Kolejne frankofońskie albumy Disneya nie wychodzą w Polsce w szczególnie szybkim tempie, ale co najmniej raz do roku dostajemy kolejny. Tym razem do sprzedaży trafił tom Miki kontra Przymierze Złoczyńców, rozgrywający się w futurystycznym Nowym Myszogrodzie komiks Nicolasa Pothiera i Johana Pileta. Czy twórcom udało się przygotować ciekawą opowieść?

Największym problemem disnejowskich albumów w dużym formacie jest to, iż oczekiwania czytelników wobec nich są zwykle bardzo duże, ponieważ konkurencja w postaci setek tysięcy innych historyjek o tych samych postaciach, nierzadko dłuższych, jest olbrzymia. Trudno wymyślić fabułę na tyle ciekawą i oryginalną, a przy tym nie za długą, żeby czytelnik był usatysfakcjonowany lekturą i był w pełni przekonany, iż dostał coś lepszego niż historie publikowane w kioskowych wydaniach. Na dodatek forma publikacji sprzyja komiksom, które zachwycają wizualnie, co często sprawia, iż fabuła schodzi na drugi plan i dostajemy ładnie wyglądającą wydmuszkę pozbawioną treści.
W przypadku tomu Miki kontra Przymierze Złoczyńców na pewno świetnym pomysłem było przeniesienie akcji do przyszłości i osadzenie jej w futurystycznym Nowym Myszogrodzie. Twórcy dzięki temu już od pierwszej strony mogą popisywać się swoją kreatywnością i nie są ograniczeni estetyką typową dla standardowych opowieści, ale tworzą całkowicie nowe połączenie klasycznych postaci ze światem pełnym robotów, latających pojazdów i innych urządzeń. Nowa sceneria zawsze daje nowe możliwości i podobnie jest w tym komiksie, szczególnie iż postaci trochę różnią się charakterem od tych znanych ze zwykłych historii.

Niestety mam wrażenie, iż choć komiks jest naprawdę przyjemną przygodową opowieścią, która sprytnie wplata różne motywy znane ze słynnych dzieł SF, to ostatecznie zabrakło w nim pomysłu na jakąś bardziej wciągającą czytelnika fabułę. Jak można się spodziewać po tytule albumu, jego głównym motywem jest potyczka pomiędzy drużyną Mikiego, Spaceranger Force a Przymierzem Złoczyńców, które chce przejąć kontrolę nad Myszogrodem. W skład złowrogiego sojuszu wchodzą m.in. Fantomen, Emil Orzeł czy Bracia Be. Takie nagromadzenie złoczyńców to okazja do pokazania skomplikowanych relacji między nimi, co chyba jest najlepszym i najbardziej zaskakującym elementem albumu.
Pozostała część historii jest bardzo przewidywalna, ponieważ mamy tu do czynienia z dość sztampową rywalizacją pomiędzy postaciami pozytywnymi i negatywnymi. Choć zostało to zaprezentowane w interesujący sposób, Spaceranger Force to disnejowska kopia Power Rangers, a w fabułę są wplątane różne zapomniane postaci jak np. Kat Nipp, to jednak zabrakło czegoś, co pozwoliłoby bardziej wciągnąć się w lekturę. Tym elementem mógłby być humor, ale on też nie jest najwyższych lotów. Jest parę zabawnych scen, ale sporo żartów w ogóle nie wybrzmiewa, a niektóre są wstawione na siłę. Wydaje mi się też, iż za bardzo próbowano ogłupić np. Donalda, co chyba w zamierzeniu twórców miało być śmieszne, choć takie w ogóle nie jest.

Intrygującym elementem jest natomiast oprawa graficzna albumu. Uwielbiam wszelkiego rodzaju eksperymenty, ponieważ nie ma nic gorszego od tabunów Hiszpanów rysujących komiksy od linijki. Tutaj natomiast mamy do czynienia z interesującym połączeniem autorskiej kreski rysownika ze stylem znanym z pierwszych krótkometrażówek. Ostatecznie daje to efekt, który w pewnym stopniu przypomina twórczość Wilfreda Haughtona, rysownika tworzącego pierwsze brytyjskie komiksy z Mikim. Niestety choć wszystko jest narysowane w dynamiczny sposób, to efekty końcowy trochę psują zbyt duże różnice w wyglądzie postaci pomiędzy poszczególnymi kadrami.
Za przekład tomu ponownie odpowiadała Maria Mosiewicz i znów wykonała kawał dobrej roboty. Redakcja dopilnowała też wszystkich polskich imion postaci. Można mieć jednak zastrzeżenia do jednej decyzji, która jednak nie jest błędem - drużyna Mikiego ma angielską nazwę. Podobnie jest w oryginale i mocno to sugeruje inspirację twórców choćby Power Rangers. Jednak ta powoduje to, iż w jednej scenie pojawia się wiele angielskich nazw, które mogą nie być zrozumiałe dla wszystkich czytelnika. Być może w tej sytuacji należało trochę odejść do oryginału, ale jest to jedynie detal.
Dostawaliśmy gorsze albumy o Mikim, było też parę lepszych. Miki kontra Przymierze Złoczyńców mogłoby być naprawdę dobrym komiksem, gdyby udało się połączyć ciekawie wykreowany świat oraz interesujący pomysł na konflikt z fabułą, która potrafiłaby bardziej zaangażować czytelnika. Tutaj nie jest źle, przyjemnie jest poczytać opowieść SF o disnejowskich bohaterach rozgrywającą się w przyszłości, ale nie jest to nic wyjątkowego.
Ocena albumu: 7,5/10
Myszka Miki - Miki i tysiąc Czarnych Piotrusiów
Data premiery: 27 sierpnia 2025, liczba stron: 56, cena okładkowa: 49,99 zł, format: A4, oprawa:
twarda, scenariusz: Nicolas Pothier, rysunki: Johan Pilet, tłumaczenie: Maria Mosiewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN:
978-83-281-6930-2
Przykładowe strony:



Źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska