Kraków, rok 1971. Miasto budziło się w szarej mgle poranka. Uliczne bruki lśniły od wczorajszego deszczu, a gazowe latarnie wciąż rzucały mdłe światło, malując długie cienie na kamienicach. W powietrzu unosił się gwar dudniły tramwaje, spieszący do pracy ludzie rozmawiali głośno, koty myszkowały po podwórkach w poszukiwaniu resztek jedzenia, a stare przystanki, pokryte graffiti i reklamami, czekały na pasażerów.
Dariusz Kowalski i Tadeusz Tadek Nowak byli dwójką młodych Australijczyków, którzy postanowili spróbować szczęścia w wielkim mieście. Wynajmowali małe mieszkanie na krakowskim Kazimierzu stare ściany, skrzypiące podłogi, maleńka kuchnia i okna, które stale zaparowywały od wilgoci. Dariusz pracował na małym magazynie, przenosząc pudła, a Tadek uczył się wieczorowo i dorabiał jako kurier. Mając kilka ponad dwadzieścia lat, wciąż szukali swojego miejsca w tym zimnym, ogromnym mieście.
Pewnego dnia, wędrując ulicami, natknęli się na mały sklep z egzotycznymi zwierzętami. Za szybą patrzyły na nich ptaki, małpy i gady, ale ich uwagę przykuła mała klatka, w której leżało lwiątko. Zwierzę było kilka większe od kociaka, z ogromnymi, smutnymi oczami, które wydawały się rozumieć wszystko, co się wokół działo.
Bałem się szepnął Dariusz, gdy stali przy klatce. Samotny. Z takim spojrzeniem Jak można go tu zostawić?
Tadek skinął głową. Jego serce biło mocniej, a dłonie niespokojnie drżały.
Nie możemy go tu zostawić powiedział cicho Dariusz.
Wymienili spojrzenia i, nie namyślając się długo, kupili lwiątko. Było to impulsywne, niemal nierozsądne z praktycznego punktu widzenia, ale serce nie pozwoliło im postąpić inaczej.
Jak go nazwiemy? zapytał Tadek, gdy wychodzili ze sklepu, niosąc klatkę z małym, puszystym stworzeniem, które miało stać się królem.
Lech odparł Dariusz. Jakby przyszły władca w miniaturze.
Tak zaczęło się życie Lecha z Darkiem i Tadkiem. Urządzili dla niego kącik w mieszkaniu stary dywan na podłodze, miskę z mlekiem, zabawki zrobione z resztek materiału. Bawili się z nim w salonie, na balkonie, a choćby zabierali do ogrodu przy kościele, gdzie po długich namowach pozwolono im wyprowadzać lwiątko na krótkie spacery.
Lech gwałtownie stał się częścią ich życia. Był ciekawski, inteligentny, uczył się komend i wyczuwał nastrój swoich opiekunów. Mruczał jak wielki kot, gdy Dariusz głaskał go po grzywie, i cicho warczał, gdy Tadek chował się za ścianą, udając strach.
Lecz rok minął i stało się jasne, iż lew nie może już mieszkać w ciasnym mieszkaniu. Rósł szybko, jego łapy stawały się coraz większe, pazury ostrzejsze. Wiedzieli, iż dla Lecha potrzebne jest inne życie życie bez czterech ścian.
Dariusz i Tadek podjęli trudną decyzję skontaktowali się z pomocą i przewieźli Lecha do Kenii, do rezerwatu, gdzie słynny obrońca przyrody Jerzy Adamczyk pomagał lwom wrócić na wolność.
Lech początkiem tęsknił. Wciągał nozdrzami zapachy nowego świata trawy, ziemi, drzew i czuł, iż to jego dom, ale dom zupełnie inny. Powoli zaczął poznawać inne lwy, uczyć się polować i badać teren. W ciągu roku założył własne stado, a Dariusz i Tadek czuli się jednocześnie dumni i złamani.
Minął rok. Postanowili zobaczyć go jeszcze raz. Nie po to, by zabrać, ale by upewnić się, iż jest szczęśliwy. By się pożegnać.
To już dziki lew ostrzegał ich Jerzy Adamczyk. Może was nie poznać. To niebezpieczne. Nie próbujcie.
Dariusz i Tadek przygotowali się starannie. Zabrali kamery, by uwiecznić spotkanie, i powoli podeszli w miejsce, gdzie ostatnio widzieli Lecha.
Stali, wstrzymując oddech, i cicho zawołali:
Lech pamiętasz nas?
Minęły sekundy, które ciągnęły się w nieskończoność. Cisza była tak gęsta, iż słyszeli tylko szelest traw na wietrze.
A potem, zza krzaków, wyszedł potężny dorosły lew. Zatrzymał się, powoli uniósł głowę i spojrzał na nich. Jego oczy te same, które patrzyły na nich z klatki w Krakowie zabłysły rozpoznaniem.
I wtedy ruszył biegiem. Ku nim. Jak dziecko rzucające się w ramiona rodziców po latach rozłąki. Stanął na tylnych łapach, opierając przednie na ich ramionach, obejmując ich, ocierając swą grzywę o ich twarze, liżąc ich dłonie. Nie chciał puścić.
Obok stała jego nowa rodzina ciekawskie lwiątka, które obserwowały scenę bez lęku. Ale Lech pokazał, iż choć one są teraz jego światem, on wciąż pamięta tych, którzy go wychowali.
Nagranie tego spotkania stało się jedną z najbardziej poruszających historii w sieci. Bo to wydaje się niemożliwe dorosły drapieżnik tulący ludzi, których kiedyś nazywał swoimi, dowodząc, iż pamięć i wdzięczność nie mieszczą się w żadnych teoriach, tylko prosto w serca.
Lecha nigdy więcej nie zobaczyli. Nikt nie wie dokładnie, gdzie i kiedy odszedł. Ale legendy mówią jedno żył szczęśliwie, godnie, i pamiętał miłość, która go ukształtowała.
W książce, którą później napisali, Dariusz i Tadek zawarli słowa:
Możesz wychować króla ale jeżeli zrobisz to z miłością, nigdy nie zostaniesz zapomniany.
Historia Lecha to nie tylko opowieść o lwiątku. To opowieść o miłości, cierpliwości i pamięci o tych, którzy dali nam pierwsze lekcje życia.