Rozwód po 60-tce? "Nawet w tym wieku ludzie podejmują taką decyzję". Prawnik wyjaśnia, dlaczego

natemat.pl 8 godzin temu
– jeżeli ktoś już czuje, iż życie w związku straciło sens, iż relacja opiera się na ciągłych pretensjach, przekleństwach, upokorzeniach, to pytam: po co w tym tkwić? Kiedy ludzie zaczynają czerpać satysfakcję z wzajemnego ranienia się, to przecież zupełne zaprzeczenie tego, czym kiedyś był ich związek– mówi w rozmowie z naTemat mec. Piotr Bazyluk, radca prawny specjalizujący się w rozwodach i prawie rodzinnym. Pytamy, jak rozwodzą się kobiety po 40.


Aleksandra Tchórzewska, naTemat.pl: Czy w pana kancelarii coraz częściej pojawiają się kobiety w dojrzałym wieku, które decydują się na rozwód?

mec. Piotr Bazyluk, radca prawny: Tak, choć nie traktuję tego jako wyraźnego trendu – nie prowadzimy statystyk dotyczących wieku klientów. Ale rzeczywiście trafia do mnie wiele kobiet po trzydziestce i czterdziestce. Zdarzają się też rozwody wśród osób po sześćdziesiątce, a choćby siedemdziesiątce. choćby w takim wieku ludzie podejmują decyzję o rozstaniu.

Jakie są najczęstsze powody?


Na początku, gdy ludzie się poznają i zakochują, każdy z partnerów chce zrobić coś wyjątkowego dla drugiej osoby. Jednak po kilku latach, gdy te mechanizmy zaczynają się kruszyć, rdzewieć i przestają działać tak, jak powinny, wszystko odwraca się o 180 stopni. Zaczynamy patrzeć wyłącznie na siebie i swoje potrzeby.

Uczucie może wygasnąć z różnych powodów: czasem samoistnie, czasem pojawia się ktoś nowy. Może również zniknąć w wyniku negatywnych zachowań drugiej strony, takich jak przemoc fizyczna, alkoholizm, znieważanie czy zdrada. Często zdarza się, iż zdrada jest trudniejsza do wybaczenia, ale bywają też sytuacje, w których zdrada okazuje się łatwiejsza do przepracowania niż przemoc.

W przypadku osób starszych, po 60. czy 70. roku życia, najczęściej słyszę, iż uczucie po prostu wygasło. Niektóre kobiety są zmęczone wieloletnim związkiem i podchodzą do sprawy spokojnie oraz dojrzale.

Pamiętam klientkę, która w wieku 85 lat złożyła pozew rozwodowy z powodu zdrady męża. Miała na to dowody, które zdobyła sama – zdjęcia i nagrania. Okazuje się, iż choćby w tym wieku mężczyźni potrafią narobić sporo zamieszania.

Dawniej kobiety trwały przy mężach, choćby jeżeli były zdradzane, bite czy poniżane. Dziś częściej decydują na rozwód. Co pańskim zdaniem stoi za tą zmianą?

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu znacznie trudniej było się na taki krok zdecydować. Dziś kobietom jest po prostu łatwiej być samodzielnymi. Dawniej wiele z nich tkwiło w toksycznych związkach przez lata, bo – jak same mówiły – "jest źle, ale przynajmniej stabilnie". Ludzie się przyzwyczajają.

Dziś jednak kobiety mają łatwiejszy dostęp do wiedzy i narzędzi. Kiedyś, żeby zdobyć dowód zdrady czy przemocy, trzeba było wynajmować prywatnych detektywów. Teraz wystarczy telefon – można nagrać, zrobić zdjęcie, przesłać dowód zaufanej osobie.

Na pierwszych spotkaniach rozmawiamy nie tylko o przepisach. Tłumaczę moim klientkom, iż mają prawo do alimentów, mogą ubiegać się o zasiłki i iż przysługuje im świadczenie 800+. Kiedy wspólnie to wszystko podliczymy, okazuje się, iż ich sytuacja finansowa wcale nie musi być tak dramatyczna, jak wcześniej myślały. To nie są wielkie pieniądze, ale pozwalają stanąć na nogi. A kiedy pojawia się możliwość podjęcia pracy i odzyskania niezależności, to wtedy naprawdę zaczyna się nowe życie.

Ta iluzja, iż "odejście jest niemożliwe", pęka znacznie szybciej niż dawniej. I właśnie wtedy zapada decyzja o rozstaniu.

Czy klientki, które do pana trafiają, mówią czasem, iż długo dojrzewały do decyzji o rozwodzie? Czy raczej podejmują decyzję pod wpływem emocji?

