Rodzinnie się zrobiło w "Komisarzu Aleksie" - właśnie dołączyłaś do obsady, w której jest też twój tata, Olaf Lubaszenko, jako inspektor Ireneusz Gancarz. Jak wam się razem pracuje?
- Na razie mieliśmy jedną wspólną scenkę, krótką, jakby wprowadzającą, domyślam się, iż z czasem będzie więcej interakcji. Byłam bardzo interesująca tego spotkania, trochę się stresowałam, bo po raz pierwszy w życiu gram z ojcem, ale cieszę się, iż dostałam tę propozycję.Reklama
Wyszła ona od produkcji jako zabieg dla promocji serialu - ojciec z córką w jednym tytule to gratka dla widzów...
- Nie znam się na promocji, ale rola jest fajna, a wątek z nią związany intrygujący. Mamy tu: miłość, narkotyki, zaginięcie, śledztwo, badania DNA - czyli dużo do grania, co jest zawsze dla aktora pociągające. Moja bohaterka, uwikłana jest w różny sposób w te różne sytuacje, odkrywamy je powolutku, z umiarem, stopniując poziom emocji, co mi się podoba. Zapowiada się naprawdę dobrze.
Co wiadomo o postaci, w którą się wcielasz?
- Nazywa się Kama Żerska, jest młodą, ambitną osobą, biotechnolożką. Specjalizuje się w badaniach molekularnych i pracuje w szpitalu uniwersyteckim. Prywatnie córka komendanta policji Sławomira Żerskiego (Dariusz Kowalski), zwierzchnika inspektora Gancarza - zatem mój serialowy ojciec jest szefem postaci, którą gra mój prawdziwy tata (uśmiech)... Kama nie utrzymywała kontaktu z ojcem od dawna, miała do niego żal po rozwodzie rodziców, ale teraz dramatyczny ciąg zdarzeń sprawił, iż zmuszona była zwrócić się niego z prośbą o pomoc. Czy działania, które podejmą razem, przyniosą dobry skutek i czy ich wzajemne relacje poprawią się? Zobaczymy.
Dobrze ci się gra z serialowym tatą?
- Bardzo dobrze. Od początku złapaliśmy z panem Dariuszem dobry kontakt. Myślę, iż dalej już będzie tylko lepiej...
A jak cię przyjęła ekipa serialu?
- Bez problemu, chyba się polubiliśmy. Takie mam wrażenie po tych kilku dniach, które dotąd spędziłam na planie. Poznałam też już jednego z psów, które grają Aleksa. Akurat był to Teo, młodszy z nich. Mieliśmy razem kilka scen, urocza sprawa (uśmiech). Od serca jestem kociarą, w moim domu zawsze były koty, ale psy też uwielbiam, jak wszystkie zwierzęta zresztą - tak iż cieszę się, iż mogę tu spotykać się i grać z psem.
Podobno zagościsz w serialu na dłużej - do końca sezonu albo i dalej?
- Też tak słyszałam. To dla mnie dobre z wielu powodów. Po pierwsze kolejne, cenne doświadczenie przed kamerą. Po drugie - okazja do spotkań, poznawania nowych ludzi, nowych spraw. To właśnie te spotkania są dla mnie w pracy najciekawsze. Na co dzień gram dużo w teatrze, robię swoją muzykę, serial stanowi świetną odmianę i daje dodatkowe profity i możliwości.
Pochodzisz ze znanej rodziny artystycznej - mama, Katarzyna Groniec, ceniona wokalistka, wspomniany już tata, Olaf Lubaszenko, znakomity aktor i reżyser, babcia Asja Łamtiugina - aktorka, autorka piosenek i reżyser teatralny, no i dziadek, legenda polskiego filmu, Edward Linde-Lubaszenko. Przy takiej proweniencji byłaś niejako "skazana" na artystyczną drogę...?
