Bartosz M. Kowalski kojarzony jest przede wszystkim z horrorami. Reżyser, jako jeden z nielicznych w Polsce, konsekwentnie bawi się w filmy grozy. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Znając jego wcześniejsze produkcje, nie spodziewałam się fajerwerków, ale myślałam, iż 13 dni do wakacji chociaż utrzyma jako taki poziom. Otóż NIE.
Zapracowany i nieobecny ojciec oraz matka, która odeszła. To właśnie świat, w którym żyje rodzeństwo – Paula (Katarzyna Gałązka) i Antek (Teodor Koziar). Aby było jeszcze bardziej sztampowo, chłopak jest dręczony w szkole, a dziewczyna ma paczkę „fajnych” znajomych. Są jak ogień i woda. Mieszkają w luksusowym domu pod Warszawą, który jest smart aż do porzygu. Kiedy głowa rodziny wyjeżdża w podróż służbową, Pauli nie zostaje nic innego, jak zorganizowanie imprezy. Tyle iż na grupę przyjaciół zaczyna polować seryjny morderca w odwróconej masce. Tak w największym skrócie można opisać fabułę 13 dni do wakacji.
Wiele rzeczy w kinie już było i powtarzalność filmu Kowalskiego nie jest dla mnie problemem. Bardziej boli mnie to, iż produkcja nie wywołuje żadnych, ale to zupełnie żadnych emocji. Bohaterowie są płytcy i raczej ciężko się z nimi utożsamić czy chociażby polubić. Ponadto 13 dni do wakacji rozkręca się w iście ślimaczym tempie. Chociaż trwa zaledwie godzinę i dwadzieścia minut to czułam się jakby minęły co najmniej dwie godziny. Brakuje tutaj napięcia i nawet, kiedy na horyzoncie pojawia się seryjniak, to wciąż akcja jest miałka i mało angażująca. Morderstwa są przewidywalne i mało wyraziste, a co za tym idzie, nie dają widzom żadnych wrażeń.
Pomijam fakt, iż bohaterowie zachowują się jak ameby, które nie mają choćby minimalnego instynktu przetrwania. Załóżmy, iż to klasyczna cecha horroru (aczkolwiek często nieco maskowana w innych produkcjach, ale tutaj ludzie zachowują się po prostu jak idioci). Problemem są nienaturalne dialogi oraz próba wprowadzenia elementów humorystycznych. Momentami ma być śmiesznie, ale zamiast tego jest żenująco. Ponadto cały czas zastanawiałam się nad tym, jaką grupą wiekową jest paczka przyjaciół Pauli. O ile Antek jest jej młodszym bratem, nastolatkiem, który chodzi do szkoły, to cała reszta jest dla mnie jedną wielką nieodgadnioną. To młodzi dorośli? Studenci? Starsi licealiści? Nie potrafiłam tego stwierdzić, a zagadka była o tyle utrudniona, iż Paula wygląda na starszą o co najmniej kilka lat od całej reszty. Czasami wieku nie da się oszukać i niestety dość mocno widać, iż Katarzyna Gałązka jest aktorką urodzoną nieco wcześniej od kolegów i koleżanek z planu filmowego.

Nie zrozumcie mnie źle, ja lubię też czasami złe kino. Jednak w nieco innej formie. Kowalski zaimponował mi w 2016 roku filmem Plac zabaw, zwątpiłam w niego przy W lesie dziś nie zaśnie nikt, ale potem zachwycił mnie produkcją Cisza nocna. W związku z tym do 13 dni do wakacji podchodziłam z lekkim zaintrygowaniem, bo liczyłam na to, iż jednak coś z tego będzie. Niestety plastikowi bohaterowie, nudny scenariusz i całkowity brak zbudowania jakiegokolwiek napięcia sprawiły, iż w moim odczuciu jest to jeden z najgorszych filmów w dorobku reżysera. Wisienką na torcie była jeszcze scena końcowa, całkowicie niepotrzebna, sprawiająca, iż zwątpiłam już całkowicie w tę produkcję.
Jedyną dobrą stroną 13 dni do wakacji są zdjęcia. Cezary Stolecki wyczarował na ekranie naprawdę dobry wizualnie obrazek. Momentami bardzo teledyskowy, ale wciąż estetyczny. Niestety samą operatorką nie obroni się nudy, żenady i tandety wylewających się z każdego kadru. choćby inscenizacje morderstw, które zawsze najbardziej fascynują w horrorach, są tutaj przewidywalne i mało interesujące. I szczerze mówiąc, bardzo gwałtownie przestało mnie w ogóle interesować, kim jest zamaskowany morderca. Nie czułam zaskoczenia przy rozwiązaniu, ani poruszenia, iż zło jest tak banalne. Dla własnego dobra odpuśćcie sobie seans 13 dni do wakacji i obejrzyjcie coś innego. Szkoda czasu i pieniędzy.
Fot. główna: kadr z filmu 13 dni do wakacji