Witajcie, moje kosmiczne ziomale! Wasz władca retro-vibów, wskakuje na scenę z błyszczącą peleryną i odpalonym wzmacniaczem, gotów, by rozkręcić opowieść o rockowych bogach lat 70. i czarodziejskich laskach (oraz kolesiach) z lat 60. i 70. To będzie jak koncert na Woodstocku zmiksowany z sabatem pod pełnią księżyca – totalnie odlotowa podróż przez muzykę, magię i bunt! No to ruszamy, ziomki!
Rockowe brzmienia lat 70.: Slade i spółka
Lata 70. to złota era rocka – czas, gdy gitary wyły, włosy fruwały, a sceny trzęsły się od energii. To był okres, gdy rock’n’roll ewoluował w coś bardziej dzikiego, bardziej teatralnego i, powiedzmy sobie szczerze, bardziej odjechanego. Wśród gigantów takich jak Led Zeppelin, Black Sabbath czy Deep Purple, brytyjska kapela Slade wnosiła na scenę coś wyjątkowego – glam rockowy szał, który rozkręcał imprezy jak nikt inny.
Slade: Krzykliwi królowie glam rocka
Slade, założeni w Wolverhampton w Anglii, to był zespół, który w latach 70. rozbił bank. Z frontmanem Noddy’m Holderem, jego charakterystycznym wokalem i dzikimi okrzykami, oraz gitarzystą Dave’em Hillem, który wyglądał jak chodząca reklama cekinów, Slade byli jak eksplozja brokatu i rockowej energii. Ich hity, takie jak „Cum On Feel the Noize” (1973) czy „Mama Weer All Crazee Now” (1972), to były hymny, które wprawiały tłumy w szał. To nie był zwykły rock – to był glam rock, pełen przesady, kolorów i pure fun.
Slade mieli w sobie coś czarodziejskiego – ich koncerty były jak rytuały, gdzie publiczność tańczyła, śpiewała i traciła głowę. Ich styl – wysokie buty na platformach, błyszczące marynarki i kapelusze, które wyglądały jakby ukradli je z garderoby czarownika – idealnie pasował do epoki, w której wszystko musiało być większe, głośniejsze i bardziej szalone. Teksty Slade były chwytliwe, a ich energia sprawiała, iż każdy czuł się jak na imprezie życia.
Inni rockowi magicy lat 70.
Nie tylko Slade rządzili sceną. Led Zeppelin to byli prawdziwi czarodzieje rocka – ich albumy, jak Led Zeppelin IV (1971) z nieśmiertelnym „Stairway to Heaven”, miały w sobie mistyczny vibe, inspirowany okultyzmem i mitologią. Ich muzyka była jak zaklęcie – hipnotyzująca i pełna mocy.
Black Sabbath, z Ozzym Osbournem na wokalu, dodali do rocka mroczny, sabbatowy klimat. Ich debiutancki album Black Sabbath (1970) był jak soundtrack do czarnej mszy – ciężkie riffy, teksty o demonach i atmosfera, która sprawiała, iż ludzie bali się wyłączyć światło. Deep Purple z kolei wnieśli do gry epickie solówki i energię, która rozsadzała stadiony – „Smoke on the Water” (1972) to klasyk, który każdy zna.
Byli też T. Rex z Markiem Bolanem, który był jak glamrockowy elf, oraz David Bowie, który w latach 70. przeobrażał się w kosmicznego Ziggy’ego Stardusta, łącząc rock z teatralną magią. Każdy z tych artystów miał w sobie coś, co łączyło ich z czarodziejskim duchem epoki – czy to przez teksty, styl, czy aurę tajemniczości.
Czarownice lat 60. i 70.: Magia w sercu kontrkultury
Czarownice w latach 60. i 70. były jak rockowe gwiazdy kontrkultury – buntowniczki, które rzucały czary na patriarchat, kapitalizm i nudę. To był czas, gdy okultyzm stał się modny, a czarownictwo przestało być tylko bajką o babie Jadze, a stało się symbolem wolności, feminizmu i kosmicznej energii.
Wicca i duchowy renesans
Wicca, współczesna religia pogańska założona przez Geralda Gardnera w latach 50., w latach 60. i 70. przeżywała swój wielki boom. To była duchowość dla hipisów – pełna miłości do natury, celebracji księżyca i rzucania czarów z dobrymi intencjami. Koweny, czyli grupy czarownic, spotykały się w San Francisco, Londynie czy Nowym Jorku, by medytować, palić szałwię i tańczyć pod gwiazdami. To nie były tylko babskie imprezy – faceci też dołączali, wciągnięci w ten vibe wolności i mistycyzmu.
