Kulturalnie polecamy i ostrzegamy. „Vinci 2”, czyli polska szkoła patriotycznego rabunku

polityka.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: mat. pr.


W świecie, który traktuje ideologię jak religijny dogmat (i na odwrót), największą herezją zawsze był dobrze wymierzony dowcip. I takie też bywają filmy Machulskiego: nakłuwają balon tromtadracji, wywołując szczery śmiech nierzadko podczas dobrze zaplanowanego przekrętu. Gdy Juliusz Machulski nakręcił „Vinci” w 2004 r., wielu sądziło, iż to jedynie elegancka wariacja na temat ulubionego przez reżysera „heist movie”. Drobny przekręt, szczypta humoru, trochę Krakowa w wieczornym świetle – i po sprawie. Ale „Vinci” to coś więcej niż tylko zręcznie zrealizowany kryminał o próbie kradzieży bezcennego obrazu. Można w nim było też dostrzec ironiczną przypowieść o Polsce: o naszym stosunku do dziedzictwa, do sprytu, do prawa. Ale i do narodowej dumy symbolizowanej paradoksalnie przez arcydzieło włoskiego mistrza wiszące na ścianie Muzeum Książąt Czartoryskich, które – jak się okazuje – można ukraść, sfotografować, podrobić i... sprzedać z zyskiem. Przy okazji dobrze się bawiąc.

Czytaj też: Juliusz Machulski dla „Polityki”: Film świata nie zmieni. Zadałem sobie pytanie: „A kiedy żyć?”

Eleganckie uniki Machulskiego

Na poziomie fabularnym wszystko wydawało się proste: dwóch złodziei – Robert Więckiewicz jako cyniczny cwaniak i Borys Szyc jako jego uczciwszy, młodszy kolega – planowali kradzież powracającej z zagranicznej wystawy do krakowskiego muzeum „Damy z łasiczką” Leonarda da Vinci. ale pod powierzchnią sensacyjnej intrygi kryła się soczysta satyra na narodowe obsesje i umiejętności usprawiedliwiania wszystkiego – choćby przestępstwa – jeżeli tylko owiniemy je w biało-czerwony papierek.

Machulski – jak przystało na erudytę i filmowego kosmopolitę – robił eleganckie uniki, puszczał do nas oko, zacierał ślady.

Idź do oryginalnego materiału