Kiedy życie z mężem stało się zupełnie nie do zniesienia, zdecydowałam, iż nie będę już dłużej czekać. Postanowiłam odejść. Po prostu spakowałam walizkę i wyszłam z domu. Przyznam się szczerze – wcale nie chciałam się rozwodzić. Na początku miałam nadzieję, iż mąż zacznie błagać, żebym wróciła. Dzwonił, pytał gdzie jestem i dlaczego odeszłam, ale nic poza tym. Czas mijał, a nikt nie poprosił mnie o powrót. Aż w końcu zobaczyłam dokumenty rozwodowe…

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Byliśmy małżeństwem siedem lat. Cały ten czas żyłam adekwatnie tylko dla niego. Wszystko, co robiłam, robiłam z myślą o mężu. Byłam przekonana, iż tak powinno wyglądać małżeństwo – tak wychowali mnie rodzice, tak wyglądał ich związek. Wzięłam sobie ten wzór do serca i powielałam go w swoim życiu. Dziś wiem, iż to był ogromny błąd. Tak żyć się nie da.

Mój mąż przez wszystkie lata tylko brał – miłość, troskę, uwagę. Nigdy tego nie doceniał. Lubił, gdy ktoś się nim zajmował, a ja mu to dawałam. Myślę, iż dlatego w ogóle się ze mną ożenił – było mu wygodnie. Widział we mnie bardziej opiekunkę albo drugą mamę niż partnerkę.

Ja byłam młoda, zakochana, niczego innego nie chciałam. Lubiłam dbać o niego – gotować to, co lubi, spełniać jego zachcianki, nie sprzeciwiać się. Żyłam jego życiem, a nie swoim. Nigdy nie dostałam nic w zamian. Nie mogę powiedzieć, iż mnie bił czy obrażał – tego nie było. Ale nie było też ciepła, troski, wdzięczności. Byłam jak służąca – „podaj, przynieś, zrób, zawieź”. Ani „dziękuję”, ani „proszę”. Tylko rozkazy i pretensje. A ja ciągle miałam wrażenie, iż robię coś nie tak.

Czekałam latami, iż w końcu mnie pokocha, iż dostrzeże, jak bardzo jestem dla niego ważna. Ale mijały kolejne lata, a między nami było tylko zimno i pustka. Żadnego zrozumienia, żadnej wdzięczności. Tylko zmęczenie i poczucie, iż stoję w miejscu.

W końcu postanowiłam: dość. Spakowałam się i odeszłam. Nie dlatego, iż przestałam go kochać. Wręcz przeciwnie – chciałam, żeby wreszcie zauważył, ile dla niego znaczyłam. Że bez mojej troski jego życie wygląda zupełnie inaczej. Liczyłam, iż doceni to i poprosi, żebym wróciła.

Ale nic takiego się nie stało. Dzwonił tylko, żeby spytać, czemu odeszłam. I to wszystko. Aż w końcu dostałam dokumenty rozwodowe. Tak po prostu. Bez rozmowy, bez prób ratowania naszego związku.

I wtedy uświadomiłam sobie coś bolesnego: całe te siedem lat byłam tylko dodatkiem do jego życia. Nie partnerką, nie żoną, nie kimś ważnym. Tylko wygodą. A teraz choćby i ta wygoda mu się znudziła.

Szkoda mi straconych lat, szkoda serca, które włożyłam w ten związek. Ale wiem jedno: już nigdy nie będę żyć tylko dla kogoś. Bo to prowadzi donikąd.

Idź do oryginalnego materiału