“Miękko ściele, ale twardo śpi”
— No, tym razem mam nadzieję, iż nie na trzy dni? Pobędziecie dłużej? Magdo! Czemu milczysz?
— Halino Stanisławna, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Niech się Pani trzyma zdrowo! Jak tylko z Markiem wszystko ustalimy, od razu zadzwonimy.
Magda gwałtownie odłożyła słuchawkę.
“Oj, zdarzają się takie rzeczy — pomyślała odsuwając telefon — rozmowa niby miła, teściowa dziś serdeczna jak nigdy, powód do telefonu radosny — jej jubileusz, a od pierwszej sekundy miałam ochotę skończyć to jak najszybciej.”
Magdzie wcale nie uśmiechała się wizyza u teściowej w jej wyczekiwanym urlopie, który wreszcie zbiegł się z wolnym męża. Sądziła szczerze, iż na świecie jest milion lepszych miejsc, gdzie z Markiem i dziećmi świetnie spędzą czas. Próbowała delikatnie zasugerować mężowi, iż może choć tego lata wybrać coś innego niż działka Haliny Stanisławy, jednak Marek był niezłomny. Tak został wychowany. Starszych trzeba kochać i szanować. Nie wypada nie ucieszyć rodziców przyjazdem. To nieprzyzwoite.
* * *
— Madziu, przecież rodziców widzę raz na ruski rok. Chcesz, żebyśmy i w urlopie przestali do nich jeździć? Dzieci całkiem zapomną o drugiej babci z dziadkiem z innego miasta.
— Kochanie, jakby to delikatnie ująć… Ale nigdy nie myślałeś, iż te przyjazdy są potrzebne tylko tobie?
— Co masz na myśli? — Marek zmarszczył się i spojrzał na żonę zaskoczony.
— Że twoi rodzice przywykli żyć z dala od ciebie, od twojej rodziny, im z tym dobrze. Nie cierpią, iż nie widzą wnuków, nie spędzają z nimi czasu. I bez tego mają wszystko w porządku.
— Madziu, co ty wygadujesz? Skąd takie myśli?
— Stąd, iż twoja mama w wiadomościach prosi mnie zawsze tylko o jedno — zdjęcia starszych dzieci albo filmik z najmłodszym. I tyle. Nigdy nie pyta jak im idzie, jak się uczą, czy chorują. Wnuki potrzebne jej są tylko do pochwalenia się przed kumoszkami. Ładna, idealna fotka, tyle. A co za tym stoi — to już nie jej sprawa. Nasze kłopoty i problemy ją zupełnie nie ciekawią.
— Tu się z tobą nie zgodzę. Po prostu mieszkamy daleko. Nie mają jak posiedzieć z Mateuszkiem, odprowadzić go do żłobka czy odebrać starszaków ze szkoły. Mieszkalibyśmy bliżej, byłoby zupełnie inaczej.
— Wiesz, Marcin… Moja mama też mieszka w innym mieście, a to jej nie przeszkadza przyjeżdżać w każdej trudnej chwili. Jak Kajko i Kokosz, zawsze gotowi pomóc. Pamiętasz, ile razy w ubiegłym roku brała urlop czy zwolnienie, kupowała bilet na pociąg i pędziła do nas? Po twoich rodzicach takiego pośpiechu nie widziałam.
— Tak, Madziu, teściowa złota. Nie przeczę. Jestem Marii Janowej bardzo wdzięczny. Często jej to mówię. To nasza pewniak, ratunek w potrzebie.
— Właśnie. Kiedy my przyjeżdżamy do niej, zawsze stara się spędzić z chłopcami jak najwięcej czasu. Chodzi na spacery, jeździ na rowerach, pluska w jeziorze, bawi w chowanego, berka, kopie piłkę. Bardzo kocha nasze dzieci, a one jej to odwzajemniają. Tak powinno być w rodzinie. Ciepło, troska, miłość.
— Madziu, czego ode mnie chcesz? Ludzie są różni. Twoja mama jest szpryc. Wiecznie młoda, kręci się, super. Moi rodzice starsi, inni, innego pokroju. Co, i nie mamy ich odwiedzać?
Magda na moment zamilkła, przygryzła wargę, jakby hamując się przed powiedzeniem czegoś. Postanowiła, iż nie tym razem.
— Czuję się tam źle, i dzieciom też. Nieswojo, niewygodnie. choćby nie wiem, jak to ująć.
— Jak to? Czemu? Rodzice mają super działkę, wszyscy mają osobne pokoje, czysto, wygodnie, komfort. Czego do szczęścia trzeba?
— Wiesz, Marcin, jest takie powiedzenie: “Miękko ściele, ale twardo śpi”. W punkt opisuje mój stan, kiedy przyjeżdżam do teściowej.
— Rzeczywiście nieoczekiwanie. Czemu wcześniej milczałaś? Zawsze myślałem, iż i tobie, i chłopcom tam dobrze. A urlop u moich rodziców zdawał się idealny. I starych odwiedzić, i wam z dziećmi przyjemnie spędzić czas. Co jest nie tak, Magda?
— Wszystko. Od pierwszej chwili, kiedy nasza gromada wali do ich domu, idealny, spokojny świat rodziców, do którego przywykli, rozpada się.
— Nigdy nie zauważyłem. Wydaje mi się, Magda, iż wszystko zmyślasz. Za bardzo się czepiasz i robisz z igły widły.
— Marcin, najdroższy, ty tam często zajęty robotą w obejściu. Na działce u mamy i taty rzadko spędzasz czas ze mną, z dziećmi, zawsze starasz się rodzicom dopomóc, ich ucieszyć. A ja świetnie widzę i słyszę, co tam naprawdę jest. Te wszystkie cięte uwagi i docinki teściowej, nieżyczliwe spojrzenie ojca. Sądzisz, iż mi to przyjemne? Jesteśmy przecież razem od dziesię
Podjeżdżając w stronę morza czerwoną Skodą, Lena patrzyła przez okno na mijane wierzby, przytulając najmłodszego do siebie z uśmiechem spokoju na ustach.