- Nie chciałam być aktorką, od dziecka wyobrażałam sobie siebie na scenie jako piosenkarkę, zamierzałam więc "wejść w buty" mamy. Były też wizje pisarskie, malarskie - chodziłam na zajęcia plastyczne, dużo malowałam - tak sobie fantazjowałam... A jednak tak się stało, iż dostałam się do Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, za sprawą Moniki Strzępki, reżyserki teatralnej i telewizyjnej, która przygotowała mnie do egzaminów. Nie znałyśmy się z wcześniej, Monika wypatrzyła mnie na You Tube, gdzie wrzuciłam swoją piosenkę, dotarła do mnie i zaproponowała występ w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. A potem zasugerowała, iż powinnam spróbować swych sił w szkole aktorskiej... Ta historia jest trochę filmowa, wszystko potoczyło się nagle, przygotowania były intensywne, ale krótkie, trwały tylko miesiąc i nieoczekiwanie zakończyły się sukcesem. A aktorstwo, które wcześniej zdecydowanie odrzucałam, stało się w pewnym momencie marzeniem. Był to dla mnie zaskakujący tok wydarzeń, za którym poszłam i cieszę się, iż to zrobiłam.
Dziś, jako się rzekło, realizujesz się jako aktorka i piosenkarka?
- Jestem aktorką Teatru Dramatycznego w Warszawie. To mój pierwszy etat w życiu, dotąd występowałam jako freelancerka. Miałam to szczęście, iż zapraszali mnie do spektakli w kilku teatrach, m.in. do Teatru Capitol we Wrocławiu, gdzie miałam swój debiut. Dobrze mi tu, w moim macierzystym w tej chwili teatrze, dostaję dużo ról, pracuję intensywnie i mam z tego dużą radość. Równolegle działam muzycznie. Wspólnie z moim przyjacielem, Jakubem Buchnerem, tworzymy zespół Kikibuba, on zajmuje się produkcją, razem komponujemy (on chyba więcej), ja piszę teksty. Robimy muzykę, którą można określić mianem alter pop. Na scenie grają z nami basista i perkusista. Zbliża się właśnie nasza kolejna trasa koncertowa, niebawem zagramy w Krakowie, Poznaniu, Sochaczewie, a listopadzie, to jeszcze nie do końca pewne, w Warszawie, na scenie Teatru Dramatycznego. To byłaby dla mnie frajda!
Czy to, co robisz, daje ci spełnienie?
- Tak, nie widzę się w żadnej innej pracy - ewentualnie w jakimś zawodzie około artystycznym lub w psychologii, to też pociągające - ale to już raczej w kolejnym życiu... To, czym się zajmuję, nie jest co prawda łatwe, za to niesie satysfakcję i poczucie realizacji swoich pasji.
Pasjonujesz się też sportem, w tym piłką nożną - podobnie jak twój tata, bo jak wiadomo Olaf Lubaszenko nie tylko świetnie grał, ale był też przez lata kapitanem Reprezentacji Artystów Polskich w tej dyscyplinie...
- I wiem, iż marzył, bym poszła w jego ślady... Odbyliśmy kilka treningów (a trenerem był naprawdę doskonałym!), jednak okazało się, iż wielką piłkarką nie będę, boję się ostrych akcji, wejść, chyba jednak pozostanę w tej materii kibicem. Wolę już bardziej kick-boxing, który też kiedyś trenowałam. Także sport urazowy, ale bardziej przypomina taniec, markowanie uderzeń, uników, gimnastykę ogólną - i na tym etapie poprzestaję.
Kiedy się ciebie słucha, aż dziw bierze, iż mimo rozległych koneksji i własnych już sporych sukcesów, pozostajesz wciąż miłą, subtelną, delikatną dziewczyną, z którą się z przyjemnością rozmawia. Jak to robisz?
- Nie wiem. A może ja wcale nie jestem taka miła, może zadzieram nosa (śmiech)? To żart oczywiście. Bardzo cenię sobie skromność i lgnę do osób, które są skromne. Sama też chciałabym taka być. Poza tym moje życie jest zwyczajne - nie wiem, czym miałabym tak naprawdę się przechwalać?
Jakie są twoje marzenia?
- Wyjechać do Japonii i zobaczyć Tokio. Jak trochę jeszcze zarobię, to może to się uda. W ogóle marzą mi się podróże, chciałbym zobaczyć jak najwięcej świata. A jeżeli chodzi o marzenia zawodowe, chciałabym zagrać w filmie. Ostatnio wystąpiłam w powstającym właśnie obrazie Łukasza Gawrońskiego o roboczym tytule "Amok". Jest to niszowa produkcja, ale świetnie mi się tam pracowało. Może los da mi być kiedyś częścią większego filmu? Marzenia się (niekiedy) spełniają...
Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj
Zobacz też: "The Office PL" powraca. Znamy datę premiery piątego sezonu