.jpg)
Ostatnimi czasy obrodziło nowymi tytułami superhero w polskim wydaniu. Od parodii po próby świeżego spojrzenia na gatunek. Twórcy Karmiciela celują w klimaty wczesnego Image. I robią to na tyle sugestywnie, iż tytuł ma chyba największy potencjał komercyjny w swojej działce.
Bohaterem jest Orest, młody narkoman. Poznajemy go w momencie, gdy odurzony heroiną mózg wchodzi kolejny raz na jaśniejsze obroty i zaczyna sobie przypominać, jakim wrakiem człowieka stał się jego właściciel. Szumiejko nie ma litości dla swojego bohatera; metodycznie doprowadza go na samo dno upodlenia. Kierując myślami Oresta mgliście wspomina o wielkiej tragedii w przeszłości, wysyła chłopaka na miasto po kolejne porcje narkotyków, umieszcza w schronisku i jeszcze zsyła na niego kilka niefajnych sytuacji. Ale owo maltretowanie psychiczne i fizyczne bohatera ma swój cel - by zainteresowała się nim pewna istota i przekazała mu supermoce. I jeżeli ktoś w tym miejscu sądzi, iż fabuła dalej pójdzie wg schematu: Orest przechodzi wewnętrzną przemianę i czyniąc dobro próbuje odpokutować grzechy młodości... to skwapliwie informuję, iż nie. Nie tym razem. Opowieść od tego momentu robi się jeszcze bardziej mroczna.Wg notki biograficznej, Szumiejko to rocznik '84, a więc jego czas gołowąsostwa przypadł na dominację TM-Semiców na rynku. Jest autorem wielu scenariuszy serialowych; w CV ma wpisane prowadzenie warsztatów ze scenopisarstwa. I to widać! Rozdział pierwszy jest napisany świetnie, bez pełzającej toporności, którą cechuje się wiele polskich otwieraczy. Wyłuszczenie podstaw mitologicznych swojego świata zajęło Stanisławowi całe dwie strony! Prostych podstaw, ale tak skonstruowanych, iż każdy nowy, dobudowany później element, wzmaga tylko ciekawość. Zdelinearyzowanie opowieści (w postaci flashbacków sprzed paru godzin) nadaje historii nerwowej dynamiki a ta na tym etapie rusza do przodu rosnąc wielopłaszczyznowo. Szumiejko sprawnie zakreśla większą intrygę, umiejętnie wprowadza na scenę czarny charakter - czytelnik tuż po przeczytaniu numeru wyczuwa, iż fabuła nie będzie toczyć się "w nieznane" a kierować się ku większej, spodziewanej konfrontacji.
Karmiciel ma w sumie dużo ducha Spawna i Venoma, ale pomysły rodem z lat 90 ubiegłego wieku mają wyraźny współczesny sznyt. Scenariusz działa na poziomie street level - postacie nie potrzebują spandexowych wdzianek (bluza z kapturem robi za wszystko), miejsce akcji nie przypomina gotyckiego Gotham (to bardziej nowojorskie City), sam świat nie wydaje się być superbohaterorodny. Wydawca opisał tytuł jako superbohaterskie noir i trzeba tylko przyklasnąć takiej szufladce. Owszem, bohaterowie - mimo, iż poharatani życiowo - nie mają tak ciekawych osobowości jakie mogliby mieć, gdyby napisał ich Brubaker (Orest z początku ma denerwującą emo-manierę bycia), to jednak są na tyle niejednoznaczni, iż wydaje mi się, iż umiejętności scenopisarskie Szumiejki sporo z nich wycisną w przyszłości.
Fabule towarzyszy interesująca strona graficzna. Tomasz Patelczyk operuje głównie kontrastem czerń-biel, co sprawia iż jego rysunki są sterylne - można więc oczekiwać, iż brak szarości nie da rady wytworzyć noirowej atmosfery. Ale nie jest z nią tak źle. Rysownik ma w podorędziu bardzo cienką, komputerową kreskę. Ma się wrażenie, jakby Tomek wziął do ręki żyletkę i zaczął nią nacinać białe kartki. A szramy po nacięciu, zamiast nasiąkać czerwoną krwią, zaczęły zabarwiać się czarnym tuszem. Co trochę zdradza inspiracje artysty - Frank Miller, Brian Bolland (widoczne nawiązanie do Zabójczego żartu) czy Jim Lee (ach te drobne kreseczki). Można trochę się krzywić na komputerową sztywność i brak giętkości w co bardziej dynamicznych scenach, niemniej Patelczyk umie narysować tak twarze, iż wzbudzają podskórną grozę. Na zasadzie - postać się wesoło uśmiecha ale dobrze wiemy, iż ów uśmiech i wesołe spojrzenie należą do zwyrola.
Pierwsza odsłona Karmiciela sprzedaje się więc jako komiks antysuperbohaterski; opowieść w której nie uświadczymy 'dobrej' postaci. Już samo to jest w sobie interesujące. A panowie Szumiejko i Patelczyk czerpią najlepsze wzorce od amerykańskich twórców. I zdobytą wiedzę umieją kreatywnie wykorzystać.