— Ola, pamiętasz, jak prosiłeś, żebym ci mówiła, jeżeli usłyszę o czyjejś potrzebie, która jeszcze choćby nie została wyrażona? Właśnie taki mam przypadek — stała w progu gabinetu męża, patrząc na niego z nadzieją w oczach.
— Już mnie zaintrygowałeś, Aniu. Mów.
— Wiesz, czego mi brakuje najbardziej w całym tym internetowym szumie? — usiadła obok niego i dodała ciszej: — Filtra dobra. Takiego „tłumacza światła”, który zamieniałby chamstwo, złośliwość i agresję w słowa pełne szacunku. Żeby czytając komentarze albo służbowe wiadomości, nie miał się ochoty schować pod kołdrę.
— Ktoś cię uraził?
— Nie, kochanie, nie chodzi o konkretną osobę. Ale ostatnio, przeglądając fora, social media, czaty służbowe, coraz częściej czuję, jakby wylewano na mnie wiadra złości i jadu. Ludzie się nie hamują. Obrażają, wyśmiewają, poniżają. Jakby nie było już żadnych granic.
Zamilkła na chwilę, spuszczając wzrok.
— Czasem myślę, iż to ze mną coś nie tak. Może stałam się zbyt wrażliwa? Ale z drugiej strony, czy normalne jest, żebyśmy przyzwyczajali się do chamstwa jak do codziennego krajobrazu?
Olek westchnął. Widział, jak codziennie pochłania dziesiątki wiadomości, analizując nastroje społeczne jako specjalistka w agencji badawczej.
— Niestety, agresywni są najgłośniejsi. Zawsze było ich niewielu, ale internet to dla nich idealna pożywka. Anonimowość daje im bezkarność, zostają tylko nagie emocje. Ale masz rację. Świat staje się toksyczny. Ten pomysł… brzmi mocno. Realnie. Opowiedz mi więcej. Jak to widzisz?
— Chciałabym, żeby to było rozszerzenie albo aplikacja. Na przykład czytasz komentarze pod filmem — a one są automatycznie zmieniane: zamiast „debil” widzisz „nie rozumiem twojego stanowiska”, zamiast „zamknij się” — „może spójrzmy na to inaczej”? Wyobrażasz to sobie?
— Moment, czyli proponujesz nie blokować, ale przepisywać?
— Tak! Ale dobrowolnie. Użytkownik sam włącza filtr i decyduje, gdzie go zastosować. Może tylko w pracy, gdzie liczy się konstruktywna wymiana, a może wszędzie, gdzie potrzebuje odetchnąć.
— A gdyby działał też w drugą stronę? Żeby łagodził twoje własne wiadomości przed wysłaniem?
— To byłoby idealne! Bo my też nie zawsze jesteśmy święci. Zwłaszcza w stresie. Czasem chcemy tylko wyrzucić z siebie złość — a potem czytamy, co napisaliśmy, i mamy wyrzuty. A tu filtr podpowiada: „można to ująć łagodniej”, „może inaczej?”. choćby sugeruje zmianę.
— Brzmi jak wewnętrzny psycholog z autocenzurą. Bez moralizowania.
— Dokładnie! Najważniejsze, żeby działało bez wysiłku — bez kopiowania tekstu, bez przeskakiwania między aplikacjami. Wszystko na bieżąco. Spokój to też zasób, a dziś jest na wagę złota.
Olek zamilkł na moment. Pracował w branży IT i doskonale rozumiał — pomysł Ani mógł nie tylko odnieść sukces, ale zmienić samo postrzeganie komunikacji w sieci.
— Omówię to z zespołem. Jutro. Koniecznie. To nie tylko genialne — to potrzebne. Ludzie potrzebują oddechu. Bez trucizny.
Anna odetchnęła z ulgą, po raz pierwszy od dawna uśmiechając się szczerze.
— Dziękuję, Olek. Naprawdę. Bałam się, iż wariatka ze mnie — iż marzę o czymś nierealnym. Ale może dobro to po prostu coś, co zgubiliśmy po drodze. I czas to odzyskać.
Wstał, objął ją mocno i przytulił.
— Dość już tej brzydoty na dziś. Czas włączyć nasz własny filtr dobra: cisza, przytulanie, herbata i miłość. Bez warunków. Bez sporów. Bez filtrów.
Roześmiała się i wtuliła twarz w jego ramię.
Gdzieś za oknem przez cały czas stukali klawisze — ktoś pisał pełen złości komentarz, ktoś inny kłócił się do ochrypnięcia. Ale w tym pokoju rodziła się idea, która mogła zmienić choć mały kawałek świata. I sprawić, by stał się odrobinę cieplejszy.