciałem. Marta Nieradkiewicz, debiutowała niemal w "Kamperze", to była jedna z jej pierwszych ról, wraca do Grzegorzka po latach, i jest nie tylko odważna, scen seksu nie ma tak znowu wiele, a te które są, są świetnie sfotografowane, ale i mądra. Kochająca, zakochana, rozczarowana, zadowolona. Z mężem, zazdrosnym, rozwiedzionym nie do końca, nie na zawsze, pożądającym wciąż. Czarnik owo inaczej wygrywa jakąś nieoczekiwaną w jego aktorstwie wsobną nutą poczciwości, czyli przebiegłości - ulubione moje sylogizmy. Przebiegłość, czyli poczciwość. Ale tak naprawdę to u niego wygląda. A trzeci w triumwiracie? Gra tę rolę Mieszko Chomka, student Grzegorzka z Wydziału Reżyserii Szkoły Filmowej w Łodzi, i też robi swoje. Figura z "Teorematu". Wodzi na pokuszenie. Bezwiednie, przy okazji, kochając, z ręką w kieszeni, tylko młodzi tak potrafią.


Z ponurej konwencji gatunkowej mrocznego thrillera erotycznego, Łukaszowi Grzegorzkowi, udaje się wyjść obronną ręką dzięki wdziękowi, poczuciu humoru. Bohaterowie są na serio, ich portrety psychologiczne wiarygodne, bywają zimni, wyrachowani, namiętni, ale wszyscy - cała trójka, gdyż film, pomimo wielu ról drugoplanowych jest w zasadzie kantatą na troje bohaterów - są także bezradni, niezdarni, banalni w swoich hiper oryginalnych pomysłach i ich realizacjach.


Oto dramat miłości, dramat pożądania


Reżyserzy pracują zawsze ściśle z operatorami, zmieniają ich, zamieniają. Czytając uważnie "Notesy" Wajdy, zorientowałem się, iż szukanie optymalnej relacji z operatorem stanowiło wiodący temat rozważań twórcy "Krajobrazu po bitwie".
Mam poczucie, iż Łukasz Grzegorzek takiego współpracownika odnalazł - Weronika Bilska. To ich czwarty wspólny film.
Faktura się jednak zmieniła, wyzwanie było inne. Świat Łukasza Grzegorzka, którego ramy domykała dotychczas kwestia rodziny, małych dram na wielką skalę, wizualnie rozszerzył się w nieoczekiwanym kierunku. Baumbacha i Menzla, zastąpił Refn i Joachim Trier, chociaż nie o porównania tutaj chodzi. Grzegorzek to Grzegorzek, Łukasz to Łukasz, po prostu chciał odnaleźć inny kolor do swoich małych opowieści, które w polskim kinie już tworzą przecież określoną barwę. Barwę powszedniości, płóciennych spódnic, ortalionowych kurtek, kortów tenisowych gdzieś na prowincji, kamperów i pokojów nauczycielskich z paprotkami, z zapachem lizolu w toaletach, ze srającymi gołębiami i z alzheimerem babci.
W "Trzech miłościach", razem z Bilską, przepisują ten świat na wariant stroboskopowej nocy. Kula się mieni, obraca, rzuca cień, błyszczy uwodzicielsko, ale kula walczy z mozołem wszystkich kulek szczęścia i nieszczęścia z jego wcześniejszych filmów, z "Córki trenera", z "Kampera", z "Mojego wspaniałego życia".
I Bilska potrafi opowiedzieć obrazem te różnice. Daje im nazwę, żeby migotały tysiącem barw, jak w starej piosence zespołu Varius Manx.
Na czym to polega? Są oczywiście wytłumaczenia techniczne, znam je, lata spędzone na filmoznawstwie w Krakowie robią swoje, ale w recenzji, tak myślę, nie chodzi o to, żebym popisywał się wiedzą techniczną, wolę dzielić się uczuciami.


Oto dramat miłości, dramat pożądania, a zatem kolory namiętności. Grafit, flamingo, czerń. Błyszczy coś w tle. Tak kolorystycznie działa na mnie ten film. Że wciąż błyszczy coś w tle, choćby o ile tego nie widać. Wybitnie fotogeniczna twarz Chomki, fizis Czarnika, na której można wymalować i cierpienie, i rozkosz, ofiarność Nieradkiewicz. To wszystko jest w kamerze Weroniki Bilskiej. To, i o wiele więcej.
Bilska w duecie z Grzegorzkiem opowiadają swój świat miłością, niepewnością i dystansem. W "Trzech miłościach" także seksem. Trucizna, chociaż słodka.


Ralph Kaminski i piosenka "Miłość"


W pięknej, napisanej na potrzeby filmu pieśni "Miłość", Ralph Kaminski, pyta: "Gdzie jest moja młodość, gdzie nastoletnie marzenia?".
To wszystko miłość. Pierwsza, druga, trzecia z pierwszą. Trzy miłości.
7/10
"Trzy miłości", reż. Łukasz Grzegorzek, Polska 2025, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 5 września 2025 roku.
Idź do oryginalnego materiału