"Sandman" wrócił z 2. sezonem w cieniu skandalu, a my sprawdzamy, czy to dobre zakończenie – recenzja

serialowa.pl 9 godzin temu

Na Netfliksie jest już 2. połowa 2. sezonu serialu „Sandman”. Choć podobnie jak przy 1. serii czeka nas jeszcze odcinek bonusowy (premiera 31 lipca), losy Morfeusza dobiegły końca. Czy to finał, na jaki liczyli fani?

Niezależnie od tego, jak mocno Netflix przekonywałby nas, iż plan od początku był taki, by skończyć „Sandmana” już po dwóch sezonach, wielu z nas pospieszoną adaptację słynnego komiksu zapamięta właśnie przez kontrowersje. Podobnie zresztą z innymi dziełami Neila Gaimana, którego twórczość – wrażliwa, poetycka, pełna empatii – zdarzenia zeszłego roku naznaczyły szczególnie gorzką skazą. 2. sezon serialu „Sandman” ma zatem pod prąd: musi pokonać niesmak, a do tego domknąć całą adaptację w sposób, na który zasługuje ta niezwykła opowieść. Na szczęście finałowe przygody Snu pokazują, iż dobra historia na ogół broni się sama.

Sandman sezon 2 – co dzieje się w ostatnich odcinkach?

Na końcu 1. sezonu Morfeusz (Tom Sturridge) odzyskał pełnię władzy nad swoim królestwem: pochwycił koszmary, które uciekły ze Śnienia, zdemaskował złowrogie siły, zapobiegł katastrofie i otworzył nowy rozdział w księdze przeznaczonej mu przez Przeznaczenie (Adrian Lester). Finał sugerował przede wszystkim, że, przy sprzyjającej oglądalności, Sen i jego przygody zostaną z nami przez lata – wiemy oczywiście, iż zdarzenia na jawie ostro zweryfikowały twórczą wizję. W efekcie Morfeusz dopiero co z rozmarzeniem mówił o przyszłości, a już w premierze 2. sezonu przygniata go (i widzów) następne rozliczenie z przeszłością i ciężar wielu długich pożegnań.

„Sandman” (Fot. Netflix)

Kontynuacja pierwszych przygód Sandmana i zarazem zakończenie całego serialu startuje od szybkiego domknięcia konfliktów, które nie grają większej roli w późniejszych tomach komiksu (ekspresowo kończy się np. wątek Lucyfera, granego przez Gwendoline Christie, którego konfrontacja z Morfeuszem przybiera piękny, choć nazbyt nagły obrót) i nie odnoszą się bezpośrednio do finału całej drogi niechętnie uczłowieczającego się Władcy Snów.

Mamy więc w 2. sezonie mnóstwo nowych postaci z przeróżnych płaszczyzn zawiłego świata „Sandmana” oraz szkice scen i historii z pominiętych rozdziałów. Scenarzyści wykonali tytaniczną pracę, próbując zmieścić ogrom materiału źródłowego w raptem 11 ostatnich odcinkach. Dla porównania: 1. sezon adaptował tylko nieco ponad dwa pierwsze tomy komiksu – w całym cyklu jest ich dziesięć.

Fabuła 2. sezonu „Sandmana” powstała zatem pod sporą presją, by zadowolić tak wieloletnich fanów, jak i widzów nie znających pierwowzoru – i odczuwamy to na przestrzeni wszystkich finałowych odcinków, które mimo świetnych pomysłów i realizacji jeszcze lepszej od odcinków sprzed trzech lat nazbyt często wydają się się pięknym końcem historii, której odebrano rozwinięcie.

„Sandman” (Fot. Netflix)

2. sezon „Sandmana” rozpoczyna się od spotkania Nieskończonych, zapowiadającego wielkie zmiany w równowadze kosmicznych sił, sprawujących kontrolę nad światem śmiertelników. Rodzinny reunion działa niczym samospełniająca przepowiednia. Jej głównym trybem okazuje się – bez zaskoczeń – Sen: budzące się w nim emocje, których ten przez cały czas nie potrafi do końca w sobie pojąć, i chęć naprawienia dawnych przewinień. Wpierw bohater rusza do Piekła śladem dawnej miłości, a później w towarzystwie ujmująco chaotycznej Delirium z Nieskończonych (Esmé Creed-Miles, „Hanna”), udaje się w podróż za utraconym bratem.

