„Kontinental ’25” – Intercontinental bajers [RECENZJA]

filmawka.pl 1 dzień temu

Idąc do kina na nowego Radu Jude zasadniczo wiemy już, czego się spodziewać – z pewnością dostanie się kapitalizmowi i patodeweloperce, nie zabraknie również krytyki rumuńskiego nacjonalizmu, a całość okraszona będzie solidną dawką czarnego humoru. W Kontinental 25 reżyser ponownie sięga do standardowego wachlarza podejmowanych przez siebie tematów i stylistyk – na czele z ujmowaniem posttransformacyjnej rzeczywistości państw dawnego Bloku Wschodniego jako tragikomicznej farsy. Jednak tym razem, bardziej niż krytyką systemu samego w sobie, zdaje się być zainteresowany konsekwencjami życia w społeczeństwie informacyjnym. A konkretniej: jego wpływem na naszą wrażliwość i moralność jako jednostek.

Czy jestem dobrym człowiekiem? – to pytanie przez całe 110 minut czasu ekranowego towarzyszy głównej bohaterce Kontinental 25. Orsolya, bo tak ma na imię nasza protagonistka, to mieszkająca w Klużu Węgierka, na co dzień wykonująca mało sympatyczny zawód komorniczki sądowej. Nie chcąc jednak mieć nikogo na sumieniu, stara się w swojej pracy kierować jasno określonymi zasadami – przykładowo, nie wykonuje eksmisji od listopada do wiosny. Pech chciał, iż akurat w trakcie jej zmiany dochodzi do tragedii. Mężczyzna, którego miała wykwaterować, popełnia samobójstwo, zmuszając tym samym Orsolyę do konfrontacji z pytaniami, które dotąd konsekwentnie spychała na bok – o moralną dwuznaczność swojej profesji i własny udział w cudzym cierpieniu. Nie pomaga fakt, iż kamienica, w piwnicy której dotychczas urzędował dziki lokator, miała zostać opróżniona pod budowę luksusowego, butikowego hotelu – tytułowego Kontinentala.

Kontekst powstania Kontinental 25 możemy śmiało określić mianem filmowego side-questu. Ekipa Jude trafiła do transylwańskiego Klużu przy okazji realizacji większego projektu – komercyjnej komedii Dracula, nocując za darmo w rodzinnym ośrodku turystycznym Wonderland, sąsiadującym z miejscowym parkiem dinozaurów. Ta osobliwa, niemal groteskowa sceneria aż prosiła się o wykorzystanie w mniejszym, autorskim przedsięwzięciu. Efekt? Nagrana w 10 dni iPhonem, kameralna historia, będąca zarazem nieco satyryczną i uwspółcześnioną wersją Europy 51’. Znajomość nierealistycznego pierwowzoru nie jest jednak w żaden sposób konieczna dla zrozumienia i czerpania przyjemności z najnowszego dzieła Rumuna.

„Kontinental ’25”/ mat. prasowe Aurora Films

Orsolya, wzorem rosellinowskiej Irene krąży po mieście, próbując utopić wyrzuty sumienia za śmierć mężczyzny, w rozmowach z przypadkowo napotkanymi postaciami: koleżanką z pracy, dawnym studentem-dostawcą jedzenia czy popem. Każde z nich oferuje inny rodzaj „recepty” – od filozofii zen, przez uroczo irytujące anegdoty o buddyjskich mnichach, snute nad kuflem piwa, po moralne prawidła wiary prawosławia. Przydługie wymiany zdań, wypełnione mniej lub bardziej zabawnymi uwagami (np. powracającymi dywagacjami nad tym, jak można powiesić się na kaloryferze) nie prowadzą jednak do żadnych konkretnych wniosków.

W portretowaniu swojej bohaterki, reżyser wystrzega się jednoznacznych ocen, a Orsolya – przynajmniej z początku – rzeczywiście wzbudza nasze współczucie. Wszystko wskazuje na to, iż znalazła się po prostu w złym miejscu i czasie – w końcu dręczona wyrzutami sumienia kobieta rezygnuje choćby z rodzinnych wakacji. Poza tym, pod kątem politycznym stara się być „po tej dobrej stronie historii” – co miesiąc przelewa drobne sumy na wsparcie licznych organizacji pomocowych, a w rozmowach bezkompromisowo potępia ludobójstwo w Gazie czy neofaszystowskie zapędy węgierskiego premiera Orbana. Jednak w miarę rozwoju akcji staje się jasne, iż cały ten – niech będzie – performatywny aktywizm to zaledwie strategia wymazywania własnej odpowiedzialności za cudze cierpienie. Przecież jako komorniczka wielokrotnie pozbawiała ludzi dachu nad głową, a niewykluczone, iż część z nich skończyła tak samo, jak feralny bezdomny. Po prostu do tej pory nie musiała oglądać ich cierpienia na własne oczy.

