Serial Krew z Krwi opowiada historię miłości rodziców głównych bohaterów Outlandera – Jamiego oraz Claire. Problem z prequelami jest jednak taki, iż przecież doskonale wiemy, jak się skończą. Dlatego podeszłam do tego tytułu dość sceptycznie i nie nastawiałam się na nic wybitnego. Czy miałam rację?
W Outlander: Krew z Krwi mamy dwa równoległe wątki. Ellen MacKenzie, matka Jamiego, poznaje Briana Frasera w osiemnastowiecznej Szkocji. Julia Moriston natomiast nawiązuje wyjątkową znajomość Henrym Beauchampem w Anglii podczas I wojny światowej.
W tym miejscu jestem zmuszona trochę zaspoilerować zakończenie pierwszego odcinka. Okazało się w nim, iż rodzice Claire również potrafili podróżować w czasie o czym nie miałam pojęcia, ponieważ nie widziałam trailera. Wiedziałam, iż i tak obejrzę Krew z Krwi i darowałam sobie zapowiedź serialu, na której wprost pokazano, iż bohaterowie przeniosą się w czasie.
Podczas wspólnej podróży Julia i Henry rozdzielili się przy kręgu w Craig Na Dun, tym samym, przez który wiele lat później przeszła ich córka. W ten sposób fabuła serialu nie była podzielona na różne czasy i miejsca. Chociaż przyznaję, iż nie zabrakło też scen, w których bohaterowie wracali do swojego dawnego życia w bardziej współczesnych czasach.
Fabuła naturalnie dążyła do spotkania wszystkich głównych bohaterów, co (ze wspomnianych wyżej przyczyn) było dla mnie sporym zaskoczeniem. Sądziłam, iż te dwa wątki będą prowadzone całkowicie niezależnie od siebie. Nic bardziej mylnego. Gdyby nie pomoc Julii, losy Ellen i Briana mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. To piękne, jak w subtelny i jednocześnie zawiły sposób splotły się ich historie.
Fot. kadr z serialuRodzice Claire wykazali się nie lada sprytem podczas próby odnalezienia się w dawnych czasach. Serial w zupełnie nowy sposób podszedł do roli i miejsca kobiety w XVII-wiecznej Europie. Nie wiem, która z bohaterek – Ellen, czy Julia – przeszła gorszą próbę. Zarówno jedna, jak i druga musiała zmierzyć się z niewyobrażalnym teraz okrucieństwem i poniżeniem, ale każda z innym. Obrazujące to sceny były bardzo mocne i wstrząsające, ale w odmienny sposób.
Outlander: Krew z Krwi nieustannie trzyma w napięciu. W szczególności losy Julii i Henry’ego. O rodzicach Claire wiemy, iż zginęli, gdy ta była małą dziewczynką. Pytanie, czy naprawdę tak było, czy po prostu utknęli w innym czasie? jeżeli zaś chodzi o Ellen i Briana, mamy znacznie więcej informacji. Prawdziwą zagadką było zaś to, w jaki sposób udało im się zejść pomimo wszystkich przeciwności losu. Dzięki tym pytaniom prequel wypadł fenomenalnie.
Fot. kadr z serialuMuszę też przyznać, iż aktorzy zostali fantastycznie dobrani. Nie tylko młodsze wersje bohaterów znanych nam z oryginalnej serii, ale przede wszystkim główna obsada. Nie da się nie zauważyć podobieństwa między Julią a jej córką Claire. A Ellen i Brian? Przecież Jamie wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać syn tej dwójki. Co prawda Brian nijak nie przypomina młodszej wersji aktora, który w Outlanderze wcielał się w ojca Jamiego, ale powiedziałabym, iż to drobny szczegół.
Jedyną postacią, do której faktycznie można mieć zastrzeżenia, jest Murtagh. W porównaniu ze swoim pierwowzorem wypada dość żałośnie. Trudno uwierzyć, iż przez lata tak bardzo się zmienił. Z drugiej zaś strony pokazuje to bohatera w zupełnie nowym świetle i nadaje jego charakterowi większej głębi.
Kostiumy i charakteryzacja również wypadły świetnie. Niczym nie ustępowały oryginalnej serii i naprawdę robiły klimat. Podobało mi się, iż w prequelu podchodzono do tego tematu z równą starannością. Dzięki temu widać było wyraźnie, iż to ten sam świat.
Fot. kadr z serialuZakończenie pozostawiło więcej pytań niż odpowiedzi, co sugeruje, iż pojawią kolejne sezony. To również było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Sądziłam, iż to będzie krótka seria, tak na jeden, góra dwa sezony. Teraz wiem, iż plany obejmują przynajmniej trzy, może choćby więcej i naprawdę nie mam nic przeciwko.
Podsumowując – Outlander: Krew z Krwi pozytywnie mnie zaskoczył. Okazał się równie dobry co pierwowzór. Fakt, iż przecież doskonale wiedziałam, jak skończy się historia Ellen i Briana nie przeszkadzał mi z napięciem śledzić ich losów. W przypadku Julii i Henry’ego zaś niemal wszystko było kompletną niewiadomą. Fantastyczna gra aktorska, świetnie napisana historia i emocjonujące, otwarte zakończenie sprawiły, iż z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego sezonu.
Fot. główna: materiały promocyjne Starz


![“Tango” Sławomira Mrożka wraca na scenę częstochowskiego teatru po 39 latach! [ZOBACZ ZDJĘCIA]](https://czestochowskie24.pl/wp-content/uploads/2025/10/20251023_0017_BRE-300x200.jpg)