Największe przełomy w narracji sezonu rozkręca natomiast wprowadzenie Orfeusza (Ruairi O’Connor, „Hiszpańska księżniczka”) i wplątanie Snu w zdarzenia z greckiego mitu o kochankach wędrujących razem przez Hades. Decyzje, które bohater podejmuje wobec tragicznego poety, niosą sejsmiczny efekt dla całego porządku serialowego wszechświata – i prowadzą do szekspirowskiego, dosłownie i w przenośni, finału.

Sandman sezon 2 – powrót kultowych postaci i zmiany

Po drodze zjawiają się w świecie „Sandmana” liczni bohaterowie, nowi i starzy, wplatani do fabuły w zależności od sprzyjającego momentu, a nie faktycznej roli pełnionej u Gaimana. W tym kontekście ciekawiej od debiutów, wypadają powroty: Johannę Constantine (Jenna Coleman) łączy np. zaskakujący kumpelsko-miłosny wątek z reanimowanym koszmarem z Krainy Snów, a Hob Gadling (Ferdinand Kingsley), nieśmiertelny człowiek, waży sens swego istnienia w świecie, który kilka nowego ma mu do zaoferowania.

Śladem komiksu rzeczywistość fantazyjnej produkcji to ponownie wyborny patchwork panteonów, filozoficznych i metafizycznych koncepcji oraz refleksji nad naturą opowieści – jak w świetnym odcinku na motywach „Snu nocny letniej”. „Sandman” to również majstersztyk audiowizualny – od malarskiej ścieżki dźwiękowej Davida Buckleya (tym razem przede wszystkim symfonicznej) po przepiękne (i nie tak zniekształcone jak w 1. sezonie) zdjęcia nowego operatora Willa Buckleya.

„Sandman” (Fot. Netflix)

Efekt, który uzyskano kierunkiem reżyserii, psuje tu przede wszystkim wyżej wspomniany scenopisarski damage control: konieczność nadmienienia jak najwięcej z komiksów przed finałem. Na niekorzyść działają wątki nowych postaci, które albo uproszczono, albo złączono z innymi. Historia Orfeusza to aspekt przeszłości Morfeusza, który powinien rozegrać się na wiele sezonów przed zakończeniem. Bohaterowie Bajkowej Krainy zdają się opowiadanej historii ani trochę niepotrzebni, a wątkiem, który łączy pewną postać z Szekspira z nordyckim bogiem kłamstw Lokim (Freddie Fox, „Kulawe konie”) wydaje się dramatycznie wybrakowany.

Słabiutko wypada też wprowadzenie Wandy Mann (Indya Moore, „Pose”), jednej z pierwszych transpłciowych postaci w mainstreamowym komiksie. W oryginale miała i charakterną osobowość, i interesujący wątek fabularny – w adaptacji wpierw robi za słuszny, ale bezbarwny emblemat, a później momentalnie znika.

Sandman sezon 2 – czy warto obejrzeć serial Netfliksa?

„Sandman” Netfliksa to na szczęście nie „Wiedźmin„, bo można oglądać go i rzeczywiście zobaczyć wyraźne odbicie pierwowzoru. Już przy 1. sezonie miałem poczucie, iż jest to jednak drobny wycinek autorskiej wizji – niczym spojrzenie przez dziurkę od klucza – i 2. sezon mocno mnie w tym upewnił. jeżeli oglądacie serial wyłącznie dla Morfeusza, to powinniście być zadowoleni. Tom Sturridge pięknie go gra, serial stoi na bardzo wysokim poziomie realizacyjnym, a zakończenie robi co tylko może, by uwydatnić wieloznaczność całej sagi Władcy Snów – przynajmniej głównego wątku.

„Sandman” (Fot. Netflix)

Nie sądzę, żeby o skróceniu „Sandmana” zadecydowały zarzuty wobec Gaimana. Decyzję o tym, by 2. sezon był ostatni, podjęto najpewniej już po wynikach oglądalności sprzed trzech lat. Z finału wynika natomiast refleksja, iż o ile kontrowersje pozbawiły nas czegokolwiek w kontekście „Sandmana”, to na pewno złudzeń, iż po takim sezonie 2 mogłaby powstać następna kontynuacja. A szkoda, bo miejsce w fabule na nią jest – choć musiałaby wykroczyć poza komiks. To właśnie drobiazgi porozrzucane przez twórców w ostatnim odcinku (w tym pewne rewelacyjne cameo) sprawiają, iż brak ciągu dalszego naprawdę zaboli. Cóż, może nam się przyśni.

Sandman – serial dostępny na Netfliksie

Idź do oryginalnego materiału