"Nie trzeba mieć twarzy, wystarczy mieć nosa", powiedział aforysta. "Bullshit", prychnęła w odpowiedzi Charlie (Natasha Lyonne). Dziewczynę z uśmiechem od ucha do ucha, ciekawością drugiego człowieka i nosem do fałszu coś nieustannie wciąga w wir zbrodni. Czy to jej własna pomocna dłoń, czy raczej złośliwość losu? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, iż wir zbrodni oznacza piętrzący się stos trupów, kłamstwo na kłamstwie i sprawiedliwość, która powinna w końcu zatriumfować. Bo powinna, nieprawdaż? Pytanie o to, czy Charlie przynosi ludziom więcej pecha niż korzyści, stale unosi się nad "Poker Face". W drugiej odsłonie serialu ów znak zapytania uderza w rudą głowę samą Charlie. Duchowa spadkobierczyni Biga Lebowskiego niczym Jack Reacher przemierza (tym razem nie tylko małomiasteczkową) Amerykę, pro bono wykonując detektywistyczną robotę i wplątując się w kolejne kłopoty. Imperatyw sprawiedliwości skutkuje u niej koniecznością wiecznej ucieczki: najpierw przed gangsterami, wreszcie przed prawem. Dla wolnego ptaka, który bez ludzi zbudować gniazda nie potrafi i nie chce, cena wolności może być jednak zbyt wysoka.
To właśnie interakcje naszej ekscentryczki z ludźmi niby zwykłymi, ale pokręconymi, pełnymi słabości, ale dającymi sobie współczuć i kibicować, stają się katalizatorem wydarzeń, ideowym sednem i najjaśniejszym punktem większości odcinków. Będę upierał się przy tym, iż to nie detektywistyczne patenty (zbyt bezpieczne i oparte na komediowej umowności, by trzymały w napięciu), ale różnorodność scenerii i ludzka panorama czynią 12-odcinkowy seans tak przyjemnym. Niezależnie od tego, czy bohaterka trafia na gliniarza-influencera z krokodylem na smyczy, podaje piłki na baseballowym stadionie, poznaje maniaka heist movies, który fikcję zamieni w rzeczywistość, lub spróbuje uporać się z kłamstwami zmieniających tożsamości pięcioraczków, mamy do czynienia z Ameryką raczej nisko- niż wysokoklasową, raczej wyludnioną niż tłumną, zawsze swojską i jakoś urokliwą. choćby wielkomiejska siłownia nie wyklucza wydarzeń dziejących się w małej, znającej się społeczności. Dorywcze zajęcia przy wędrownym trybie życia Charlie nadają akcji wystarczającego kolorytu, byśmy nie ziewali, odprawiając ukochany przez Riana Johnsona (twórcę serialu) proceduralny rytuał.
W tych staroświeckich dla detektywistycznego gatunku warunkach zbrodnia jest możliwa do rozwikłania. Motywacje krzywdzicieli też bez trudu dają się odczytać, gdy Charlie empatią rozjaśni kryminalny mrok. Zagadką pozostaje za to droga do rozwiązania. przez cały czas opiera się na sprawdzonej w serialu "Columbo" formule odwróconej zagadki: najpierw ukazuje się zbrodnię i mordercę, dopiero później wysiłki dążące do schwytania winnego. Za scenopisarską i operatorską sprawnością w snuciu intryg (opartych na retrospekcjach, skokach lokalizacji i pomysłowym wykładaniu kluczowych informacji) nie idą jednak końcowe zaskoczenia. Mimo iż ofiarą nie zawsze okaże się człowiek, w pewnym momencie aktorski format ustąpi miejsca animowanemu surrealizmowi, a filmową rzeczywistością zarządzi X Muza (w hołdzie dla "Gorączki" Michaela Manna), konstrukcja odcinków popadnie w rutynę. Zrzućcie moje narzekania na przedpremierowy seans w jednym ciągu; stawiam dolary przeciwko orzechom, iż powrót do przygód Charlie w cotygodniowych odstępach sprawdzi się lepiej.
