Więzi splecione strachem, zemstą i miłością – „Nasze królestwo” [RECENZJA]

filmawka.pl 2 dni temu

Gorące lato na korsykańskiej prowincji. Czas topnieje pod wpływem najróżniejszych emocji – od rozpaczliwego przerażenia po kojącą czułość. Najwięcej tu jednak bólu, zarówno widocznego gołym okiem, jak i trzymanego głęboko pod powierzchnią. Pośrodku całego tego zamętu znajduje się młode, wrażliwe serce Lesii. Czy zdoła ona udźwignąć ciężar bezlitosnych realiów przestępczego świata? A czy fabularny debiut Juliena Colonny to kino wzbudzające nastroje, jakie portretuje?

Główna bohaterka Naszego królestwa to 15-letnia dziewczyna, której beztroskie wakacje zamieniają się w przełomowy okres próby charakteru, oddania oraz wytrzymałości. Życie nastolatki zalicza woltę, gdy zostaje niespodziewanie zabrana do odizolowanej willi, gdzie tymczasowo pomieszkuje jej ojciec ze swoimi ludźmi. Pierre-Paul to lokalny patriarcha mafijny, który – ze względów bezpieczeństwa żyje incognito. Resztki spokoju zostają zakłócone, gdy jego bliscy sojusznicy padają ofiarami brutalnych, wyrafinowanych zamachów.

Szczegóły dotyczące tych zatrważających wydarzeń i działalności ojca są przed Lesią początkowo ukrywane. Jej a co za tym idzie, nasz obraz sytuacji nakreśla się krok po kroku poprzez usłyszane fragmenty rozmów oraz medialne komunikaty. Ponadto, portret psychologiczny Pierre-Paula maluje się przed naszymi oczyma w miarę, jak odsłania on przed córką swoją prawdziwą twarz. To stopniowe odkrywanie kart jest oczywiście dobrze przemyślanym zabiegiem scenariuszowym nie tylko intryguje widza, ale co ważniejsze, ustawia go w perspektywie bohaterki.

Film Colonny to kino ekspresjonistyczne. Oczywiście nie nawiązuję tutaj do groteski niemieckiej odmiany niemej tego gatunku. Nasze królestwo w przeciwieństwie do Metropolis (1927) czy Gabinetu doktora Caligari (1920) jest obrazem współczesnym oraz wysoce naturalistycznym. Zamiast karykaturalnego miasta przyszłości dostajemy surowy portret dzikiej korsykańskiej przyrody, a w miejsce teatralnej gry aktorskiej wchodzi naturalna, subtelna ekspresja artystyczna. Tym, co łączy ten film z protoplastami nurtu jest koncept rzeczywistości przedstawianej przez pryzmat uczuć, stanów i doświadczeń postaci. Zdecydowanie wpisuje się w to scena koszmaru Lesii, będącego następstwem traumatycznego widoku w kostnicy. Ukazując jej porażający sen, reżyser podkreśla intensywność emocjonalnego wstrząsu bohaterki.

fot. „Nasze królestwo” / materiały prasowe Aurora Films

Królestwo nie byłoby jednak nasze bez innych postaci, albowiem najważniejsze są tu relacje. Najlepiej Colonna poradził sobie z portretem więzi głównej bohaterki z jej ojcem. Reżyser doskonale wręcz uchwycił jej płynną ewolucję zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Pierre-Paul zaczyna widzieć w córce świadomą, dojrzałą kobietę, a ona traktować go jako swój autorytet. To złożona relacja oparta na obustronnej miłości, która wypada na ekranie bardzo autentycznie nie tylko dzięki świetnej grze aktorskiej, ale przede wszystkim empatii twórców.

