„Wszystko w porządku” – powiedziała, a potem płakała całą noc.
– Mamo, co się z tobą dzieje? – Basia szarpnęła matkę za rękaw. – Dlaczego milczysz? Przecież pytam!
– Wszystko w porządku, córeczko – Wanda Stanisławowa otarła ręce o fartuch i odwróciła się do okna. – Po prostu jestem dziś zmęczona.
– Jakie zmęczenie? Przecież jesteś na emeryturze! – głos córki brzmiał zirytowany. – Już pół godziny tłumaczę ci o przeprowadzce, a ty jakbyś nie słyszała.
– Słyszę, słyszę. Przeprowadzacie się do nowego domu, brawo.
Basia prychnęła i usiadła przy kuchennym stole, gdzie stały nietknięte kubki z wystygłą herbatą.
– Mamo, no popatrz na mnie w końcu! Co się stało?
Wanda Stanisławowa powoli odwróciła się do córki. W jej oczach błyszczały niewypłakane łzy, ale uparcie je powstrzymywała.
– Mówię ci, wszystko w porządku. Opowiadaj dalej o swoim domu.
Basia uważnie spojrzała na matkę. Coś było nie tak, ale nie mogła zrozumieć co. Matka wyglądała na przygnębioną, pod oczami miała cienie.
– Mamo, a gdzie tata? Jeszcze nie wrócił z działki?
– Tata… – Wanda zawahała się. – Tata się spóźnia. Ma dużo roboty w ogródku.
– W grudniu? – zdziwiła się Basia. – Jakie roboty w grudniu na działce?
– No… śnieg odgarniać, domek sprawdzić. Zima przecież.
Córka zmarszczyła brwi. Ojciec nigdy nie jeździł na działkę zimą. Mówił, iż tam nie ma co robić, tylko pieniądze na paliwo wyrzucać.
– Mamo, zadzwoń do taty. Niech wraca, muszę z wami obojgiem porozmawiać.
– Nie trzeba go niepokoić – gwałtownie odpowiedziała Wanda. – On tam… zajęty.
– Czym niby? – Basia wyciągnęła telefon. – Zaraz sama zadzwonię.
– Nie! – matka gwałtownie wyrwała jej aparat. – Nie dzwoń do niego, proszę.
Basia osłupiała na taką reakcję.
– Mamo, co się dzieje? Pokłóciliście się, czy co?
– Nie kłóciliśmy się. Wszystko w porządku, przecież mówię.
– Jakie „wszystko w porządku”! – wybuchnęła Basia. – Siedzisz blada jak ściana, oczy czerwone, taty nie ma w domu, a ty powtarzasz „wszystko w porządku”!
Wanda zacisnęła usta i znów spojrzała w okno. Za szybą wirowały duże płatki śniegu, przykrywając podwórko białym kocem.
– Chcesz świeżej herbaty? – zapytała, zmieniając temat. – Ta już wystygła.
– Nie chcę herbaty! Chcę prawdy!
Basia wstała od stołu i podeszła do matki.
– Mamo, jestem twoją córką. jeżeli coś się stało, powinnam wiedzieć. Gdzie tata?
Wanda zamknęła oczy. W piersi ścisnęło ją od bólu, który nosiła w sobie od tygodnia. Tydzień milczenia, niedomówień, udawania.
– Tata… – zaczęła i urwała.
– Co z tatą? – Basia chwyciła matkę za ramiona. – Mamo, przerażasz mnie!
– Z tatą wszystko w porządku. Jest zdrowy.
– To gdzie jest?
Długa cisza zawisła między nimi. Wanda patrzyła w podłogę, gładząc rąbek fartucha.
– U Krysi – wykrztusiła w końcu.
– U jakiej Krysi?
– U Krystyny Władysławy. Z sąsiedniej klatki.
Basia mrugnęła zdezorientowana.
– Nie rozumiem. Co on tam robi?
– Mieszka – cicho powiedziała Wanda.
Słowo spadło między nimi jak kamień w wodę, rozchodząc się kręgami zrozumienia.
– Jak… mieszka? – powtórzyła Basia.
– Wyprowadził się do niej. Tydzień temu. Powiedział, iż nie może już ze mną, iż ją kocha.
Córka osunęła się na krzesło, jakby podcięta.
– Mamo… To prawda?
– Prawda.
– A ty mówisz „wszystko w porządku”?
Wanda w końcu spojrzała na córkę. Jej twarz była mokra od łez, których już nie mogła powstrzymać.
– A co miałam powiedzieć? Że twój ojciec, z którym przeżyliśmy trzydzieści osiem lat, zostawił mnie dla sąsiadki? Że jestem teraz niepotrzebną staruszką?
– Mamo… – Basia zerwała się i objęła matkę. – Dlaczego mi od razu nie powiedziałaś?
– Nie chciałam martwić. U was przeprowadzka, dzieci, praca. Po co ci moje problemy?
– Jakie dzieci? Moje dzieci już dorosłe! A ty jesteś moją matką, i twoje problemy to moje problemy!
Wanda zaszlochała i przytuliła się do córki.
– Basiu, tak mi źle. Nie wiem, co robić. Jak żyć dalej.
– Opowiedz mi wszystko. Od początku.
Usiadły obok siebie na kanapie. Wanda otarła oczy chusteczką i zaczęła opowiadać.
– Zaczęło się może trzy miesiące temu. Tata zaczął się spóźniać, mówił, iż różne sprawy. Potem stał się obojętny. Wcześniej zawsze pytał, jak minął dzień, co ugotowałam. A teraz milczał, oglądał telewizję lub grzebał w telefonie.
Basia słuchała, nie przerywając.
– Najpierw myślałam, iż po prostu zmęczony. W pracy miał jakiś projekt. Ale potem zauważyłam, iż zaczął bardziej dbać o siebie. Kupił nowe koszule, zaczął używać wody po goleniu. A w domu był ponury.
– I niczego nie podejrzewałaś?
– Podejrzewałam, oczywiście. Ale myślałam, iż może mi się wydaje. Tyle lat razem, dzieci, wnuki niedługo… Wydawało się to niemożliwe.
Wanda znów się rozpłakała.
– A potem spotkałam tę Krystynę pod sklepem. Zachowywała się dziwnie, spuszczała oczy. I wtedy zrozumiałam.
– Co zrozumiałaś?
– Że są razem. Kobieca intuicja. Wróciłam do domu, a tata się pakował. Mówił, iż wstąpi do Zdzicha. A sam wystrojony, uczesany.
– I go śledziłaś?
– Tak. Wstyd, ale poszłam za nim. Poszedł prosto do tej Krysi. Wszedł do jej mieszkania.
Basia zacisnęła pięści.
– I co zrobiłaś?
– Nic. Wróciłam do domu, siedziałam do rana, myślałam. A rano on wrócił, jak gdyby nigdy nic. Poprosił o śniadanie, poszedł do pracy.
– Mamo, dlaczego milczałaś? Trz