"Nowa fala polskiej alternatywy ma się dobrze, a to wszystko za sprawą
nowego projektu Dawida Podsiadło w ramach festiwalu ZORZA wspieranego
przez T-Mobile!" – ogłosili organizatorzy jednego z najciekawszych projektów ostatnich lat, na jaki możemy się natknąć, szukając nowinek na temat rodzimej branży rozrywkowej.
FNOMN posiada duży potencjał, by stać się corocznym projektem promującym nowe twarze polskiej muzyki. Słuchacze mają realny wpływ na to, kto wygra. Ich głos się liczy.
Projekt FNOMN Dawida Podsiadły. To musicie o nim wiedzieć
W ramach projektu "Fenomen" (FNOMN) uczestnicy mogą wygrać cztery stypendia po 50 000 zł oraz szansę wystąpienia u boku artystów takich jak Kaśka Sochacka czy Artur Rojek. Nominowani w konkursie artyści nagrali nowe numery i stworzyli do nich pełną oprawę wizualną – od teledysków po sesje zdjęciowe i identyfikację graficzną (innymi słowy – okładkę).
W projekcie FNOMN wyłoniono 24 twórców, po 6 w 4 kategoriach: muzyka, wideo, fotografia i grafika. Mentorami, którzy chętnie służyli im radą w trakcie prac nad utworami, byli: muzyk i twórca festiwalu ZORZA Dawid Podsiadło, fotografka młodego pokolenia Dorota Szulc, art director Bartłomiej Walczuk oraz reżyser "Johnny'ego" Daniel Jaroszek.
Nominowani artyści nie działali więc w pojedynkę. Ambitny projekt stawia nie tylko na pomoc pojedynczym "nadziejom polskiej muzyki współczesnej", ale także na pracę zespołową, która w tej branży jest niezwykle kluczowa.
Oceniamy teledyski wyłonione w projekcie FNOMN
W kategorii "VIDEO" znalazło się sześciu artystów zafascynowanych branżą teledyskową, którym projekt FNOMN pozwolił rozwinąć skrzydła i dać upust ich wyobraźni. Redakcja naTemat postanowiła przyjrzeć się bliżej pracom docenionym przez twórców konkursu i dołączyć do zabawy w jurorów.
Oczywiście nie stawiamy siebie w roli nieomylnych ekspertów, w końcu nasza opinia jest czysto subiektywna. Każdemu z wymienionych twórców teledysków – niezależnie od werdyktu – należy się uznanie.
6. Magdalena Chmielewska (Odet, "Berek")
Teledysk Magdaleny Chmielewskiej wrzuca nas w sam środek miłosnej historii z elektronicznego kawałka "Berek" Odet. Zakochana para gania się po lesie, ale tylko jedna połówka daje z siebie więcej. Kobieta skacze wokół partnera, robi przed nim sznurek, by na zakończenie oddać się cała w ręce frustracji.
Kontrastujące ze sobą kadry, w których raz widzimy przekomarzających się na trawie kochanków, raz Odet czającą się w cieniu drzew niczym leśna rusałka, hipnotyzują, aczkolwiek trans kończy się w momencie, gdy zrozumiemy, iż śmiała konwencja mogła pójść o krok dalej.
Brakowało tu szczypty odwagi, by zwieńczyć historię anonimowej kobiety i anonimowego mężczyzny czymś równie dziwnych jak "jumpscare" w postaci nieoczekiwanego szpagatu francuskiego w pierwszy sekundach klipu.
5. Aleksy Kostka-Zawadzki (Livka, "Czuły punkt")
Teledysk do "Czułego punktu" nie oddaje w pełni sprawiedliwości symbolice słów Livki i jej wrażliwości. Przekaz klipu jest na tyle jasny, na ile może być – rany z dzieciństwa rzadko samoistnie znikają; wciąż rozdrapywane wpływają na to, jakim człowiekiem się stajemy i z jakim trudem dopuszczamy do siebie miłość.
