No więc słuchaj, mój mąż od pół roku mieszka ze swoją „chorą” matką i choćby nie myśli o powrocie do domu. A jeszcze mi wypomina, iż go nie rozumiem i nie chcę mu pomóc.
Wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na trzy tygodnie, ale teraz to już przesada. Jak niby mam pomóc teściowej, która tylko udaje, żeby rozbić nasze małżeństwo? Przywiązuje syna do siebie typowo po polsku – grając niedołęstwo. Mieszkałam już z tą kobietą – dziękuję, nie skuszę się drugi raz.
Kiedy powiedzieliśmy z Darkiem, iż bierzemy ślub, jego matka dostała takiej małej złości, iż aż się wzdrygam. Oczywiście nie chciała otwarcie się kłócić, bo przecież musiała grać świętą matkę. Ale za każdym razem próbowała mnie podpuszczać i miała do mnie pretensje o wszystko. Nie dałam się wciągnąć, bo na szczęście nie musiałyśmy się często widywać. Mieliśmy swoje mieszkanie, co jeszcze bardziej ją denerwowało – no bo jak tu kontrolować syna, który ma własne życie?
Ale teściowa nie poddawała się łatwo. Wymyśliła sobie, iż będzie udawać chorą, żeby Darka zatrzymać przy sobie. No coż, nie pierwsza i nie ostatnia.
Darek, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z takimi sztuczkami, dał się całkiem wmanewrować. „Biedna staruszka” nagle miała wszystkie choroby tego świata – raz wysokie ciśnienie, raz niskie, bóle w klatce, w kręgosłupie, chrupające kolana i omdlenia. Na początku myślałam, iż to przez stres – syn się wyprowadził, to oczywiste, iż się przejmuje.
Jak pierwszy raz poważnie „zachorowała”, a Darek został u niej na tydzień, to choćby spakowałam rzeczy i pojechałam pomóc. Pierwszego dnia grała tak przekonująco, iż aż się bałam. Ale po dwóch dniach zauważyłam, iż jak tylko Darek wychodził z domu, to ona nagle zdrowiała i robiła się wesoła. A gdy tylko wracał – znowu mdlała z bólu.
Powiedziałam Darkowi, co widziałam, ale oczywiście nie uwierzył. No bo jak tu nie wierzyć mamie, która tak pięknie płacze? Spakowałam się i wróciłam do domu. Darek pojawił się kilka dni później, mówiąc, iż matce już lepiej. Bo wiadomo – jak ja wyszłam, to się aż uśmiechała. Ale nie minęło kilka tygodni, a znowu zaczęła swoją szopkę.
Wkurzało mnie to strasznie, bo za każdym razem, gdy tylko „pogarszało” jej się zdrowie, Darek się pakował i jechał do niej na nieokreślony czas. Cudownie zdrowiała, tylko gdy sugerowałam, żeby wezwać lekarza. Bo normalny człowiek nie może mieć tylu chorób naraz, co nie?
Jak tylko teściowa słyszała o lekarzu, od razu stawała na nogi. Darek, przekonany, iż mama jest już w porządku, wracał do mnie.
Ale teraz to już trwa pół roku. Na początku miał wymówkę – teściowa miała operację kolana po upadku dwa lata temu. Lekarz kazał leżeć tydzień i Darek został, żeby pomóc. Rozumiem, naprawdę. Ale co z tego, skoro ani po tygodniu, ani po miesiącu nie wrócił?
Matka zaczęła opowiadać, iż przewraca się, ledwo chodzi, iż boli ją noga – choć lekarze mówią, iż wszystko jest w porządku. Może nie biegać, ale chodzić jak najbardziej. Ale co tam lekarze – oni przecież nic nie wiedzą.
Postawiłam ultimatum – albo wraca do domu, albo zabieram sprawę do rozwodnika. A teraz Darek jeszcze mi wyrzuca, iż go nie kocham i nie rozumiem. Że nie jest u kochanki, tylko u matki, która go „potrzebuje”.
Wszystkie koleżanki pytają, na co ja jeszcze czekam. Pewnie mają rację – chyba już sama to widzę, choć do ostatniej chwili miałam nadzieję, iż Darek się opamięta.