Kabaret Hrabi wyjechał dwa miesiące po śmierci Kołaczkowskiej. Nagle stało się to. "To był Jej znak"

pomponik.pl 6 godzin temu
Zdjęcie: pomponik.pl


Dariusz Kamys opublikował poruszający wpis, za pośrednictwem którego opisał przeżycia kabaretu Hrabi. Aby wzmocnić więzi w zespole wybrali się w góry. W pewnym momencie wszyscy zgodnie uznali, iż otrzymali znak od Joanny Kołaczkowskiej. "Na sam koniec, kiedy (...) wsiedliśmy do zamówionego busa, okazało się, iż to bus-taxi "Pączek". I wszyscy wiedzieliśmy, iż to od Niej" - napisano w komunikacie.


Dariusz Kamys wyjechał z kabaretem Hrabi. Opublikowali wzruszający wpis


Dariusz Kamys z grupy Hrabi podzielił się wzruszającym wpisem. Razem z pozostałymi członkami kabaretu wybrał się na wyprawę w góry. Na szlaku nie zabrakło obecności Joanny Kołaczkowskiej.
"Nie ma Jej. Wciąż trudno to zrozumieć i jeszcze trudniej zaakceptować. Zostaliśmy my - kabaretowa rodzina Hrabi. Jeszcze w kwietniu spędzaliśmy razem każdy dzień w trasie. Każdy wykonywał swoje obowiązki, a w przerwach cieszyliśmy się po prostu swoją obecnością. Razem pracowaliśmy na dzieło, jakim był kabaret Hrabi. Każdy z nas dokładał swoją cegiełkę, a całość nabierała sensu dopiero wtedy, gdy byliśmy razem" - tymi słowami zaczął swój emocjonalny komunikat.Reklama


Kabaret Hrabi wspomina Joannę Kołaczkowską


Dariusz Kamys nie kryje, iż rozbawianie Joanny było wyzwaniem, ale i wielkim szczęściem."(...) Największą nagrodą było zawsze rozbawić Aśkę. Jej śmiech - szczery, głośny, ale nigdy hałaśliwy - motywował do kolejnych wygłupów. Był jak sygnał, iż wszystko gra. Żartowaliśmy z siebie, ale nigdy nie raniąc. Tam zawsze pod spodem była życzliwość, ciepło. Sarkazm mieszał się z zapachem kawy. Dziś brakuje nam tego wszystkiego. Brakuje bliskości, drobnych rytuałów, wspólnych rozmów, a najbardziej - brakuje nam Jej" - podkreślił.Pomysł na podróż w góry wpadł do głowy Mateuszowi - realizatorowi dźwięku."Mateusz, nasz realizator dźwięku, człowiek wrażliwy, ale też sprawczy, zaproponował coś niezwykłego. Wypad w góry. Nie po to, żeby tylko pospacerować, ale żeby wyrwać nas z marazmu. Żebyśmy znów poczuli się razem, choćby przez trzy dni. Razem się zmęczyć, razem iść do przodu - pod górę, choćby jeżeli stromo. Wymyślił to świetnie" - napisał Kamys.


Joanna Kołaczkowska dała dawnej grupie sygnał. "To był jej znak"


Według autora na samym końcu podróży kabaret Hrabi doświadczył znaku od Joanny. Był całkowicie w jej stylu - w formie żartu."(...) To nie była zwykła piesza wycieczka. To było coś więcej: dowód, iż wciąż stanowimy całość, choćby jeżeli brakuje jednego głosu, najważniejszego. Ta górska wyprawa daje nadzieję. Że się poskładamy. Że wrócimy do tego, co kochamy najbardziej i co potrafimy najlepiej. Bo wiemy, iż Aśka by tego chciała. Skąd ta pewność? Na sam koniec, kiedy (...) wsiedliśmy do zamówionego busa, okazało się, iż to bus-taxi "Pączek". I wszyscy wiedzieliśmy, iż to od Niej. To Jej uśmiech, Jej mrugnięcie, Jej żart. Aśka zawsze potrafiła w ten sposób rozładować powagę. To był Jej znak: "Idźcie dalej. Śmiejcie się. Nie stójcie w miejscu" (...)" - podsumował.
Internauci są szczerze poruszeni wzruszającą opowieścią.
Czytaj też:
Kamys nie przebierał w słowach na pogrzebie Kołaczkowskiej. Mówił wprost o "przyjaciołach"
Minął miesiąc od śmierci Kołaczkowskiej. To wyznanie chwyta za serce
Kamys przerwał milczenie dwa dni po pogrzebie Kołaczkowskiej. "Została bolesna pustka"
Idź do oryginalnego materiału