Teściowa bliższa niż własna matka: gorzka prawda mojego życia

twojacena.pl 18 godzin temu

Teściowa bliższa niż rodzona matka: gorzka prawda mojego życia

To opowieść o tym, jak jedna kobieta stała się moją matrą, a druga – jedynie formalnością w dokumentach.

Moja biologiczna mama zawsze bardziej przejmowała się własnym nastrojem, swoimi zachciankami, swoim spokojem. A ja? Byłam gdzieś w tle, jak cień, jak coś obowiązkowego, ale nieważnego. Teraz złości się, iż nie biegam na każde jej skinienie, iż z „obcą” – jak to mówi – „kobietą” mam bliższe relacje niż z tą, która mnie urodziła. Ale to ona sama do tego doprowadziła.

Od dziecka żyłam według jednej prostej zasady: nie przeszkadzać mamie. To gwarantowało ciszę w domu i brak awantur. Była zajęta sobą, serialami, koleżankami, jakimś wiecznym rozdrażnieniem. Sprawdzanie zadań domowych kończyło się klapsem, a rozmowy – zirytowanym krzykiem.

— Boże, choćby w domu nie ma spokoju! Daj mi w telewizji obejrzeć! — wrzeszczała, ledwie otworzyłam usta.

Nie przyszła na żadną szkolną akademię. Nie było wywiadówki bez jej wyrzutów. Wspierała mnie babcia, a choćby ojczym – obcy człowiek – okazywał mi więcej ciepła. Pomagał w lekcjach, zapisał mnie do biblioteki, szczerze interesował się moim życiem. Kochałam go. A gdy odszedł, płakałam bardziej niż mama. Ona chyba choćby tego nie zauważyła.

Potem całkiem się oddaliliśmy. Byłam sama. Ona też. Tak, karmiła, ubierała. Ale nie pytała, jak mi idzie, nie przytulała, nie interesowała się. Mogłam zejść na złą drogę, ale instynkt mnie uchronił.

Po szkole mama odmówiła płacenia za studia. Powiedziała: „Chcesz – zarabiaj sobie sama”. Pracowałam ciężko i dużo. Brałam każdą pracę, nie narzekałam. W jednej firmie poznałam Krzysztofa – mojego przyszłego męża. Pokochaliśmy się, zorganizowaliśmy skromne wesele i zamieszkaliśmy u jego rodziców.

I wtedy moje życie się zmieniło.

Jego mama, Barbara Janina, okazała się nie tylko dobrą kobietą. Stała się moją prawdziwą matką. Bez histerii, bez osądów, bez wyrzutów. Słuchała, wspierała, dawała rady, gdy prosiłam. Nigdy się nie wtrącała, ale zawsze była obok.

Po raz pierwszy poczułam: oto jest ciepło. Oto jest rodzina. Nie bałam się być sobą. Nie bałam się błędów. Nie musiałam się bronić. I sama zaczęłam nazywać ją „mamą” – to przyszło naturalnie.

Rodzonej dzwoniłam raz w tygodniu. Tylko po to, żeby nie mówiła, iż całkiem o niej zapomniałam. Ale każda rozmowa kończyła się słym: „Jesteś niewdzięczną i porzuciłaś mnie”. I znów odkładałam słuchawkę z gulą w gardle.

— Ona po prostu zazdrości – mówiła Barbara Janina. – Masz teraz własną rodzinę. A twoja mama wciąż chce, żebyś żyła jej życiem.

W dwunastu latach małżeństwa urodziło nam się dwoje wspaniałych dzieci. Mieszkamy już w swoim mieszkaniu, a teściowie przeprowadzili się za miasto. Dzieci uwielbiają ich odwiedzać. Ale do mojej matki jechać nie chcą. My z mężem zaglądamy tylko na święta – z obowiązku, nie z serca.

Ona się obraża. Oskarża. Mówi, iż ją zdradziłam. Ale ja wiem: prawdziwa matka to nie ta, która tylko urodziła, ale ta, która kocha. Barbara Janina stała się dla mnie właśnie taka. Jest blisko. Wspiera. Cieszy się moimi sukcesami i pomaga przetrwać porażki.

Nie mszczę się na matce. Nie. Pomagam jej, jak powinnam. Zakupy, leki, rachunki. Ale moje serce dla niej dawno zamknięto. Zbyt wiele bólu. Zbyt dużo obojętności, którą nazywała „wychowaniem”.

Może ktoś mnie osądzi. Ale to moja prawda. Moje życie. I moja teściowa – jest mi bliższa niż matka.

Idź do oryginalnego materiału