Po ukończeniu liceum spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się z domu. Moja mama nie ma oporów i regularnie wysyła do mnie pełne złości wiadomości. Już wiele numerów zablokowałam, ale ona zawsze znajduje nowy. Słowa w tych wiadomościach się zmieniają, ale zawsze pełne są przekleństw i złych życzeń – choroby, a choćby śmierci.
Jak można tak pisać do własnej córki? Dla niej to nie jest nic złego. Od dziesięciu lat liczy się tylko mój brat Kacper, a ja byłam potrzebna jedynie do sprzątania i pilnowania go.
Mam z Kacprem różnych ojców. Mama wyszła powtórnie za mąż, gdy miałam dwanaście lat. Nie pamiętam dobrze swojego ojca, ale mama nigdy nie mówiła o nim dobrze. W dzieciństwie myślałam, iż był złym człowiekiem, bo ciągle obwiniała go bez powodu. Teraz sama znalazłam się w podobnej sytuacji.
Mój ojczym był zwyczajnym człowiekiem, nie kłóciliśmy się, traktowaliśmy się z szacunkiem, ale bez bliskości. Nie widziałam w nim ojca, jednak gdy potrzebowałam pomocy, np. w lekcjach, nigdy nie odmawiał.
Gdy miałam trzynaście lat, mama urodziła Kacpra. gwałtownie okazało się, iż dziecko jest chore, i zaczęli chodzić po lekarzach. Na początku była nadzieja, ale z czasem wszystko się pogorszyło. Najpierw zdiagnozowano u niego upośledzenie umysłowe, potem nieuleczalną chorobę. Ojczym nie wytrzymał tego ciężaru – dostał zawału i po tygodniu w szpitalu odszedł. Od tamtej pory moje życie stało się koszmarem.
Rozumiem mamę. Miała trudno z dzieckiem, które krzyczało, raniło siebie i innych, zachowywało się dziwnie. Ale kiedy zaproponowano jej ośrodek specjalny, odmówiła, mówiąc, iż to jej krzyż do dźwigania.
Nie radziła sobie jednak sama, więc większość obowiązków spadła na mnie. Wracałam ze szkoły, mama szła do pracy, a ja zostawałam z Kacprem. Było ciężko, czasem wręcz obrzydliwie – dzieci z takimi schorzeniami nie zawsze panują nad swoimi potrzebami.
Nie miałam normalnego życia nastolatki. Szkoła, potem opieka nad bratem, a gdy mama wracała, siadałam do lekcji, mimo jego krzyków. Trzykrotnie proponowano jej pomoc ośrodka, ale zawsze odmawiała, twierdząc, iż da radę. Ale ja nie dawałam rady. Gdy skończyłam liceum, a mama oznajmiła, iż nie pójdę na studia, bo mam zajmować się Kacprem, spakowałam się i wyjechałam.
Mieszkałam u koleżanki, znalazłam pracę, potem wynajęłam pokój. O studiach musiałam zapomnieć – nie było mnie stać ani na dzienne, ani na zaoczne.
Od niemal dziesięciu lat nie mam kontaktu z mamą. Kiedy zaczęło mi się lepiej powodzić, próbowałam do niej dotrzeć. Chciałam przesyłać jej pieniądze, żeby choć trochę pomóc, ale spotkałam się z falą nienawiści. Krzyczała, iż ją zdradziłam, porzuciłam z chorym synem, a teraz udaję dobrą. Żądała, żebym wróciła i pomagała w opiece. Przypomniały mi się wszystkie koszmary z dzieciństwa i zrobiło mi się niedobrze.
Powiedziałam, iż mogę wspierać finansowo, ale nic więcej. W odpowiedzi usłyszałam wyzwiska i od tamtej pory nie rozmawiamy. Teraz tylko co jakiś czas dostaję wściekłe SMS-y z nowych numerów. Już nie wierzę, iż kiedykolwiek się pogodzimy.
Po wszystkim, co mi napisała, nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Każdy wybiera swoją drogę. Wybrałam swoją, ona swoją. Ale za każdym razem, gdy dostaję taką wiadomość, znów czuję ten ból.
W życiu czasem trzeba postawić granice, choćby przed najbliższymi, by ochronić własne zdrowie i dusze. Czasem miłość nie wystarcza, gdy druga strona widzi w tobie tylko narzędzie.