Zdarza się, iż kobiety podpisują umowę, a potem rezygnują. Na przykład córka je namawia, bo nie może już patrzeć na sytuację w domu, ale ona sama nie pozostało gotowa na ten krok. choćby jeżeli coś w środku już pękło, dojście do podjęcia decyzji o rozwodzie trwa długo.To cały proces.

Czasem impuls daje rodzina – dzieci, rodzeństwo. Ktoś mówi: "Zrób coś ze swoim życiem, przecież ty boisz się wracać do domu". Wtedy kobieta zaczyna widzieć, w jakiej naprawdę jest sytuacji.

A co z kobietami zdeterminowanymi, które nie mają już nic do stracenia?


Takie też się zdarzają. To często osoby głęboko zranione przemocą, zdradą czy ignorowaniem przez lata. Nie odpuszczają i dążą do rozwodu z orzeczeniem o winie, choćby jeżeli to oznacza dłuższą, trudniejszą i droższą drogę. Potrzebują, by ich krzywda została nazwana i potwierdzona wyrokiem. Często robią to przede wszystkim dla siebie.

Dojrzałe kobiety rozwodzą się inaczej niż młodsze?


Myślę, iż z wiekiem kobietom bardziej zależy na spokoju. One już nie chcą wojny, tylko zamknąć pewien rozdział i iść dalej. Na spotkaniach wspólnie ustalamy, co w ich przypadku jest najważniejsze: czy zależy im na orzeczeniu o winie, alimentach, czy po prostu na szybkim rozwodzie i świętym spokoju. Wiele z nich mówi wprost: "Nie mam już czasu ani sił na sądowe batalie – chcę zacząć nowe życie."

Choć oczywiście, jeżeli w grę wchodzą duże pieniądze, podział majątku, nieruchomości to też bywa inaczej. Wtedy pojawia się determinacja, żeby zawalczyć o swoje.

Słyszał pan o jakimś nietypowym powodzie rozwodu? Na przykład... iż mąż chrapał?


Musiałbym się chwilę zastanowić, ale chyba nie przypominam sobie naprawdę absurdalnych powodów. Najczęstsze przyczyny to wyjścia z kolegami, długie nieobecności, zaniedbanie relacji. W rozwodach rzadko chodzi o jeden konkretny zarzut – to zwykle cała mozaika czynników, które razem tworzą obraz rozkładu pożycia.

W sprawach bez orzekania o winie sąd nie bada, kto zawinił. Interesuje go tylko, czy doszło do trwałego i zupełnego rozkładu pożycia. Oczywiście pyta, co się stało, ale bez wnikliwej analizy.

A chrapanie? Czasem się pojawia jako poboczny wątek. Na przykład ktoś zarzuca partnerowi oziębłość, a druga strona odpowiada: "Jak mieliśmy być blisko, skoro nie dało się razem spać?" choćby problemy zdrowotne mogą mieć wpływ na relację, ale same z siebie rzadko bywają decydujące.

Jak zwykle reagują mężczyźni, gdy ich partnerki informują ich o chęci rozwodu?


Do mojej kancelarii trafia wiele kobiet, które są znerwicowane, roztrzęsione, przerażone każdym telefonem od męża. Ich partnerzy często je zastraszają, mówiąc: "Nie poradzisz sobie", "Beze mnie zginiesz", "Nie będziesz miała za co żyć". Wiele z tych kobiet zostało wcześniej odciętych od znajomych, rodziny, całego świata. przez cały czas spotykam mężczyzn, którzy nie pozwalają swoim partnerkom podjąć pracy zawodowej. To relacje głęboko toksyczne.

Oczywiście, zdarzają się sytuacje, w których to mężczyźni są ofiarami, ale z mojej praktyki wynika, iż to kobiety znacznie częściej tkwią w związkach pełnych przemocy psychicznej, kontroli i zależności.

Często też pojawiają się próby ratowania takiego związku: przez miesiąc czy dwa jest lepiej, szczególnie w relacjach z partnerem uzależnionym od alkoholu lub stosującym przemoc. Ale potem wszystko wraca do punktu wyjścia: kłótnie, agresja, picie. Najtrudniejsze jest to, iż wiele kobiet dopiero po terapii psychologicznej zaczyna naprawdę dostrzegać, iż nigdy nie powinny były w tym tkwić. Że nie powinny być z tym człowiekiem.

Jeśli nie przejdą terapii, często wracają do mnie z żalem. Obwiniają siebie, mówią, iż to ich wina, iż on pije, iż nie były dość dobre, iż niewystarczająco o niego zadbały. A to nieprawda. Alkoholizm to choroba, nierzadko uwarunkowana genetycznie. To nie zależy od partnerki ani od tego, jak bardzo się stara.

