Lil Masti zasłynęła w sieci jako SexMasterka, a jej działania od zawsze budzą kontrowersje. Wydawało się, iż nieco to się zmieni, od kiedy została mamą Arii w 2023 roku. Na długo jednak nie pozwoliła o sobie zapomnieć, bo w piątek, 18 lipca 2025 roku, gruchnęła wiadomość, iż Aniela Woźniakowska, bo tak naprawdę nazywa się Lil Masti, postanowiła założyć fundację, której celem jest m.in. "promocja wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej". "Nasza misja to nie tylko popularyzowanie wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej, ale także edukacja i ochrona ich praw w cyfrowym świecie. (...) Stawiamy czoła ruchom, które chcą wyeliminować wizerunek dzieci z internetu. Wspieramy rodziców w decyzjach związanych z sharentingiem" - informuje Fundacja Dzieci są z Nami, założona przez Lil Masti. Przyznam, iż tego się nie spodziewałam.
REKLAMA
Zobacz wideo Anna Wendzikowska przyznaje, iż dla dzieci jest mamą i tatą. "Jak miałam partnera też nie miałam pomocy" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Publikowanie zdjęć dzieci jest zwyczajnie niebezpieczne. Dane na ten temat szokują
Nie będę ukrywać, iż sharenting mnie bulwersuje. Zwłaszcza od czasu, gdy sama zostałam mamą i zobaczyłam tysiące zagrożeń na każdym kroku już nie tylko w świecie rzeczywistym, ale także tym wirtualnym. No jasne, fajnie pochwalić się zdjęciami swojej pociechy w sieci, pokazać pierwsze kroki czy słodkie fotki z czasu rozszerzania diety, ale przeraża, jak ogromne konsekwencje mogą za tym iść. Zwłaszcza w dobie sztucznej inteligencji, która może przerobić każde zdjęcie i zrobić z nimi wszystko. Nie jest to mój wymysł, chora wyobraźnia albo paranoiczny lęk. To już po prostu się dzieje, o czym choćby informowała już Wyborcza.pl w artykule "AI może 'rozebrać' koleżankę z klasy. Ponad siedem razy więcej pedofilskich treści w internecie". Z tekstu dowiadujemy się, że: "w polskim internecie pojawiło się siedem razy więcej treści przedstawiających seksualne wykorzystywanie dzieci", "95 proc. ofiar to dziewczynki", "84 proc. ofiar ma mniej niż 13 lat", "Polska zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby zgłoszeń tego typu, które policja otrzymuje od dużych platform typu TikTok czy Facebook". Czy my naprawdę teraz potrzebujemy fundacji, która będzie stawać w obronie sharentingu, czy może wręcz przeciwnie? Dla mnie odpowiedź jest jasna. Dlatego od początku świadomie nie pokazuję wizerunku moich dzieci w sieci. Wiem, iż raz wrzucone zdjęcie albo nagranie zostanie w internecie na zawsze. Nie ma żadnej kontroli nad tym, kto je obejrzy, w jakim kontekście i do czego wykorzysta.
Sharenting już przekracza granice. Social media opanowały publiczne placówki
Przyznam szczerze, iż gdybym mogła o tym decydować, to dla moich dzieci wprowadziłabym całkowity zakaz udostępniania wizerunku do momentu osiągnięcia przez nie pełnoletności. Dotyczyłoby to również przede wszystkim publicznych placówek. Być może choćby nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale wśród przedszkoli i szkół zapanowała jakaś dziwna moda na sociale. Szukając przedszkola dla córki, nie znalazłam żadnego (!), które nie miałoby konta na Facebooku i nie wrzucało zdjęć dzieci. Najbardziej szokujące było dla mnie odkrycie, iż jedna z publicznych placówek wrzuciła fotografie dzieci bez ubrań, bawiących się w upalny dzień w ogrodzie. Serio. I ja zdaję sobie sprawę, iż jako rodzic mogę nie wyrazić zgody na publikowanie wizerunków moich dzieci. Problem w tym, iż to nie powinno działać w ten sposób. Oczywiście chciałabym dostawać zdjęcia z różnych wydarzeń (poprzez specjalną aplikację albo choćby prywatną grupę), widzieć, co robią i jak się bawią. Nie chciałabym za to, żeby w trakcie fotografowania były odsuwane na bok i wykluczane. A wygląda na to, iż by je chronić, będę musiała zdecydować się na tę opcję. Czy to nie jest paranoja? Obawiam się, iż ruchy fundacji Lil Masti tylko pogłębią ten problem.
Sharenting mnie przeraża. I nie jestem sama
Powiem wprost - działania Lil Masti przekraczają granice. Zgadzam się więc z głosami oburzenia, które podkreślają, iż dzieci w sieci powinny być chronione. Wspomniała o tym również lekarka Monika Działowska, która na Instagramie prowadzi konto "Pediatra na zdrowie". Gdy dowiedziała się, co zrobiła Lil Masti, nie kryła szoku. "Naprawdę?! W dobie tak licznych zagrożeń dla dzieci w internecie? Ja rozumiem, czasem częściowo pokazać dzieci, są częścią naszego życia. Ale upowszechniać ich pracę w internecie od najmłodszych lat? Przeciwdziałać ruchom, które miałyby to regulować dla dobra dzieci i ich zdrowia psychicznego? To naprawdę budzi niepokój, biorąc pod uwagę, iż robi to osoba, która w internecie prowadziła mocno kontrowersyjny kanał dla dorosłych i jeszcze niedawno brała udział we freak fightach, powszechnie uważanych za patologię internetu" - napisała lekarka. Zgadzam się z nią w stu procentach. Trudno mi zaakceptować fakt, iż ktoś wykorzystuje dzieci do promowania siebie, swojej marki, swoich kontrowersji albo choćby swojego przedszkola, jak wyżej wspomniałam. Sądzę, iż to zwyczajnie nieetyczne i w tych czasach bardzo niebezpieczne.