Chodźmy do ołtarza!

twojacena.pl 5 godzin temu

„Chodźmy się pobrać”

Zbigniew był chłopakiem cichym i skromnym. Mieszkał z rodzicami we wsi, może tak go wychowali, a może taki już się urodził. Katarzyna i Jan nie mieli z nim problemów zawsze był posłuszny.

W sąsiednim podwórku słychać było ciągłe krzyki i awantury. Weronika, sąsiadka Katarzyny i Jana, sama wychowywała dwóch synów Krzysia i Tomka, chłopaków w podobnym wieku. Ale co to za urwisy, zwłaszcza starszy Krzyś, iż Weronika już nie wiedziała, jak go okiełznać.

„Krzyś, znowu dokuczasz bratu, zaraz ci pokażę czekaj tylko!” tylko takie słowa dobiegały z podwórza.

„To on pierwszy zaczyna, niech się nie czepia, a ty zawsze po jego stronie!” odpowiadał Krzyś podniesionym głosem.

„A ty jak z matką rozmawiasz?!” dolatywało zza płota.

I tak w kółko. Weronika narzekała Katarzynie:

„Zupełnie nie mogę sobie poradzić z tymi urwisami. U was zawsze spokój i cisza. Twój Zbyszek to taki stateczny chłopak, zazdroszczę ci, Kasia. No ale cóż, twój Jan też spokojny, widzę, iż syn po nim. A mój mąż był żywiołowy, awanturnik, i przez to gwałtownie pożegnał się ze światem. Gdyby nie pił, to by nie utonął Krzyś to żywy portret ojca, Tomek trochę spokojniejszy, ale też nie daje się bratu. O, moja dola, dolińka”

„Tak, Weronika, twoi chłopcy to prawdziwe wichry. Na wywiadówce wychowawczynia ostatnio Krzysia ostro skrytykowała. Ty przecież nie chodzisz na zebrania.”

Ich synowie, Zbigniew i Krzyś, chodzili do tej samej klasy, przyjaźnili się, razem wracali ze szkoły. Zbyszek uczył się przyzwoicie, a Krzyś ledwo ciągnął.

„Nie chodzę do szkoły. Wstyd słuchać skarg na moich łobuzów, zwłaszcza na Krzysia, a poza tym pracuję Nie uwierzysz, Kasia, jak idę ulicą i widzę nauczycieli moich chłopaków, to omijam ich szerokim łukiem. Bo zaraz zaczną narzekać, a mnie wstyd, czerwienię się i pocę” zwierzała się Weronika. „Zazdroszczę ci, Weronika, zazdroszczę ci w dobry sposób. Twój Zbyszek to chłopak jak chłopak, a moje” machnęła ręką i poszła do domu.

Chłopcy dorośli. Krzyś pozostał takim samym urwisem, po dziewiątej klasie rzucił szkołę, Tomek jeszcze się uczył.

„Wyuczę się na kierowcę, odsłużę wojsko, a potem się ożenię” takie miał plany Krzyś.

Ze Zbigniewem rozmawiał już po dorosłemu. Obaj dorośli. Zbyszek wciąż był cichy i skromny, delikatny z charakteru. Latem lubił samotne wędrówki po lesie w poszukiwaniu grzybów. Wieczorami siadywał na schodkach przed domem i pił herbatę. Kochał czytać książki.

Po szkole skończył kurs elektryka w powiecie i nie zamierzał wyjeżdżać ze wsi. Rodzice i tak by go nie puścili jedyny syn.

„Tu są twoje korzenie, synu, tu będziesz żyć” jeszcze dawno zdecydował Jan, a Zbyszek nie protestował, nie miał zamiaru wyjeżdżać.

Gdy jeździł na kursy, codziennie dojeżdżał autobusem tylko pół godziny do miasta. Nie lubił miasta, za dużo ludzi. Z dziewczynami się nie zadawał, choć niektóre na niego zerkały. Te śmielsze same proponowały kino, te, które nie wiedziały, iż jest nieśmiały. Odmawiał, tłumacząc, iż musi zdążyć na autobus. A autobus nie jeździł często.

„Zbyszek, tylko nie wdawaj się z tymi miejskimi dziewczynami” strofowała go matka. „One wszystkie przebiegłe i choćby się nie obejrzysz, jak cię oplączą, uważaj”

„Oj, mamo, daj spokój” machał ręką.

Chodził wprawdzie do wiejskiego klubu, spotykał się z miejscowymi chłopakami, często w towarzystwie Krzysia. Ale na dziewczęta specjalnie nie zwracał uwagi, więc i one traktowały go obojętnie. Nikt nie wiedział, iż w liceum podkochiwał się w Jance, młodszej o rok. Ale nigdy się do tego nie przyznał, bał się jej.

Sam przed sobą się męczył:

„Dlaczego nie jestem taki przebojowy jak Krzyś? Przy nim dziewczyny się uwijają, a ja Ja się choćby boję do nich zagadać, czerwienię się Podoba mi się Janka, ale nigdy się do tego nie przyznam, a już na pewno nie jej. A nuż się ze mnie wyśmieje? Gdzie mi tam Jak Janka się zbliża, to aż kolana mi się trzęsą. Chyba zostanę starym kawalerem. A Krzyś już się żeni”

„Zbyszek, przygotuj się na moje wesele. Będzie w klubie. Dziewczyny z sąsiedniej wsi przyjadą. Nie przegap okazji, bo zostaniesz sam jak palec” śmiał się Krzyś, pokazując białe zęby.

Jolanta, narzeczona Krzysia, była z sąsiedniej wsi, cztery kilometry dalej. Tam właśnie sąsiad Zbyszka znalazł miłość. Dlaczego nie wybrał żadnej miejscowej, choć wiele za nim wzdychało nie wiadomo.

„Dobrze, Krzysiu, na pewno przyjdę” obiecał.

Wesele Krzysia było huczne i wesołe. Świadkową Jolki była jej przyjaciółka z tej samej wsi. Ciepły letni wieczór, muzyka, tłum gości. Większość tańczyła, a Zbyszek siedział przy stole lub wychodził na zewnątrz w środku było duszno.

Wtedy to zauważyła go przebojowa świadkowa Dagmara. Najpierw go obserwowała. Z wyglądu Zbyszek był bardzo przystojny wysoki, ciemnowłosy, o szarych oczach, więc dziewczyny, które go nie znały, zwracały na niego uwagę.

„Cześć z bliska” usłyszał wesoły głos i zobaczył przed sobą uśmiechniętą Dagmarę.

„Cześć” odparł i poczerwieniał.

„A ja cię znam. Jesteś synem wujka Jana” mówiła dalej. „Twój ojciec często do nas wpada, kumpluje się z moim tatą, no wiesz, jak bywa w naszej wsi. Ja jestem Dagmara, a ty to Zbyszek, tak?” powiedziała, choć brzmiało to jak pytanie.

Zbyszek znów się zaczerwienił, coś bąknął w odpowiedzi, plecy miał spocone ze zdenerwowania. A Dagmarze się spodobał, może dlatego jeszcze bardziej się speszył. Dziewczyna stała

Idź do oryginalnego materiału