19 lipca 2025 roku PGE Narodowy ponownie zamienił się w kipiący energią muzyczny wszechświat. Imagine Dragons – zespół, który nie tylko gra koncerty, ale przeżywa je razem z publicznością – po raz kolejny udowodnił, iż siła muzyki tkwi nie tylko w dźwiękach, ale i w emocjach. Było wszystko: ogień, dymy, plażowe piłki, rekiny na ekranie, wzruszenia i tysiące głosów śpiewających unisono. A w samym środku – Dan Reynolds, który zrzuca koszulkę, schodzi do ludzi i mówi ze sceny rzeczy, które trafiają prosto w serce.
Koncert rozpoczął Declan McKenna – artysta młodego pokolenia, który swoją muzyką i luzem scenicznym zaskarbił sobie sympatię publiczności. Choć był „tylko” supportem, zostawił po sobie dobre wrażenie. Jego występ to interesująca mieszanka młodzieńczej energii i dojrzałego brzmienia. Świetne otwarcie.
Zanim pojawiła się gwiazda wieczoru, z minuty na minutę czuć było rosnące napięcie. Tłum był gotowy… i nie musiał długo czekać.
Imagine Dragons zaczęli mocnym uderzeniem – „Fire in These Hills” eksplodowało białoczerwonym konfetti, a zaraz potem piorunujące „Thunder” podbiło temperaturę jeszcze bardziej. Już przy „Bones” Dan Reynolds wyraźnie budował nić porozumienia z publicznością. Zaczepki, uśmiechy, spojrzenia – kontakt z widownią był tak naturalny, iż stawał się wręcz hipnotyzujący. Kiedy zabrzmiało „Take Me to the Beach”, stadion zamienił się w letni raj z gigantycznymi kolorowymi piłkami plażowymi unoszącymi się nad wyciągniętymi dłońmi.
Zespół przemieścił się bliżej widowni, a Dan zatrzymał na chwilę czas. Zamiast śpiewać – podziękował za gościnność, która poruszyła go do głębi. Mówił, iż z całej trasy to właśnie w Polsce jedli najlepsze jedzenie, ale najważniejsze — iż choć dzieli ich od domu ocean, tu poczuli się jak u siebie, a my przyjęliśmy ich jak rodzinę. W tłumie rozlało się wzruszenie… Po tej przemowie popłynęła piękna ballada „Next to Me”, stadion zabłysł światłem tysięcy latarek, a na scenie wylądowała flaga Polski.
„I Bet My Life” to moment, w którym Dan zszedł ze sceny – dosłownie i emocjonalnie. Był z nami. Blisko. Potem „Bad Liar” – wspólny śpiew i aplauz, gdy koszula Dana zniknęła gdzieś w ciemnościach sceny… Trzy kolejne utwory to już była emocjonalna kulminacja. Perkusyjne solo w naelektryzowanym „Radioactive”, w którym wokalista sam chwycił za pałki, dodało jeszcze więcej ognia. Z kolei intro na pianinie w „Demons” wprowadziło nostalgiczny klimat. I wreszcie „Natural” – jak wybuch siły, hymn odwagi w byciu sobą. Stadion śpiewał niemal każdy wers, świecił i pulsował energią. Gdy wydawało się, iż emocje nie mogą sięgnąć wyżej – Dan znowu zatrzymał nas słowem. Takim, które zostaje: I don’t know what happens when we die. I don’t know what I’m doing here. But I know one thing. We need each other.
Potem przyszedł czas na „Enemy” – utwór znany z serialu animowanego „Arcane”. Stadion na moment zamienił się w pole bitewne – energia, rytm i wspólny krzyk – czysta siła. A na finał „Believer”, nieprzypadkowo… Bo ten utwór to coś więcej niż hit – to manifest. Opowieść o bólu, który może stać się źródłem siły. Idealna klamra wieczoru, który zostawił w nas nie tylko melodię, ale i przesłanie.
To nie był po prostu koncert. To było wydarzenie – prawdziwe, emocjonalne, z całym tym kolorowym show, ale przede wszystkim z autentycznym, wzruszonym zespołem, który wiedział, po co tam jest. I z publicznością, która śpiewała z całych sił – bo w tych piosenkach każdy znalazł kawałek siebie.
Relacja Ania
Zapraszamy do obejrzenia Relacji z Pierwszego Koncertu :
Imagine Dragons / 18.07.2025 / PGE Narodowy