Joanna Kołaczkowska zostawiła po sobie testament. Nie bała się odejścia

zycie.news 5 godzin temu
Zdjęcie: Joanna Kołaczkowska, screen Youtube @TVN24


Joanna Kołaczkowska – artystka, która rozśmieszała tysiące, ale równie mocno poruszała serca swoją szczerością – już przed rokiem mówiła o śmierci z otwartością i odwagą, jakiej niewielu potrafi sprostać. W rozmowie z Marcinem Mellerem w podcaście „Mellina” mówiła nie tylko o przemijaniu, ale i… o testamencie. Słowa te, po jej niedawnym odejściu, niosą dziś głęboki i wzruszający przekaz.

W świecie zdominowanym przez ucieczkę od rozmów o śmierci, Kołaczkowska była jasnym wyjątkiem. Z typowym dla siebie spokojem i błyskotliwą refleksją mówiła o przemijaniu jako czymś naturalnym, ale też fascynującym.

– To tak u mnie działa, jakbym jednak miała być i to obserwować. Może to jest trochę związane z niepewnością, czym jest śmierć – wyznała, nawiązując do doświadczeń rodzinnych i śmierci ojca.

W rozmowie nie unikała trudnych pytań. Zastanawiała się nad przyszłością świata: jak rozwinie się technologia, co stanie się z relacjami międzyludzkimi, z kryzysem klimatycznym, z migracjami. Jak przyznała – „interesuje mnie science fiction, bo to nie tylko rozrywka, ale i próba przewidywania przyszłości”.

– Jestem bardzo interesująca świata, który będzie po mnie – mówiła.

Gdy Marcin Meller zapytał ją wprost: „Spisałaś testament?”, bez zawahania odpowiedziała: „Tak”.

To krótkie, pozornie zwyczajne słowo, dziś ma potężny ładunek emocjonalny. Wypowiedziane przez osobę, która mimo walki z chorobą, nie bała się przyszłości i myślała o innych choćby po swoim odejściu.

Martwiła się nie o siebie, ale o meble, zdjęcia, pamiątki. O to, co po niej zostanie. Tak bardzo ludzka, czuła i dojrzała w tym, co mówiła – taka właśnie była Joanna Kołaczkowska.

Choć zapamiętamy ją jako ikonę kabaretu, niezrównaną w poczuciu humoru, nie można zapominać, jak głęboko potrafiła myśleć i mówić o życiu i śmierci. W czasach, gdy wielu ucieka od trudnych tematów, ona – z uśmiechem, pokorą i siłą – pokazywała, iż można być artystą i filozofem jednocześnie.

Jej śmierć to nie tylko strata dla sceny kabaretowej. To pożegnanie kobiety, która potrafiła mówić najtrudniejsze rzeczy z uśmiechem i odwagą. Kobiety, która – jak sama przyznała – chciała patrzeć na świat choćby po swoim odejściu. Dziś ten świat na chwilę się zatrzymał. I będzie przez długi czas pamiętał.

Dziękujemy za każdą łzę śmiechu i każdą łzę wzruszenia.

Idź do oryginalnego materiału