Zdarza się, iż mężowie są kompletnie zaskoczeni decyzją żony o rozwodzie?


Tak, i to wcale nierzadko. Zwłaszcza gdy kobieta od dłuższego czasu dojrzewała do decyzji, a mężczyzna nie zauważał sygnałów. Bywa, iż mąż myśli: "Może nie jest idealnie, ale przecież jakoś to działa". Nie spodziewa się, iż żona ma już dość albo iż ma nowego partnera.

Na sali często słyszę: "Ale ja ją przez cały czas kocham". A kobieta odpowiada: "Dla mnie to już dawno się skończyło". I okazuje się, iż przez lata żyli obok siebie, a nie ze sobą. A "stabilność" okazała się złudzeniem.

To też pokazuje, iż nikt nas nie uczy, jak budować relację. W szkołach nie rozmawia się o komunikacji, kompromisach, wartościach. Wchodzimy w związki z zupełnie różnymi oczekiwaniami i nie umiemy się dogadać. Aż w końcu oddalamy się od siebie

Wiele kobiet wciąż wierzy, iż trzeba tkwić w związku dla "dobra" dzieci.

Tak, takie myślenie wciąż się zdarza, ale na szczęście coraz rzadziej. Kobiety stają się coraz bardziej świadome swoich potrzeb i sytuacji. Kiedy rozmawiam z kobietami, które chcą się rozwijać i zmieniać swoje życie, podaję im prosty przykład: czy naprawdę chcą, żeby ich dzieci dorastały w atmosferze, gdzie ojciec obraża matkę, matka obraża ojca, gdzie są kłótnie i przemoc, a dzieci na to wszystko patrzą i cierpią? Czy może lepiej, by dzieci wychowywały się w spokoju, choćby jeżeli to oznacza, iż rodzice będą osobno, a ojciec będzie się z nimi spotykał od czasu do czasu?

Często to właśnie dorośli zawodzą. Ojciec może być wspaniałym rodzicem, ale nie potrafi się dogadać z matką, a emocje czasem biorą górę, a to prowadzi to do przekraczania granic, takich jak przemoc fizyczna czy psychiczna. Oczywiście, bywa też odwrotnie, to kobiety mogą mieć trudności, więc to działa w dwie strony. Często to kwestia różnic charakterów, podejścia do życia i braku zgrania między partnerami.. Na przykład dwoje choleryków będzie eskalowało konflikty.

Jak wygląda kwestia opieki nad dziećmi, gdy są już prawie dorosłe?


Wiele w takich sprawach zależy od dojrzałości rodziców. W sytuacjach, gdy są odpowiedzialni i potrafią się porozumieć, sąd często nie musi orzekać o kontaktach z dzieckiem – rodzice mówią po prostu: "Niech dziecko samo zdecyduje". Bo wiadomo, iż 16- czy 17-latek, jeżeli będzie chciał pójść do mamy albo taty, to po prostu pójdzie. To nie jest już małe dziecko.

Zdarzają się jednak sytuacje, w których rodzice nie są na tyle dojrzali, nie dbają o te kontakty, są niekonsekwentni albo po prostu nie chcą współpracować. Wtedy konieczne jest uregulowanie wszystkiego decyzją sądu – konkretnie, kto i kiedy ma się z dzieckiem spotykać. W takich przypadkach sąd może też nałożyć kary finansowe za niewywiązywanie się z ustalonych terminów.

Najlepiej jednak, gdy kontakty są ustalane samodzielnie – przez rodziców i w porozumieniu z dzieckiem. Zwłaszcza starszym – bo przy 16–17-latkach to już nie są decyzje podejmowane za nich. Za kilka lat ci młodzi ludzie będą pełnoletni, a kontakt z nimi będzie wyłącznie kwestią relacji, nie obowiązku.

Co pan radzi kobiecie, która mówi: "Wiem, iż chcę się rozwieść, ale wciąż się waham"?


Przede wszystkim zawsze powtarzam, iż decyzja o rozwodzie to decyzja życiowa – i musi należeć wyłącznie do niej. Mówię też, iż rozwód nie jest końcem świata. Z perspektywy prawa nic nie stoi na przeszkodzie, by po rozwodzie zawrzeć nowe małżeństwo – choćby z tą samą osobą, jeżeli los tak się potoczy.

Inaczej wygląda sytuacja kobiety, która nie ma wykształcenia, mieszka w małej miejscowości, nie ma pracy ani gdzie się wyprowadzić. Takie przypadki są naprawdę złożone.

