Nocleg mieliśmy w bursie szkolnej – warunki znośne – jedzenie dobre. Obiektem wykopalisk było stare więzienie o zaostrzonym rygorze – będące w średniowieczu klasztorem franciszkańsko-dominikańskim. Pamiętam charakterystyczną bramę więzienna pomalowaną na żółto czarne pasy – tabliczkę tu ładuj rozładuj broń – dziedziniec oraz wierzę snajperską z wybitym oknem.
Studentów ze mną było chyba ośmiu – trzy dziewczyny i pięciu chłopaków. Po krótkim zapoznaniu – przybyłem chyba popołudniu - wyruszyliśmy na miejsce wykopalisk – tego dnia tylko rozeznanie gdzie wykopy zaczynać – nie wiem czy wszystko dobrze pamiętam – ale bardzo mocno we mnie utkwiły niektóre zdarzenia. Ale powoli rozgrywała się akcja – która pod koniec była dla mnie dramatyczna. Tutaj nadmienię iż za namową dziewczyny która ze mną zerwała przed praktykami przestałem brać leki – twierdziła masz mnie szczęśliwy jesteś – więc po co ci leki. Nie wyszło mi to na dobre – rozstanie mimo ze byliśmy razem tylko półtora miesiąca bardzo przeżyłem – ponieważ mieszkała w akademiku pokój obok mojego – nie chciałem jej widywać by nie czuć bólu. Wychodziłem wieczorami na spacery w towarzystwie muzyki i wracałem nad ranem – i tak dzień w dzień przez miesiąc – schudłem dwadzieścia kilo – wystartowałem choćby potem w maratonie – czułem się wyjątkowo dobrze. Wracając do wykopalisk.
Prace zaczynaliśmy rano – z koleżanką na starszych kolegów patrzyliśmy nieśmiało – wiedzieli co robią – a nas dopiero podstaw uczono. Ale wszystko wyglądało dla mnie cieki kawie – pamiętam jak znalazłem pierwszy kawałek ceramiki – potem się okazało ze takie znaleziska na stanowisku średniowiecznym cenne nie są bo jest ich bardzo wiele.
W sumie były cztery wykopy- najgorszy dla mnie był głęboki ale niewielki od góry wykop przy murze – wraz dwoma kolegami na zmiany poszerzaliśmy go kilofem – pamiętam jak któregoś nią przyszedł kierownik i mówi iż musimy do końca dnia o metr zejść – a my mozolnie centymetr po centymetrze kopaliśmy głębiej. Z czasem warstwa betonu zeszła i został ziemia. W tym wykopie mogłem choćby stracić życie lub zdrowie. Całe szczęście jednego dnia przyszedł kierownik BHP oburzony iż nie mamy kasków – Chwile po otrzymaniu zabezpieczenia głowy zejściu na dół kiedy już była drabina i miałem ziemie metr ponad siebie – ktoś nieumyślnie na górze zepchnął całą cegłę – spadła ona na mój kask.
I tak dzień w dzień praca przy różnych wykopach – zaczęliśmy znajdować ludzkie kości – studentki ostatniego roku chodzili do sklepu i prosili o tekturowe pudełka – mówią do ekspedientki to na trupka – znajdowaliśmy też kości zwierzęce – w mojej głowie zrodził się pomysł szalony - zrobiłem sobie naszyjnik z kości myśląc iż to kości zwierzęce i będzie to oryginalne – nosiłem go po praktykach kilka miesięcy – aż mojej mamy koleżanka lekarka stwierdziła iż są to kości ludzkie.
