DCeased: Wojna Nieumarłych Bogów – recenzja komiksu

popkulturowcy.pl 1 dzień temu

Nadszedł finał jednej z najbardziej wciągających historii ze stajni DC. A prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, iż motyw wojny z zombiakami w tym uniwersum siądzie tak dobrze. Wreszcie miałem okazję sprawdzić, czy piaty – i finałowy tom – godnie dociągnął serię do końca.

Po wielu zmaganiach, bólach i trudnościach herosi wreszcie mogli wziąć oddech i odpocząć. Po odnalezieniu lekarstwa na wirus antyżycia rozpoczęło się masowe uleczanie zarażonych, a ludzie w końcu zobaczyli światełko w tunelu wypełnionym strachem. Choć kryzys, który ogarnął świat, zdawał się dobiegać końca, na horyzoncie pojawia się największe do tej pory wyzwanie. Nowe wersje Batmana, Supermana, Wonder Women i reszty superbohaterów multiwersum stają do ostatecznej wojny. Jednocześnie odkrywają genezę plagi, która doprowadziła świat do ruiny.

fot: kadr z komiksu

Po przeczytaniu najnowszego tomu bez wątpienia mogę stwierdzić, iż DCeased: Wojna Nieumarłych Bogów chlubnie kontynuuje dobrą passę jednej z najbardziej „nieoczekiwanie dobrych” serii DC. Ponownie mamy tu praktycznie nieprzerwaną akcję, stale podtrzymywane napięcie, i masę nieprawdopodobnych plot twistów. Pod kątem fabuły jest naprawdę nieźle – mimo, iż historia pędzi na złamanie karku i chwil na złapanie oddechu jest niewiele, bo co sekundę pojawia się nowe wyzwanie, nie czułem przytłoczenia tym nieustannym pędem. Wręcz przeciwnie – skutecznie trzyma on uwagę widza od początku do końca. Dodatkowo, co jest ogromnym plusem, ta fabuła w przeciwieństwie do innych crossoverowych serii, jest dobrze i starannie poprowadzona. Mimo „miszmaszu”, ogromu postaci i wątków stara się być poukładana – twórcy uniknęli chaosu, którego przy takim rozmachu można by się spodziewać. Podobna sytuacja, którą kilka lat temu widzieliśmy w marvelowskim Infinity War. Masa postaci i wątków, a jednak wszystko były płynnie opowiadane.

Co prawda, przy takim pędzie, twórcy musieli zrobić coś, aby – iż tak powiem – nie stracić pary. Czasem więc kierunek, w którym idzie historia, a także pokazane zwroty akcji były choćby jak na komiksową historię aż nazbyt wymyślne i nieprawdopodobne. A im dalej w las tym…dziwniej. Nie chcę zdradzać konkretów, sami powinniście sprawdzić, co scenarzyści przygotowali. Dość powiedzieć, iż choćby zagorzali czytelnicy, którzy widzieli na kartach komiksu już wiele, będą w stanie albo przewrócić oczami ze zdziwienia albo uśmiać się z kreatywności twórców.

fot: kadr z komiksu

Mimo ogromnego zagrożenia, mrocznego klimatu oraz przeważającej powagi, Taylorowi i spółce udało się dorzucić nieco humoru do historii. Poza paroma mrugnięciami oka w stronę fanów Gacka czy Supka, które nieco ironizowały ich kultowe cechy, najwięcej frajdy można było czerpać z gościnnego występu Lobo. I choć zdaję sobie sprawę, iż przy takiej ilości postaci trudno, by każda otrzymała wystarczająco „czasu ekranowego”, akurat szalony Czarnianin mógłby pojawić się ciut wcześniej i trochę dłużej rzucać głupawymi tekstami.

DCeased: Wojna Nieumarłych Bogów podobnie jak poprzednie tomy jest komiksem świetnym pod kątem wizualnym. Pojedynki są dobrze rozrysowane, akcja bardzo ładnie przedstawiona. najważniejsze momenty mocno wyeksponowane. Słowem – wszystko na swoim miejscu. Co więcej – i może jest to błahostka – ale podobało mi się zwizualizowanie ogromu walk między poszczególnymi herosami. Zwłaszcza widoczne to było w ostatnim akcie, gdzie wreszcie zobaczyliśmy głównego antagonistę, odpowiedzialnego za całą tragedię. Ogrom – dosłownie ogrom – zagrożenia, z jakim przyszło im się zmierzyć, był naprawdę odczuwalny.

fot: kadr z komiksu

Finałowy tom DCeased oferuje po raz kolejny wyjątkowo dobrą rozrywkę, sporo emocji, a przy tym stanowi godne zwieńczenie serii. Gdyby tylko wszystkie crossovery były w takim stylu – wciągające, emocjonujące, a przy tym logiczne i poukładane. choćby czasem głupiutkie, czy nieprawdopodobne rozwiązania fabularne nie potrafią tutaj popsuć zabawy.


Źródło grafiki głównej: Egmont.pl
Idź do oryginalnego materiału