[RELACJA] Yungblud podbił nasze serca w Warszawie

cityfun24.pl 12 godzin temu

Yungblud to jeden z artystów młodego pokolenia, który w tej chwili jest, można to śmiało przyznać, na szczycie popularności. Ten 28 letni chłopak wyprzedaje całe trasy koncertowe, nagrywa muzykę z Aerosmith i… i został „pobłogosławiony” przez samego Ozzy’ego Osbourne’a. Książę Ciemności doskonale wiedział, co robi!

Sobotniego wieczoru warszawski Torwar wypełniony był po brzegi – nie tylko tłumnie przybyłymi fanami, ale również muzyką. Na początek zaprezentowali się Weathers, chciałoby się rzec, iż najmniej rockowa z grupa z całego zestawienia, jednak pokazali nam, jak bardzo się mylimy. Zespół z zaprezentował osiem piosenek, wśród których znalazło się nie wydane jeszcze Ugly oraz utwór Pink Pony Club, który w oryginale wykonuje Chappell Roan. Było bardzo energetycznie i po minach ludzi było widać, ze im się podobało! A chyba najważniejsze w muzyce jest to, żeby czerpać z niej fun, prawda? Jestem wręcz pewna, iż swoim występem zyskali spore grono nowych fanów, do których się zaliczam! Co prawda znałam wcześniej kilka piosenek, jednak nigdy nie poświęciłam im wystarczająco uwagi, co okazało się błędem.

O Palaye Royale, czyli drugim supporting act mogłabym mówić dużo i długo – zacznę jednak od tego, iż ich setlista nie do końca przypadła mi do gustu – bardzo liczyłam na Addicted to Wicked & Twisted z najnowszego albumu, które raz na jakiś czas dość solidnie zapętla mi się w głowie. Totalnie rozumiem ograniczenie w postaci okrojonego czasu scenicznego. Moim zdaniem zabrakło największych hitów – Paranoid, czy chociażby Lonely. Ale to tylko subiektywna opinia! Potwierdziło się to, jak bardzo oddany fanbase mają oni w naszym kraju. Świadczy o tym chociażby to, iż był to ich trzeci czy czwarty występ w Polsce w ciągu tego roku. Niesamowita charyzma, energia – to był mój trzeci raz z chłopakami i za każdym razem byłam pełna podziwu. Oczywiście wokalista (Remington Leith) nie byłby sobą, gdyby nagle nie wdrapał się na jakiś wysoki obiekt – tym razem również zaskoczył fanów wspinając się na trybuny. Kolejną niespodzianką było krótkie choć bardzo zapadające w pamięć wplecenie fragmentu Seven Nation Army w set. Damn! Dla mnie każdy ich koncert jest pięknym przeżyciem, tym razem również się nie zawiodłam.

O Yungbludzie można mówić wszystko, jednak nie można mu zarzucić jednego – talentu. Chłopak przeszedł trudną i wyboistą drogę, aby znaleźć się w miejscu, w którym jest teraz. Wielu zarzucało mu pozerstwo, wytykało palcami i śmiało się, jednak on brnął mimo t0 pod prąd. Wiedział, iż jego miejsce jest właśnie na scenie. Wczorajszy koncert tylko to potwierdził. Wszystko dopracowane było w najmniejszym calu, od świateł, aranżacji, oprawy scenicznej. Pojawiła się choćby sekcja smyczkowa! Choć Dominic Harrison wyprzedaje w tej chwili największe areny (nasz Torwar też był sold out!) zostaje przy tym totalnie autentyczny. I za każdym razem podkreśla, iż Yungblud to nie on, Yungblud tworzy każda pojedyncza jednostka, która słucha jego muzyki i się w niej odnajduje.

To był czwarty raz, kiedy miałam absolutną przyjemność uczestniczenia w jego koncercie. Pierwszy odbywał się w malutkiej warszawskiej Hydrozagadce, następne w Palladium i Hali Expo. W każdym z tym miejsc była kompletnie inna energia, jednak z każdym coraz mocniej utwierdzałam się, iż to adekwatna osoba we adekwatnym miejscu. Z konkretnym przekazem, nie bojąca się otwarcie mówić o rzeczach ważnych, choć niekiedy trudnych. Osoba tworząca bezpieczną przestrzeń dla wszystkich młodych ludzi, którzy czują się zagubieni, dziwni.. czy po prostu inni. Sama byłam kiedyś w ich wieku i doskonale rozumiem, jak bardzo ktoś taki jest potrzebny w życiu.

Powiedzieć, iż Yungblud jest w tej chwili w świetnej formie, to jak nie powiedzieć nic. Moim zdaniem artysta jest w tej chwili w swojej życiowej formie – dojrzał, dojrzała również jego twórczość. Już nie jest młodym zakręconym chłopakiem, nieco szalonym i nieobliczalnym weirdo, teraz to pewny siebie mężczyzna znający swoją wartość. Rozpoczęcie koncertu od Hello Heaven, Hello było strzałem w dziesiątkę. Jest to utwór, który tak naprawdę zaczął ten nowy etap w karierze Brytyjczyka, to również piosenka otwierajaca jego najnowsze wydawnictwo Idols. Setlista zawierała przekrój twórczości Harrisona – choć dominowały na niej piosenki z ostatniej płyty, nie mogliśmy narzekać na brak urozmaiceń.

Przepięknie wybrzmiał cover Changes będący tribute do Ozzy’ego Osbourna. Cudowne było My Angel, czyli najnowsza piosenka powstała we współpracy z Aerosmith. Flebag, gdzie na gitarze przygrywała wzięta z tłumu dziewczyna? Coś niesamowitego, podkreślającego jeszcze bardziej wartość tego, czym powinna być muzyka oraz ukazującego więź, jaką wokalista ma z fanami. Otrzymaliśmy też po wielu latach wykonanie 21 Century Liability -wspaniałe uczucie usłyszeć to po takim czasie. Widać było, że Yungblud przez cały występ był wzruszony – nie bez powodu chyba każdy artysta mówi, iż mamy w Polsce najlepszą publiczność. Totalnie urocze było to, iż muzyk choćby nauczył się kilku zwrotów w naszym języku – zawsze robi się cieplej na sercu, gdy usłyszysz „kocham was Polska”, czy chociażby „ręce do góry”. Tego wieczoru miał również swój „i made it” moment co poza nim samym doprowadziło wiele zgromadzonych osób do łez.

Na sam koniec podczas bisów Yungblud obiecał polskim fanom, iż dopóki będzie grał, co roku wystąpi w naszym kraju. Miejmy nadzieję, iż nie są to słowa rzucane na wiatr i zobaczymy się ponownie za kilka miesięcy!

Niesamowicie patrzy się, gdy ktoś spełnia swoje marzenia i jest w tym wszystkim ujmująco szczery. Muszę przyznać, iż to są momenty, dla których się żyje. Nie bez powodu wielu z nas wybiera muzykę jako odskocznię od wszystkiego, jako sposób na wyrażenie siebie, jako „painkillera”. Świat bez muzyki byłby okropnie smutny.

Idź do oryginalnego materiału