Zgodnie z przewidywaniami ratunkiem okazuje się kampowy humor i przerysowani bohaterowie (gościnne występy bez skuchy zaliczają m.in. Cynthia Erivo, Katie Holmes, Gaby Hoffman, Simon Rex, Giancarlo Esposito, John Mulaney, Haley Joel Osment, Melanie Lynskey, Awkwafina, John Cho czy Kumail Nanjiani). Wspomniany koloryt ludzkich mikroświatów i przejrzysty świat wartości w tym wydaniu wciągają i przekonują. Pochwała uczciwości i otwartości na drugiego człowieka oraz horacjańskie (lub hipisowskie) przykazanie czerpania z życia tu i teraz czynią zwariowaną czarną komedię całkiem niegłupią inspiracją na życie. Mniej pretensjonalną niż poprzednie zdanie – i pewnie dlatego tak przekonującą.
To właśnie interakcje naszej ekscentryczki z ludźmi niby zwykłymi, ale pokręconymi, pełnymi słabości, ale dającymi sobie współczuć i kibicować, stają się katalizatorem wydarzeń, ideowym sednem i najjaśniejszym punktem większości odcinków. Będę upierał się przy tym, iż to nie detektywistyczne patenty (zbyt bezpieczne i oparte na komediowej umowności, by trzymały w napięciu), ale różnorodność scenerii i ludzka panorama czynią 12-odcinkowy seans tak przyjemnym. Niezależnie od tego, czy bohaterka trafia na gliniarza-influencera z krokodylem na smyczy, podaje piłki na baseballowym stadionie, poznaje maniaka heist movies, który fikcję zamieni w rzeczywistość, lub spróbuje uporać się z kłamstwami zmieniających tożsamości pięcioraczków, mamy do czynienia z Ameryką raczej nisko- niż wysokoklasową, raczej wyludnioną niż tłumną, zawsze swojską i jakoś urokliwą. choćby wielkomiejska siłownia nie wyklucza wydarzeń dziejących się w małej, znającej się społeczności. Dorywcze zajęcia przy wędrownym trybie życia Charlie nadają akcji wystarczającego kolorytu, byśmy nie ziewali, odprawiając ukochany przez Riana Johnsona (twórcę serialu) proceduralny rytuał.
W tych staroświeckich dla detektywistycznego gatunku warunkach zbrodnia jest możliwa do rozwikłania. Motywacje krzywdzicieli też bez trudu dają się odczytać, gdy Charlie empatią rozjaśni kryminalny mrok. Zagadką pozostaje za to droga do rozwiązania. przez cały czas opiera się na sprawdzonej w serialu "Columbo" formule odwróconej zagadki: najpierw ukazuje się zbrodnię i mordercę, dopiero później wysiłki dążące do schwytania winnego. Za scenopisarską i operatorską sprawnością w snuciu intryg (opartych na retrospekcjach, skokach lokalizacji i pomysłowym wykładaniu kluczowych informacji) nie idą jednak końcowe zaskoczenia. Mimo iż ofiarą nie zawsze okaże się człowiek, w pewnym momencie aktorski format ustąpi miejsca animowanemu surrealizmowi, a filmową rzeczywistością zarządzi X Muza (w hołdzie dla "Gorączki" Michaela Manna), konstrukcja odcinków popadnie w rutynę. Zrzućcie moje narzekania na przedpremierowy seans w jednym ciągu; stawiam dolary przeciwko orzechom, iż powrót do przygód Charlie w cotygodniowych odstępach sprawdzi się lepiej.
Zgodnie z przewidywaniami ratunkiem okazuje się kampowy humor i przerysowani bohaterowie (gościnne występy bez skuchy zaliczają m.in. Cynthia Erivo, Katie Holmes, Gaby Hoffman, Simon Rex, Giancarlo Esposito, John Mulaney, Haley Joel Osment, Melanie Lynskey, Awkwafina, John Cho czy Kumail Nanjiani). Wspomniany koloryt ludzkich mikroświatów i przejrzysty świat wartości w tym wydaniu wciągają i przekonują. Pochwała uczciwości i otwartości na drugiego człowieka oraz horacjańskie (lub hipisowskie) przykazanie czerpania z życia tu i teraz czynią zwariowaną czarną komedię całkiem niegłupią inspiracją na życie. Mniej pretensjonalną niż poprzednie zdanie – i pewnie dlatego tak przekonującą.