Aleksy Kostka-Zawadzki ukazuje nam historię chłopaka, który po kłótni z ukochaną (na co wskazują wszystkie znaki na niebie), wraca do sypialni z dawnych lat, by wreszcie pogodzić się ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Trudna opowieść przepleciona została scenami, w których Livka tańczy, jak im zagrają emocje głównego bohatera.
Porządnie zrealizowany indie-popowy numer kojarzy się z bezpiecznymi teledyskami brytyjskich twórców, takich jak Lewis Capaldi czy Jake Bugg. "Czuły punkt" aż prosił się o zwolnienie hamulca.
4. Dominik Nawrocki (NEWSKIN, "MAMY CZAS")
W wideo do "Mamy czas" zabieramy się w podróż razem z psem Fiśkiem, którego dzień – choćby z perspektywy zwierzęcia – nie różni się niczym szczególnym od przeciętnej doby zwykłego Kowalskiego. W teledysku Dominika Nawrockiego czuć duszę prac sprzed ponad dekady – czasów, kiedy w MTV2 i VH1 królowały klipy, które nie dążyły do tego, by osiągnąć perfekcję.
Niedoskonałości teledysku "Mamy czas" (a jest ich wiele) zapadają w pamięć. I żeby nie było wątpliwości, chwyt z obsadzeniem w roli głównej psa jest nie fair. Oczywiście, iż ten słodki pyszczek z wywalonym jęzorem zasługuje na smaczek i dobrą ocenę.
3. Maciej Buszman (Krzyk Mody, "Nie płacz za mną zbyt często")
Odziany w retro szaty teledysk do piosenki "Nie płacz za mną zbyt często" ma kadry rodem z mockumentu. Tak samo jak w "Biurze" lądujemy w inspirowanym PRL-em open-space'ie, tyle iż zamiast żartów rządzi tam niewysłowiony smutek. W powietrzu czuć żałobę; komputer wokalistki zostaje przykryty białym prześcieradłem tak jak meble w opuszczonych domach.
Praca Maciej Buszman ujmuje swoimi igraszkami z prostą, ale komicznie przedramatyzowaną symboliką. Krzyk Mody snuje opowieść o przywiązaniu i sentymencie, która kończy się następującą puentą: po zakończeniu związku ludzie szybciej przechodzą do porządku dziennego, niż nam się wydaje. Nominowany do projektu FNOMN klip właśnie to odzwierciedla.
2. Tomasz Kempski (Daniel Godson, "Na dno")
Tomasz Kempski kładzie nacisk na ujmującą kameralność, choć w teledysku "Na dno" nie brakuje scenograficznej pompy w postaci ośnieżonych gór pod osłoną nocy. Kamera kręci się wewnątrz ciasnego namiotu, bawiąc się halucynacjami typowymi dla hipotermii, grą cieni i czasem.
Sam utwór Daniela Godsona ma słodko-gorzki wydźwięk, który w teledysku znajduje potwierdzenie. Krótka historia uwięzionego w zamieci śnieżnej bohatera wideo klipu smuci, koi i przede wszystkim ma klarowny początek oraz zakończenie.
1. Karolina Wojtas (Kachus, "Dotknięta przez słońce")
Abstrakcja w polskim wydaniu. W teledysku "Dotknięta przez słońce" zrealizowanym przez Karolinę Wojtaś dzieje się wszystko – tańczący na łące ludzie w przebraniu lśniącej gwiazdy i wampir w czerwieni, zamknięty w jaskrawym pomieszczeniu rodem z barokowych obrazów.
Kachus śpiewa o miłości, która ma dwa oblicza, bez zapowiedzi puka do drzwi i wprowadza do naszego życia istny chaos. I nagle obecność wszystkich tych osobliwych elementów w teledysku zyskuje sens. W klipie czuć szaloną nutkę zespołu The Last Dinner Party, którą kupujemy.