Ale w większości przypadków, jeżeli ktoś już czuje, iż życie w tym związku straciło sens, iż relacja opiera się na ciągłych pretensjach, przekleństwach, upokorzeniach, to pytam: po co w tym tkwić? Kiedy ludzie zaczynają czerpać satysfakcję z wzajemnego ranienia się, to przecież zupełne zaprzeczenie tego, czym kiedyś był ich związek.

Czy zdarzyło się panu, iż kobieta po rozwodzie wróciła do pana i powiedziała, iż ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa?

Oczywiście, wiele kobiet wraca do mnie po latach i dzieli się tym, iż ułożyły sobie życie na nowo.

Kiedy przychodzą do mnie pierwszy raz, bo chcą się rozwieść, często widzą wszystko w czarnych barwach. Brakuje im świadomości na temat swoich praw, są zastraszane przez partnerów. Słyszą na przykład, iż "on zabierze im dzieci" i niestety w to wierzą, choć to nie jest prawda.

Mam takie powiedzenie, które klientki dobrze pamiętają: "Mąż może twierdzić, iż jest pani Marsjanką, ale to są tylko słowa". W pozwach i pismach często padają różne oskarżenia, które mają zranić lub wywołać strach, jednak sąd bierze pod uwagę tylko to, co można udowodnić. Dlatego nie warto brać sobie do serca pustych słów, które są tylko próbą manipulacji.

Kiedy kobiety zdają sobie z tego sprawę, zyskują siłę. Potrafią zbudować sobie taką tarczę emocjonalną, iż mogą uśmiechnąć się choćby do tych, którzy próbują im zaszkodzić. W ten sposób emocje przechodzą na drugą stronę, a sprawca pozostaje bezradny.

Co ważne, wiele z tych kobiet po rozwodzie odnajduje spokój i życie, które wreszcie zależy od nich samych. Nie zawsze jest to od razu "drugie życie", ale zaczynają krok po kroku odbudowywać swój świat: znajdują nową pracę, poznają nowych ludzi, a czasem choćby nowego partnera. Często już w trakcie rozwodu emocje między stronami są tak wygasłe, iż decyzja o odejściu to początek czegoś nowego.

Czyli można powiedzieć, iż rozwód może być dobrym początkiem?


Tak, rozwód może być dobrym początkiem, zwłaszcza jeżeli zastanowimy się, dlaczego strony się rozwodzą. Gdyby się naprawdę kochali, wspierali i zależało im na dobru związku, prawdopodobnie by się nie rozwodzili. Często jednak pewne elementy przestają działać – u jednych bardziej, u innych mniej.

Ludzie mają różne potrzeby: jedni potrzebują więcej ciepła, uczucia, wsparcia, inni mniej. Miałem kiedyś sprawę, gdzie mąż, prawdopodobnie z jakimś zaburzeniem ze spektrum autyzmu, przychodził do domu, siadał i nie potrzebował kontaktu z żoną. Po prostu zajmował się swoimi rzeczami, liczył coś albo grał. Był szczęśliwy w ten sposób.

Natomiast jego żona, która zajmowała się domem i dziećmi, nie miała od niego żadnego wsparcia, nie mogła liczyć na rozmowę czy pomoc. Przez lata była praktycznie sama i w końcu stwierdziła, iż nie chce tak dalej żyć. Próby rozmów nic nie zmieniły, więc się rozeszli.

Każde z nich znalazło swoją własną drogę. Myślę, iż przed ślubem nie poznali się dobrze pod kątem swoich potrzeb i oczekiwań.

Tak jak wspomniałem na początku, wiele kobiet podejmując decyzję o rozwodzie, boi się. Kobiety nie znają swoich praw, nie wiedzą, z czym wiąże się rozwód. Dlatego właśnie prowadzę konto na TikToku by tłumaczyć, edukować, oswajać z tym tematem. Mam taki cykl: "W środy ułatwiam rozwody". Tam rozmawiamy nie tylko o kwestiach prawnych, ale też o tych bardziej psychologicznych sprawach.

Bo często kobiety po prostu nie wiedzą, co robić. Staramy się wtedy je ukierunkować, bo naprawdę nie warto tkwić w czymś, co nie ma sensu. Mamy też kanał Power Me Up, który skupia się na rozwoju osobistym. Głównie oglądają go kobiety, a poruszamy tam tematy związane z radzeniem sobie w życiu, korzystając z prostych technik. Chodzi o to, by stanąć na nogi, przestać się bać i poczuć swoją wartość.

Idź do oryginalnego materiału