Miłość zrodzona z kłamstwa

newskey24.com 2 dni temu

Słuchaj, ta cała historia zaczęła się od strasznego kłamstwa. Wiesz…
Kingo Michałowna, błagam cię, nie zwalniaj mnie! Mam dwoje dzieci, kredyt mieszkaniowy! Stałam przed dyrektorką szkoły, gniotąc w rękach pogniecione papiery. Naprawię to, przysięgam!
Kinga Michałówna, podrobiłaś dyplom ukończenia studiów. To poważne naruszenie…
Miałam skończyć! Słowo daję! Tylko rok mi brakowało do obrony w Krakowie! przerwałam jej, klasowa w podstawówce, a łzy leciały mi po policzkach. Daj mi szansę!
Dyrektorka Dwudziestej Trzeciej spojrzała na mnie ze współczuciem. Pracowałam u niej trzeci rok, dzieci mnie uwielbiały, rodzice chwalili. Ale prawo to prawo.
Dobrze. Masz miesiąc na przedstawienie prawdziwego dyplomu. Inaczej…
Dziękuję! Dziękuję ci ogromnie! Rzuciłam się do drzwi, ale na progu zawróciłam. A skąd się pani dowiedziała?
Z kuratorium przyszła kontrola dokumentów wszystkich pracowników. Przypadkiem wyszła nieścisłość.
Wybiegłam z gabinetu i o mało nie wpadłam na Andrzeja Bogusławowicza, nauczyciela wf-u. Wysoki, siwiejący mężczyzna koło pięćdziesiątki chwycił mnie za łokieć.
Co się stało, Kingo Michałówno? Jesteś blada jak ściana.
Andrzeju Bogusławowiczu, wszystko przepadło! zaszlochałam. Zwolnią mnie!
Ale za co?
Zawahałam się. Wstyd było powiedzieć prawdę. Andrzej Bogusławowicz był człowiekiem zasad, z nieskazitelną opinią, pracował w szkole już dwadzieścia lat.
Dokumenty… okazały się niekompletne wykrztusiłam wymijająco.
A co konkretnie? Może mogę pomóc?
Podniosłam na niego zapłakane oczy. Zawsze odnosił się do mnie po ojcowsku, częstował cukierkami, pytał o dzieci. Po rozwodzie tak brakowało mi męskiego wsparcia.
Dyplom… Mam problem z dyplomem.
Zgubił się, czy co?
Tak skłamałam, chwytając się tej deski ratunku. Zgubił się przy przeprowadzce. A duplikat robi się strasznie długo, biurokracja.
Andrzej Bogusławowicz zamyślił się, drapiąc pod brodą.
A gdzie studiowałaś? Kiedy skończyłaś?
Na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie odpowiedziałam bez mrugnięcia. W rzeczywistości skończyłam tam tylko trzy lata, potem wyszłam za mąż, urodziłam dzieci i nauka poszła w odstawkę.
Wiesz co? Mam znajomego w archiwum tej uczelni. Może pomoże przyśpieszyć duplikat. Jak cię tam zapisali? Pod panieńskim?
Poczułam, jak wpadam w bagno kłamstwa jeszcze głębiej.
Pod panieńskim. Kinga Michałówna Kowalska.
Dobrze, pogadam z Krzysztofem Piotrowiczem. On tam archiwum prowadzi. Znamy się od studiów.
Andrzeju Bogusławowiczu, ty… jesteś taki dobry dla mnie szepnęłam. Nie wiem, jak ci dziękować.
Oj, daj spokój! Jesteśmy kolegami z pracy. Trzeba się wspierać.
Wieczorem w domu biegałam po kuchni jak zwierzę w klatce. Siedmioletni Filip odrabiał lekcje przy stole, pięcioletnia Zosia bawiła się lalkami w kącie.
Mamo, a czemu płaczesz? spytał chłopiec, odrywając się od zeszytu.
Nic, synku. Po prostu zmęczona po pracy.
A tata przyjdzie?
Nie, Filipku. Tata mieszka teraz osobno, pamiętasz?
Spojrzałam na dzieci i poczułam, iż serce mi się ściska. Dla nich właśnie sfałszowałam dyplom. Potrzebna była praca, jakakolwiek, byle płaciła. A w szkole jeszcze socjal, ubezpieczenia.
Następnego dnia Andrzej Bogusławowicz podszedł do mnie na przerwie.
Kingo Michałówno, rozmawiałem z Krzysztofem Piotrowiczem. Sprawdzał archiwa.
Serce mi podskoczyło.
I?
Dziwna sprawa. Twojego nazwiska nie ma wśród absolwentów. Może pomyliłaś rok? Albo wydział?
Poczułam, jak ziemia ucieka spod nóg. Musiałam gwałtownie coś wymyślić.
Wiecie co, Andrzeju Bogusławowiczu, chyba coś pomyliłam. Po rozwodzie taki stres, pamięć szwankuje. Może to inna uczelnia? Jak sobie przypomnę, to wam powiem.
Oczywiście, nie mart się. Głowa po takich rzeczach nie działa najlepiej, to normalne.
Spojrzał na mnie z taką troską, iż zrobiło mi się jeszcze wstydniej. Był wdowcem, żona zmarła trzy lata temu na raka. Dzieci nie mieli. Koledzy mówili, iż bardzo to przeżył, pojechał choćby sam na urlop za granicę, żeby odetchnąć.
Andrzeju Bogusławowiczu, mogę cię zaprosić na obiad? W podzięce?
Ależ, Kingo Michałówno! Nie ma potrzeby.
Ale ja bardzo chcę. Tak się o mnie starasz, pomagasz. A ja choćby nie wiem o tobie nic, poza tym, iż uczysz wf-u.
Zawahał się.
No, może w szkolnym bufecie. Kotlet schabowy tam niezły.
Przy obiedzie rozgadaliśmy się. Okazało się, iż Andrzej Bogusławowicz łowi ryby, kocha czytać powieści historyczne, a w weekendy jeździ na działkę. Mieszka sam w dwupokojowym
I gdy tak wirują, Zosia uśmiecha się pod nosem, myśląc, iż właśnie dzięki temu jedynemu kłamstwu, które odważyła się naprawić, odnalazła prawdziwą miłość i rodzinę, o jakiej zawsze marzyła z Bronek jako kochającym mężem i ojcem dla Mikołaja i Jagódki, a w jej sercu zagościł spokój.

Idź do oryginalnego materiału