Feministki, jak Starhawk, która napisała Taniec spirali (1979), widziały w czarownictwie sposób na odzyskanie mocy. Czarownice historycznie były kobietami palonymi za niezależność, więc w latach 70. stały się ikonami walki z patriarchatem. Grupy jak WITCH (Women’s International Terrorist Conspiracy from Hell) organizowały happeningi, gdzie „rzucały klątwy” na Wall Street czy polityków, łącząc magię z politycznym aktywizmem.
Czarownice w popkulturze
Popkultura lat 60. i 70. była przesiąknięta czarodziejskim klimatem. Serial Zaczarowana (Bewitched, 1964–1972) z Samanthą Stephens (Elizabeth Montgomery) sprawił, iż czarownice stały się cool – Samantha była jak feministka w spódnicy, która machnięciem nosa mogła zmienić świat, choć jej mąż Darrin wolał, żeby gotowała obiad. Jej mama, Endora, to była kwintesencja zadziornego stylu lat 70. – zero przejmowania się i pełno sarkazmu.
Filmy też nie odstawały. Dziecko Rosemary (1968) pokazało mroczniejszą stronę okultyzmu, a Kult (The Wicker Man, 1973) był jak psychodeliczny trip w świat pogańskich rytuałów. choćby kreskówki, jak Rodzina Addamsów, podłapały ten vibe, z Morticią i małą Wednesday jako proto-czarownicami.
Czarodziejski styl
Czarownice miały styl, który zrewolucjonizował modę. Aksamitne peleryny, pentagramy, kryształy jak ametyst czy kwarc – to były must-have każdej wiedźmy. Maxi spódnice, frędzle i wianki z kwiatów mieszały się z czarnymi koronkami i gwiazdorskim makijażem. Tarot był wszędzie – od komun po festiwale – a każda czarownica miała talię, którą wróżyła przy ognisku. To był look, który mówił: „Mam moc i wyglądam przy tym jak milion dolców”.
Rock i czarownice: Magiczne połączenie
Teraz najlepsze: rock lat 70. i czarownice lat 60. i 70. to było jak masło orzechowe i dżem – idealne combo. Muzyka rockowa i okultyzm miały wspólną duszę – bunt, wolność i odrobinę mroku. Artyści tacy jak Stevie Nicks z Fleetwood Mac byli jak żywe czarownice na scenie. Jej „Rhiannon” (1975) to był hymn każdej wiedźmy – opowieść o walijskiej bogini, pełna magii i tajemnicy. Stevie, w swoich zwiewnych szalach i z eterycznym głosem, wyglądała, jakby rzucała zaklęcia na tłumy.
Slade też mieli w sobie coś czarodziejskiego. Ich teatralny styl, błyszczące ciuchy i energia sceniczna były jak rytuał – każdy koncert to był sabat, gdzie publiczność była zaczarowana. Teksty ich piosenek miały w sobie ten luz i radość, które pasowały do hipisowskiego ducha czarownic. Wyobraźcie sobie czarownice tańczące do „Cum On Feel the Noize” pod księżycem – to byłby vibe!
Inni artyści też flirtowali z okultyzmem. Black Sabbath śpiewali o demonach i czarnej magii, a ich ciężkie riffy brzmiały jak soundtrack do sabatu. Led Zeppelin wplatali w swoje teksty odniesienia do mitów i magii – „The Battle of Evermore” (1971) to jak ballada o czarodziejskim świecie. choćby T. Rex Marca Bolana miał w sobie coś elficko-czarodziejskiego, z jego poetyckimi tekstami i glamowym stylem.
Czarownice i rockowcy spotykali się na festiwalach, jak Glastonbury czy Woodstock, gdzie muzyka mieszała się z rytuałami. Wyobraźcie sobie kowen tańczący do solówki Jimmy’ego Page’a albo hipisów medytujących przy „Paranoid” Black Sabbath. To był czas, gdy granica między koncertem a sabatem była cienka jak struna gitary.
Dziedzictwo: Rock i czarownice forever
Lata 70. dały nam rock, który wciąż żyje – Slade, Led Zeppelin, Black Sabbath to legendy, które inspirują kolejne pokolenia. Czarownice z lat 60. i 70. też zostawiły ślad – ich bunt, styl i duch wolności żyją w dzisiejszych wiedźmach na Instagramie, z ich kryształami i tarotem. Razem stworzyli epokę, w której muzyka i magia były jednym – sposobem na wyrażenie siebie, rzuceniem wyzwania światu i życiem na własnych zasadach.
(z pewnych powodów ten tekst może zawierać błędy merytoryczne i absurdalne głupoty, koniecznie dajcie znać w komentarzach jeżeli coś takiego wykryliście ;))