"Peacemaker" wraca na HBO Max z 2. sezonem i pozostało lepszy niż wcześniej – recenzja serialu DCU

serialowa.pl 3 godzin temu

Równo za tydzień w ofercie HBO Max zadebiutuje 2. sezon „Peacemakera”. Czemu warto oglądać serial autorstwa Jamesa Gunna z uniwersum DC? O tym poniżej.

Jeśli myśleliście, iż James Gunn wyłoży się w 2025 roku z nadmiaru obowiązków, to musicie mocno zrewidować swoje poglądy. Współdowodzący zrebootowanym uniwersum DC dopiero co wydał na świat chwalonego zewsząd „Supermana”, tymczasem do HBO Max już zmierza 2. sezon serialu „Peacemaker„. Niegdysiejszy czempion Marvela pracował nad tymi dwoma projektami jednocześnie. I wiecie co? Oba mu się udały.

Peacemaker sezon 2 – czym różni się ta seria?

Licząca sobie osiem odcinków (widziałem przedpremierowo pięć z nich) nowa odsłona przygód najbardziej nieznanego i najmniej poważanego superherosa (w tytułowej roli doskonały John Cena) wzbogaci ofertę platformy dokładnie za tydzień. My już teraz możemy wam zdradzić, iż jak najbardziej jest na co czekać. Gunn znów zdecydował się na charakterystyczny punkrockowy sznyt, ale tym razem pozwolił sobie nieco zwolnić brzmienie.

„Peacemaker” (Fot. HBO Max)

Do grupki naszych bohaterów wracamy po tym, jak upłynęło całkiem sporo czasu od wydarzeń wieńczących debiutancką odsłonę. Po tym, jak 11th Street Kids (pamiętacie?) uratowali świat przed inwazją obcych (i to bez jakiejkolwiek pomocy topowych superbohaterów), życie przestało być tak ekscytujące. Drogi Peacemakera i reszty ekipy nieco się rozeszły, choć ci wciąż regularnie spotykają się na browarze czy innej potańcówie.

Peacemaker bezskutecznie próbuje dostać się do Gangu Sprawiedliwości, Leota (Danielle Brooks) chce ruszyć z własną firmą ochroniarską, Ecenomos (Steve Agee) pierdzi w stołek w A.R.G.U.S., podczas gdy Harcourt (Jennifer Holland) zostaje kozłem ofiarnym Amandy Waller, która za kulisami uniemożliwia jakąkolwiek rządową posadę. Jest też oczywiście Adrian/Vigilante (Freddie Stroma), ale jego dalej w znacznym stopniu definiuje bezgraniczne oddanie tytułowemu bohaterowi.

Peacemaker sezon 2 – co nowego w uniwersum DC?

Stagnację naszych herosów przerywają dwa ważne wydarzenia. Po pierwsze, nowym szefem A.R.G.U.S. zostaje Rick Flag Sr. (Frank Grillo, „Tulsa King”) – ojciec Ricka Flaga Jr., którego w pamiętnym „The Suicide Squad” wykończył nie kto inny jak Peacemaker. Po drugie, pewnej przypadkowej nocy nasz strażnik pokoju odkrywa w swojej szafie (wiecie, w tej samej, z której w poprzedniej serii korzystał jego ojciec) alternatywny wymiar, w którym spotyka… samego siebie.

„Peacemaker” (Fot. HBO Max)

Jeśli na bieżąco śledziliście wszystkie zapowiedzi 2. sezonu „Peacemakera”, to możecie się spodziewać, iż następująca niedługo po tym konfrontacja dwóch bliźniaczo napakowanych maniaków nie skończy się zbyt dobrze. Coś, czego protagonista doświadcza „po drugiej stronie”, jest wyłącznie spoilerowym terytorium, więc ograniczę się jedynie do stwierdzenia, iż jest tam, wszystko to, czego zawsze pragnął.

Z podróżami między jednym a drugim wymiarem wiąże się oczywiście sporo komedii (również tej brutalnej, do której zdążył już przyzwyczaić nas serial), niemniej w 2. sezonie Gunn zdecydowanie wyraźniej uderzył w dramatyczne tony. Korzystając z pomysłów rozwijanych na przestrzeni debiutanckiej serii, twórca jeszcze głębiej wchodzi pod komiczny hełm Peacemakera, świetnie rozpisując w serialu kwestie tożsamościowe, ideowe czy nawet… metafizyczne.

To niesamowicie odżywcze, iż w kinie superbohaterskim pozostało ktoś, kto jest w stanie wycisnąć z wymęczonego konceptu multiwersowego coś, co autentycznie wzrusza. Mało tego, wybory Gunna znajdują odbicie w grze Ceny, który zaskakująco dobrze sprawdza się w scenach wymagających od niego czystego dramatu. To nie jest już (i tak bardzo udany zresztą) występ na granicy powagi i pastiszu, który zwykł charakteryzować Peacemakera. To pełnowymiarowa kreacja godna niejednej nominacji.

Peacemaker sezon 2 – czy wciąż warto oglądać serial?

W nowej odsłonie serialowego hitu DCU (wraz z rebootem pojawiło się tu i ówdzie kilka uroczych montażowych zmian względem „kanoniczności” 1. sezonu) intrygującego rozwinięcia doczekuje się też przede wszystkim Harcourt. W świetnej scenie – która doskonale oddaje komediodramatyczny charakter serialu – psycholog diagnozuje u niej „toksyczną męskość”, co skutkuje negacją rodem z „Rodziny Soprano”. Kilka fragmentów później bohaterka szuka zaczepki w barze, z którego trzeba wyprowadzić ją siłą.

„Peacemaker” (Fot. HBO Max)

2. sezon to również zdecydowany nacisk na relację Peacemakera i Harcourt. Tę otrzymujemy w podwójnym wydaniu (co, swoją drogą, wymagało od Jennifer Holland niemałego wysiłku aktorskiego), a już na samym początku odsłony słyszymy, iż któregoś dnia na pewnej imprezie na pewnej łódce rzeczywiście do czegoś między nimi doszło. Możecie spodziewać się też efektownego powrotu Roberta Patricka w roli ultrarasistowskiego ojca protagonisty i niespodziewanych zwrotów akcji w wątku… Eagly’ego (orli pomocnik Peacemakera).

W kontekście nowych postaci pierwsze skrzypce gra tutaj oczywiście Grillo jako Rick Flag będący więcej niż zdeterminowany, by zemścić się na tytułowym bohaterze. W pierwszych pięciu odcinkach nie pełni on jednak aż tak pierwszoplanowej roli, jak można się było spodziewać, co oznacza, iż pod pewnymi względami przyćmiewa go Tim Meadows („Saturday Night Live”) – bohater, którego portretuje komik ma szansę stać się tym najbardziej viralowym.

Gwarantuję, iż wszyscy ci, którym „Peacemaker” przypadł do gustu za pierwszym razem, będą zadowoleni z nowej odsłony. To powrót w wielkim stylu – pogłębiony i wsparty rozwijaniem DCU (znalazły się oczywiście nawiązania do „Supermana”), a przy tym zachowujący figlarny i niegrzeczny ton „jedynki”. A, no i wspaniała czołówka muzyczna doczekuje się nowego układu choreograficznego. Ta – podobnie jak cały 2. sezon – pozostało lepsza. Peace out, motherf*ckers.

Peacemaker sezon 2 – premiera 22 sierpnia na HBO Max

Idź do oryginalnego materiału