Niedawno odbyła się warszawska premiera sztuki Grupa krwi Anny Wakulik. Za reżyserię odpowiadał Wojciech Urbański. Błyskotliwy dramat o rodzinnych tajemnicach to historia, która porusza i pozostawia z przemyśleniami wobec własnej tożsamości.
Dnia 18 października 2025 roku na Scenie 61 Teatru Ateneum odbyła się premiera sztuki Grupa krwi napisanej przez Annę Wakulik. Nie byłem wtedy w stanie dotrzeć na spektakl, ale obejrzałem go już następnego dnia. Być może to moje małe doświadczenie z teatrem, a może geniusz twórców, ale Grupa krwi wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Reżyserem warszawskiej wersji dramatu jest Wojciech Urbański. W obsadzie znaleźli się natomiast Emilia Komarnicka (Rita), Olga Sarzyńska (Anna), Łukasz Lewandowski (Michał) oraz Dariusz Wnuk (Michał 2).
Historia to przewrotna opowieść o rodzinnych tajemnicach. Po śmierci dziadka wychodzą one na jaw. Staruszek zostawił po sobie testament, który burzy dotychczasowy porządek i zmusza czterech krewnych do konfrontacji ze swoją przeszłością i decyzjami przodków. Krew czy czyny? – to pytanie towarzyszy ich burzliwej rozmowie. Bohaterowie starają się rozwikłać kwestię równych szans w dzisiejszej demokracji. Czy nasza tożsamość i historia dalej wpływają na dzisiejszy byt, czy może jesteśmy w stanie przeciwstawić się woli losu?
Spektakl zaczął się dość spokojnie. Mimo iż na początek przysłuchujemy się dość banalnej rozmowie Anny i Michała 2, to już w pierwszych chwilach niesie ona ze sobą niebywałą wiarygodność. Prawdę mówiąc, to uczucie towarzyszyło mi do samego końca. Być może wiąże się to z dbałością o szczegóły w scenariuszu. Bohaterowie często nawiązują do problemów współczesnego świata, jak na przykład wojna w Gazie. Również same postacie są wielowymiarowe. Anna to konformistka, która nie ma odwagi spełniać swoich marzeń. Z drugiej strony mamy Ritę, która wydaje się, żyje swobodnie. Te bohaterki z czasem okazują się jednak bardziej skomplikowane niż można było się spodziewać na pierwszy rzut oka. Anna okazuje się bardziej zaradna, a Rita znacznie mniej szczęśliwa. Takie charaktery wzmocniły tylko konfliktową naturę pytania, czy ważniejsza jest nasza przeszłość, czy teraźniejszość?
Nie zapominajmy również o Michałach, którzy także zostali obdarowani niezwykłymi charakterami. W przeciwieństwie do bohaterek wydają się jednak mniej ważni. Niemniej wprowadzają do historii pewien element rozluźnienia. Porównałbym ich do takich wujków na weselu, którzy rozmawiają o niczym, byle tylko zabić czas. W tym przypadku można było odnieść wrażenie, iż bohaterowie starali się po prostu uniknąć głównego tematu i łagodzić atmosferę. Gdy pałeczkę przejmują jednak Rita i Anna, atmosfera stopniowo podgrzewa się do temperatury słońca.
Niezręczne żarty Michała 2 kontrastują z do bólu prawdziwymi i uszczypliwymi, ale bawiącymi komentarzami Rity. Aż w końcu to właśnie ona powoduje „erupcję wulkanu”, która prowadzi do ogromnych zwad. Przy tej bohaterce chciałbym na chwilę się zatrzymać, bo Emilia Komarnicka skradła moje serce. Poziom charyzmy, jaką aktorka zaprezentowała na scenie, był oszałamiający. Będąc szczerym, to ona dla mnie prowadziła tę historię. Trzeba jednak przyznać, iż każdy dał fenomenalny występ, a relacje między postaciami były wręcz hipnotyzujące.

Wróćmy jednak do fabuły. Zdecydowanie o wiele bardziej wciągającą częścią była druga połowa spektaklu. Pierwsza część wciąż utrzymywała w napięciu, jednak ciągła ekspozycja mogła nieco znużyć. Zwłaszcza pierwszym minutom zabrakło czegoś, co by pozwoliło na zaciekawienie publiki. Gdy na deski teatru wkraczają już Rita i Michał, akcja zdecydowanie nabiera tempa. I przyznam, iż sztuka ta jest w dużej mierze przegadana. Ten fakt jednak ani trochę nie odbiera jej emocji i polotu. A choćby odważę się stwierdzić, iż nadaje jej większej wiarygodności.
Grupa krwi w założeniu nie jest niesamowicie skomplikowana. Ot, kłótnia o spadek – przeradza się jednak w przekomarzania na temat tożsamości człowieka. Poruszana jest kwestia marzeń, przeszłości, klas społecznych, rodziny i szczęścia oraz wiele więcej. Urbański nie stara się jednak odpowiedzieć na żadne z zadawanych przez sztukę pytań. To my musimy sami rozwikłać zagadkę naszej tożsamości i zrozumieć, kim na tym świecie jesteśmy. W szerokiej perspektywie spektakl może sugerować, iż zarówno geny, jak i nasze decyzje wpływają na nasze życie. Niemniej obłędne zakończenie prezentuje nam bliskie chocholego tańca z Wesela Wyspiańskiego wystąpienie, które prowadzi do wniosku, iż nie da się tej kwestii rozwiązać. Przy okazji warto pochwalić Emilię Komarnicką i Olgę Sarzyńską za przyprawiające o ciarki wokale.
Jestem pod wrażeniem także ilości napięcia, z jaką mamy do czynienia, śledząc całą rozmowę. Zdecydowanie mają na to wpływ także twisty fabularne, które nie są wymuszone i popychają w błyskotliwy sposób fabułę do przodu. W toku opowieści był jednak jeden wątek, w którym nie do końca rozumiem, co miał wnosić do historii. Bohaterowie od czasu do czasu słyszeli pewne dźwięki dobiegające z dworku, w którym przebywali. Miałem jednak wrażenie, iż ten element do niczego nie prowadził. Co więcej, same dźwięki były wykonane dość średnio i mało przekonywająco.
O scenografii, kostiumach, świetle i udźwiękowieniu nie ma sensu zbyt wiele opowiadać. Grupa krwi to sztuka, która ewidentnie nie wymagała zbyt bogatej oprawy. Osobiście uważam, iż ten minimalizm był choćby korzystny dla historii i pozwalał się skupić na jej najistotniejszych aspektach. To aktorzy, których świetnie poprowadził Wojciech Urbański, są w centrum tej historii. To oni i dynamiczne relacje między nimi wywołują w nas zarówno śmiech, jak i wzruszenie.

Grupa krwi to sztuka, którą mogę polecić z pełnym przekonaniem. Warszawska odsłona dostarcza nie tylko ogrom emocji, ale także pozostawia z wieloma przemyśleniami na temat swojego życia. Urbański wciąga nas w świat dramatu Anny Wakulik i poprzez świetne kreacje aktorskie pozwala nam doświadczyć niepowtarzalne widowisko. Zaskakuje przy tym minimalizmem w oprawie na rzecz treściwości przekazu werbalnego. Mimo iż z początku historia nie zapowiada się nad wyraz ciekawie, to wrażenie to prędko znika. My natomiast doświadczamy pełnej napięć i zaskoczeń historii, której konkluzja przyprawia o ciarki. Grupa krwi to opowieść, obok której nie można przejść obojętnie.
fot. główna: Teatr Ateneum