Urzędnicy są zachwyceni festiwalem. Mówią o rekordowej frekwencji, ale bez liczb. Rok temu przez trzy dni przewinęło się 250 tys. osób, teraz ponoć więcej, może choćby pół miliona.
Zasięg w mediach społecznościowych najważniejszy
- Nie mówmy o liczbach, bo one są drugorzędne
- stwierdził Tomasz Piotrowski, wiceprezydent Łodzi podczas spotkania z dziennikarzami.
Zachwycał się za to, iż "rozbiliśmy internetowy bank, dotarliśmy prawie do 70 milionów osób w sieci".
Te słowa to dla mnie kwintesencja działań ekipy rządzącej Łodzią - zasięgi w mediach społecznościowych, czyli kreowanie wizerunku, a zatem PR. Oczywiście w dużej mierze za pieniądze podatników.
Czy Łódź Summer Festival jest potrzebny Łodzi? Jak najbardziej. Organizowanie imprez na takim poziomie to prestiż dla miasta. Bez wątpienia inne ośrodki zyskują na podobnych wydarzeniach. Na przykład Gdynia na Opene'rze (tam festiwal jest płatny).
Przekonują mnie również argumenty o tym, że zarabiają lokalni przedsiębiorcy: właściciele restauracji, barów, poza tym cała branża hotelowo-noclegowa i taksówki. Bardzo dobrze. Kibicuję zwłaszcza restauratorom. Tym łódzkim obrywało się i obrywa przy okazji ciągnących się remontów.
Inna sprawa to, czy stać nas na darmowy festiwal? Wiceprezydent Piotrowski w Kanale Zero z taką lekkością powiedział, iż tegoroczna edycja kosztowała kilkanaście milionów złotych.
"13,5 mln zł pykło, ale miasta jakoś skrajnie dużo nie kosztowało z uwagi na sponsorów i Łódzką Organizację Turystyczną. Poza tym to się pięknie przekłada na PR i marketing i liczbę turystów w mieście"
- przyznał.
Nie no jasne, kilkanaście baniek, co to jest? Mówiąc z przekąsem, ot tak można wyjąć i położyć na stół.
Pytanie, jaką kwotę fizycznie wyłożyło miasto. Liczenie ponoć trwa.
Kwestia otwarta, nie przesądzam. jeżeli nas stać, to dobrze. jeżeli jednak sporo do tego dokładamy i na realizację innych zadań zabraknie, to... niekoniecznie jestem zwolenniczką powiedzenia "zastaw się a postaw się". Nie wyprawiam wesela na 100 osób, jeżeli mnie na nie stać.
Lans przy okazji wizyty Sławosza
Zasięgi, zasięgi, zasięgi. Zdjęcia prezydent Łodzi, jej zastępców radnych z jej otoczenia wręcz wylewały się z sieci w weekend. Lans na ŁSF i lans przy okazji krótkiej wizyty Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego.
Łódzkiego astronauty będę bronić. Jestem pełna podziwu dla tego, jaką ma wiedzę i ile robi dla nauki, dla pokoleń. Niejednokrotnie mówiłam, iż jestem wzruszona, iż na moich oczach dzieje się historia.
Mam jednak pewien niesmak w związku z wizytą Uznańskiego podczas Łódź Summer Festival. Nie będę się czepiać jego żony Aleksandry Wiśniewskiej-Uznańskiej, bo uważam, iż to są chwyty poniżej pasa. Natomiast lansowanie się jej otoczenia politycznego mierzi.
Cała ta afera z wywiadem Karola Wójcickiego w Łodzi, który miał być, ale się nie odbył, też jest dziwna. Podejrzewam, iż panowie sami by się dogadali, ale nie oni decydowali. UMŁ tłumaczył, iż nie było czasu. Szkoda, iż zabrakło go na merytoryczną rozmowę, propagowanie wiedzy o kosmosie. Złośliwi powiedzą, iż czas był za to na selfie z politykami KO. No cóż, taki mamy klimat.
https://tulodz.pl/wiadomosci-lodz/skandal-z-ze-slawoszem-uznanskim-w-tle-kto-zabronil-przeprowadzenia-wywiadu-z-astronauta/b3TSjNBf4TZw4SiTaODz