Punktem przełomowym i nieszczęśliwym dla mnie był powrót do domu na weekend a w zasadzie powrót na praktyki po tym weekendzie. Postawiłem jechać autobusem nocnym – który dojeżdżał do Łęczycy o północy. Z dużym plecakiem z dworca udałem się do bursy szkolnej – dzwoniąc najpierw dzwonkiem – cisza – podjąłem jeszcze kilka prób drzwi zamknięte nikt nie otwierał – zacząłem dzwonić do dwóch kolegów z piątego roku których miałem nr telefonu – zero odzewu. Nie w wpadłem w panikę iż nie będę miał gdzie spać bo jeszcze wujka miałem – ale po udaniu się na miejsce i kilku próbach nic. W tamtym czasie miałem w sobie pewną szaloność i odwagę – miejscowe pijaczki widząc mnie z wielkim plecakiem mówili do się patrz jakiś turysta – nie widząc gdzie iść włóczyłem się aż natrafiłem na pewna kobietę na ławce piła piwo. Była w średnim wieku i zmartwiona usiadłem obok niej i zapaliłem papierosa. Spojrzała na mnie i poprosiła o fajkę – była smutna – zapytałem co tu robi sama. Zaczęła opowiadać historię ze swojego życia – chyba w niej była jakaś z córką kłótnia. Zapytałem ją o jakieś miejsce do przenocowania – zastanawiała się chwile nagle wstała i chodź ze mną powiedziała. Doszliśmy na rynek wybrała stolik usiadłem z nią – cały czas piła piwo – po krótkiej rozmowie zapytała czy nie chce się z nią napić – nie wiedziałem gdzie pustki wszędzie – wstała zapukała do pobliskiej butki – i nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk – nie bój się on jest chory – drzwi się otworzyły – to była budka z piwem w środku spał chyba pracownik – wzięła dla siebie jeszcze jedno piwo – do mnie mówiąc iż jak chce się napić musze zapłacić – zapłaciłem nie pamiętam już ile. Piliśmy i rozmawialiśmy – w pewnym momencie stwierdziła iż można choćby by mnie przenocowała –tylko iż ma trudną sytuacje rodziną. I nagle jakby niewiadomo skąd pojawił się facet urody dresiej – wrzasnął na nią zaczęli się kłócić – nie odzywałem się – kobieta nagle wypaliła iż mnie przenocuje na co agresywny łysy facet w dresie wrzasnął – jak go przenocujesz jemu będzie potrzebna karetka a mnie policja – na sczepcie jakoś go uspokoiła i poszedł dalej – a my nad piwem i rozmowie spędziliśmy czas do ranka.
Na pożegnanie powiedzieliśmy sobie parę słów – nie pamiętam już jakich i kiedy było już widno poszedłem do bursy. Wszyscy jeszcze spali – położyłem się na łóżku ale nie zasnąłem było tylko pół godziny do rozpoczęcia pracy – i tak udałem się na miejsce wykopalisk zupełnie niewyspany. Koledzy do których dzwoniłem wcześniej powiedzieli ze myśleli iż to budzik dzwoni
Przysypiałem nad łopatą po nieprzespanej nocy – zauważyła to kierowniczka – nie do końca uwierzyła w moją historię – ale zobaczyła iż do pracy się nie nadaję więc mnie odesłała na spanie. Następnego dnia dostałem karę – musiałem wszystkim jeszcze przed pracą kupować wodę – i tak też przez kilka dni robiłem.
Nie pamiętam już który to był dzień ale zacząłem się na wykopaliskach gorzej czuć – pamiętam iż był duży upał – przyszedłem ledwo żywy – mroczki przed oczami zawroty głowy – nie miałem siły – kilku studentów było już w wykopie – pamiętam iż piłem wodę – nagle jeden krzyknął zapierdalaj do wykopu – nie lubiłem go ze wszystkich innych uczestników najbardziej – rzuciłem w niego butelką i odszedłem – usiadłem gdzieś w cieniu czując iż odpływam – kierownik to zobaczył i się zainteresował – Co Ci jest zapytał – źle się czuję – to do szpitala odparł. choćby nie wiedziałem dokładnie gdzie ten szpital jest wiedziałem tylko iż coś się dzieje ze mną – jeden kolega się zlitował i poprosił kierownika ze pójdzie ze mną – on też nie wiedział gdzie jest szpital ale pokierowałem go do wujka – i wujek zawiózł mnie na Sor.
Pamiętam iż w poczekalni na sorze coś pisałem w notatniku – potem poproszono mnie do gabinetu – pamiętam jeszcze wózek na który mnie posadzili – a potem już jak leżałem na łóżku – z lampą świecącą w oczy i klipsem na palcu – poprosiłem o wodę. Potem już na oddziale leżałem parę godzin – z podłączonymi kroplówkami – po prostu byłem odwodniony – odwiedził mnie jeden uczestnik wykopalisk – potem mnie wypisali – z opisem iż miałem chwilową utratę świadomości.
Potem już było tylko gorzej nie brałem leków od dwóch miesięcy – kierowniczka kazała prowadzić dziennik wykopalisk – na początku wszystko zapisywałem normalnie – a potem w tym dzienniku odleciałem – czułem iż coś się dzieje. Miałem ze sobą scyzoryk szwajcarski i chciałem podciąć nim sobie żyły – chociaż bardziej był to gest dramatyczny bo w tamtym czasie bym tego nie zrobił. Znaleźli mnie ze scyzorykiem który mi zabrali – pamiętam jak długo płakałem w ramiona kierowniczki – opowiadając o ojcu i inne przykre rzeczy.
Nie doczekałem końca praktyk – w złym stanie psychicznym zawiózł mnie do domu wujek. Parę dni później trafiłem do szpitala psychiatrycznego w Łodzi.
Statystyki: autor: Toyer — 25 sie 2025, 15:37