Reżyserska wrażliwość Colonny obejmuje także więzi w obrębie przestępczej grupy ojca Lesii. Doświadczane tragedie, pragnienie zemsty, jak i również strach jednoczą członków tej organizacji, tworząc ich wspólne emocjonalne poletko. W tym aspekcie lekko zawodzi jednak scenariusz, traktujący tę zbiorowość (z wyjątkiem samego Pierre-Paula) zbyt płasko i jednolicie. Ciężko nie odnieść wrażenia, iż mamy tutaj do czynienia z nierozpisanymi postaciami. Wiemy o nich tak naprawdę bardzo mało, przez co ich losy nas praktycznie nie obchodzą. W mniej więcej połowie filmu znajduje się bezsłowna, ale wymowna scena przedstawiająca jednego z bohaterów reagującego przeczącym ruchem głowy na gest domniemanej partnerki, sugerujący zaproszenie do środka rodzinnego domostwa. Mężczyzna ma świadomość, iż tymczasowo musi wieść życie w cieniu, z dala od bliskich, aby nie narażać siebie ani ich na zagrożenie. Niestety, to jeden z bardzo niewielu momentów, które nakreślają sprawy osobiste, jednostkowe rozterki czy indywidualne cechy osobowości mafijnego grona ojca Lesii.

Portret tego lokalnego półświatka przestępczego zdumiewa jednak swym niesensacyjnym realizmem. W Naszym królestwie nie ma miejsca na epickie strzelaniny pokroju tej z Gorączki (1995) ani nagromadzenie błyskotliwych one-linerów rodem z Mrocznego Rycerza (2008). Colonna prezentuje zdecydowanie bardziej kameralną, stonowaną wizję przestępczości zorganizowanej. Ciągłe zacieranie śladów, koczowniczy tryb życia, maskowanie się, stres, brak możliwości prowadzenia rozmów telefonicznych to codzienna rzeczywistość grupy pod przewodnictwem Pierre-Paula. Co ciekawe, ta ukryta egzystencja może służyć też jako metafora pewnego rodzaju zalepienia psychicznego oraz emocjonalnego mężczyzny. Jako głowa mafijnej rodziny musi stale utrzymywać nieskruszony wizerunek twardziela, niemogącego sobie pozwolić na większą ekspozycję swoich uczuć czy słabości. Jego świat wewnętrzny pozostaje w dużym stopniu nieuzewnętrzniony.

fot. „Nasze królestwo” / materiały prasowe Aurora Films

Długotrwałe przebywanie w towarzystwie Lesii sprawia, iż coś w nim jednak pęka. Podczas rozmowy z córką blisko finału, Pierre-Paul otwiera się jak nigdy dotąd. Niespodziewanie wylewa z siebie retrospektywny, sentymentalny monolog, rzucający sporo światła na tematy ojcostwa, poznania matki Lesii, życia małżeńskiego, jak i wkroczenia na ścieżkę przestępczą. Mężczyzna ujawnia, iż jako młody człowiek wpadł w wir zemsty, wzniecający (auto)destrukcyjną nienawiść do wszystkiego wokół. Twierdzi, iż nie spocznie póki nie wyrówna wszystkich rachunków, bo tak nakazują mu jego sumienie i etos. Colonna go nie ocenia – ukazuje bohatera takim, jakim jest i wierzy w inteligencję widza.

W ramach tej pewnego rodzaju spowiedzi, Pierre-Paul wyraża również żal, iż swoim postępowaniem niejako zgotował córce taki los. Wysnuwa tym ciekawą, uniwersalną, jak i nieco fatalistyczną refleksję, którą wyraźnie wzmacnia zakończenie filmu jesteśmy spadkobiercami nie tylko genów, ale też konsekwencji życiowych wyborów oraz mentalności naszych rodziców.

Niech nie zmyli Was jednak ten nieco kontemplacyjny ton dzieła i moje filozofowanie Nasze królestwo to też w znacznej mierze rasowe kino zemsty, które okazjonalnie chwyta widza za gardło. Gatunkowe mięcho miesza się tutaj z autorskim podejściem, wprowadzającym odświeżającą głębię, która pomimo lekkiego niedopracowania scenariuszowego jest naprawdę satysfakcjonująca. Odpowiadając na ostatnie pytanie ze wstępu tak, pełnometrażowy debiut Juliena Colonny dowozi. Już na tym etapie kariery widać, iż ma on zarówno umiejętności techniczne, jak i twórczą wrażliwość. Pozostaje tylko czekać na jego kolejne projekty.

Korekta: Michalina Nowak
Idź do oryginalnego materiału