Nazywała się Alina, była jego dawną współpracownicą. Kilka godzin przed uroczystą kolacją mąż zadzwonił i powiedział: Musimy porozmawiać.
Miała na imię Elżbieta, to była jego była koleżanka z pracy. Na kilka chwil przed przyjęciem mój mąż wykręcił mój numer i rzucił tylko: Musimy pogadać.
Kinga stała w kuchni swojego mieszkania w Krakowie, delikatnie układając serwetki na stole przygotowanym na tę wyjątkową kolację. To była ich dziesiąta rocznica ślubu z Jackiem, a ona chciała, żeby wszystko było idealne: świece, jego ulubione wino, zapach pieczonej ryby unoszący się w powietrzu. Ale zanim zdążyli przyjść goście, zadzwonił telefon. Na ekranie migotało imię męża. Kinga, musimy pogadać powiedział zimnym, obcym głosem. W tej chwili jej serce ścisnęło się, jak gdyby przeczuwała, co nastąpi. Nie wiedziała jeszcze, iż ten telefon zmieni jej życie, ale już czuła, jak wszystko, co budowała przez lata, rozpada się w proch.
Jacek był jej opoką, wielką miłością, człowiekiem, z którym dzieliła marzenia i trudne chwile. Poznali się na studiach, pobrali młodo, razem wychowywali córkę, Zosię. Kinga ufała mu bezgranicznie, choćby gdy wracał późno z pracy lub wyjeżdżał służbowo. Była dumna z jego sukcesów Jacek został kierownikiem w dużej firmie, a jego charyzma otwierała wszystkie drzwi. A jednak, trzymając słuchawkę, przypomniała sobie szczegóły, które wcześniej ignorowała: jego nieobecny wzrok, krótkie odpowiedzi, dziwne telefony, które przerywał w pół słowa. Imię Elżbieta wróciło do niej jak cień, którego nie chciała dostrzec.
Elżbieta pracowała z nim dwa lata temu. Kinga spotkała ją na jakimś szkoleniu wysoka, z pewnym siebie uśmiechem, patrząca na Jacka odrobinę za długo. Wtedy odrzuciła ten dresz, mówiąc sobie: To tylko kolega z pracy, nic poważnego. Jacek choćby wspominał, iż Elżbieta zwolniła się i wyjechała na prowincję. Ale teraz, słysząc jego wahający się głos w słuchawce, Kinga zrozumiała: Elżbieta nigdy tak naprawdę nie odeszła. Nie chciałem, żeby to tak wyglądało, Kinga zaczął, a każde słowo dźwięczało jak cios. Przyznał, iż spotyka się z Elżbietą od roku, iż wróciła do Krakowa, iż jest zagubiony. Kinga milczała, czując, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.
Nie pamiętała, kiedy odłożyła słuchawkę. Ani kiedy wyłączyła piekarnik, schowała świece, które zapaliła tego ranka z taką nadzieją. Myśli wirowały: Jak on mógł? Dziesięć lat, Zosia, nasz dom i to wszystko dla niej? Siedząc na kanapie, z ich zdjęciem ślubnym w dłoniach, próbowała pojąć, kiedy jej życie zamieniło się w kłamstwo. Przypomniała sobie uścisk Jacka z zeszłego tygodnia, jego obietnicę zabrania Zosi w góry. A tymczasem on był z inną. Zdrada paliła ją żywcem, ale najgorsze było to jedno: nie widziała, bo mu ufała. Kochała go tak bardzo, iż oślepła.
Gdy Jacek wrócił, Kinga przywitała go ciężkim milczeniem. Goście nie przyszli odwołała przyjęcie, niezdolna do udawania. Wyglądał na winnego, ale nie złamanego. Nie chciałem cię ranić, Kinga. Ale z Elżbietą to coś innego. Te słowa dobiły ją. Nie krzyczała, nie płakała patrzyła na niego jak na obcego. Wynoś się. Głos był bardziej stanowczy, niż się spodziewała. Jacek skinął głową, wziął torbę i wyszedł, zostawiając ją samą w mieszkaniu, które wciąż pachniało świętem, które nigdy nie nadeszło.
Minął miesiąc. Kinga próbowała żyć dla Zosi, która nie wiedziała wszystkiego. Uśmiechała się do córki, przygotowywała jej śniadania, ale noce płynęły w szlochu, w pytaniu: Dlaczego nie byłam dość? Przyjaciele ją wspierali, ale ich słowa nic nie poprawiały. Dowiedziała się, iż Jacek i Elżbieta już razem mieszkają, co było kolejnym ciosem. A jednak, gdzieś głęboko, coś się rozbudziło siła. Nie rozpadła się. Odwołała kolację, ale nie swoje życie.
Dzisiaj Kinga patrzy w przyszłość z ostrożną nadzieją. Zapisała się na kurs projektowania, spełniając dawne marzenie, spędza więcej czasu z Zosią, uczy się kochać siebie. Jacek czasem dzwoni, przeprasza, ale ona nie jest gotowa go słuchać. Elżbieta, której imię wcześniej było tylko cieniem, nie ma już nad nią władzy. Kinga wie teraz jedno: jej życie to nie on, nie ich małżeństwo. To ona. A ten jubileusz, który był być świętem, stał się pierwszym rozdziałem nowej opowieści. Opowieści, w której nie będzie już żyć dla obietnic innych.
Zrozumiała przez to jedno: nigdy nie wolno gasić własnego światła dla kogoś, kto nie potrafi go zobaczyć.