„Kontinental ’25”/ mat. prasowe Aurora Films

A może jesteśmy dla niej zbyt surowi? Ostatecznie, jako córka węgierskich emigrantów sama doświadcza w pewnym stopniu wyobcowania – nie tyle ekonomicznego, co narodowościowego. Jude kreśli przy tym portret dawnego Siedmiogrodu – od wieków będącego osią sporu między Rumunami i Węgrami – jako przestrzeni permanentnych napięć etnicznych i tożsamościowych. Uniwersalizowanie ściśle lokalnych dramatów to zresztą specjalność reżysera; już przy okazji Niefortunnego numerku ze stron krytyki padały słowa o „najlepszym filmie o Polsce zrobionym w Rumunii”. Podobnie i tutaj: rozmowa głównej bohaterki z matką, zwolenniczką Orbana, o „tych pastuchach, którzy zabrali nam Transylwanię” mogłaby równie dobrze rozegrać się w dowolnym nadwiślańskim domu, w którym starsze pokolenie wspomina powojenną utratę Lwowa. Zaś topografia Klużu, z turystycznym ryneczkiem, billboardami i blokowiskami łudząco przypomina niejedno polskie miasto.

Faktem jest, iż w Kontinental ‚25 wyraźnie brakuje lekkości i narracyjnej finezji, znanej z wcześniejszych dzieł Jude. Nie znajdziemy tu ani rozbudowanej, pogłębionej refleksji nad wpływem historii na współczesne realia polityczne, ani eseistycznego zacięcia, które tak często wyróżniało jego kino. Zamiast tego otrzymujemy chaotyczne i nierzadko nużące dialogi, które kilka wnoszą do opowieści. Na niekorzyść filmu działa też osławiona „ajfonowość” – estetyka wymuszona błyskawicznymi warunkami produkcji częściej razi niż intryguje. Kadry są brzydkie, często niedoświetlone i rozmazane, co potęguje wrażenie niechlujności oraz filmu złożonego naprędce, bez większej troski o stronę wizualną.

„Kontinental’ 25”/ mat. prasowe Aurora Films

Pomimo tych mankamentów, Kontinental ‚25 ma w sobie coś, co sprawia, iż nie można go nazwać filmem jednoznacznie złym, czy też po prostu nieudanym: nieprzemijająca aktualność. Jude dowodzi w nim, iż wciąż pozostaje jednym z najlepszych filmowych kronikarzy dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. To, jak bardzo pochłonięty jest dokumentowaniem tego, co „tu i teraz” najpierw rzuciło mi się w oczy w trakcie rzuconego mimochodem nawiązania do Perfect Days, które, zdawałoby się, dopiero co zeszło z kinowych afiszy. Najmocniej wybrzmiewa to jednak w powszechnie obecnej refleksji nad technologią i jej wpływem na nasze codzienne życie. Kontinental ’25 zawiera szereg ujęć, w których bohaterowie przyglądają się treściom na własnych telefonach – zwykle obrazom oddalonego geograficznie cierpienia – romskim dzieciom, żyjącym na wysypisku czy pełnym graficznej przemocy filmikom z ukraińskiego frontu. Czy to zapośredniczone podglądactwo – kwintesencja informacyjnej bańki, pozwalającej nam „uczestniczyć” w każdym dramacie dziejącym się na świecie – uczyniło nas bardziej wrażliwymi czy obojętnymi na ludzką krzywdę? Odpowiedź na to pytanie pozostaje otwarta.

W swoim najnowszym obrazie Radu Jude opiera się głównie na typowych dla siebie chwytach – do tego stopnia, iż momentami wydaje się wręcz domyślnie wygenerowanym zlepkiem ulubionych wątków reżysera. W trakcie seansu korciło mnie, żeby zerknąć na zegarek częściej niż podczas prawie dwa razy dłuższego, poprzedniego pełnego metrażu. Rumuńskiemu reżyserowi nie można jednak odmówić przenikliwości i celności w stawianych diagnozach społecznych. Kontinental ’25 nie jest więc może najlepszym filmem w całym jego dorobku, ale w dalszym ciągu inteligentną satyrą, która – przynajmniej dotychczasowych fanów – raczej nie powinna rozczarować.

Idź do oryginalnego materiału