Wojna i pokój to klasyka literatury rosyjskiej. Wydana po raz pierwszy w 1867 roku powieść Lwa Tołstoja dziś jest dostępna w formie powieści graficznej.
Już od jakiegoś czasu wydawnictwo Egmont publikuje klasyczne powieści w wersji graficznej. Czytelnicy mogli zapoznać się z klasykami takimi jak Dzwonnik z Notre Dame, Quo Vadis czy Nędznicy. Teraz do tego grona dołączyła Wojna i pokój.
Komiksowa adaptacja jednego z najbardziej znanych dzieł Lwa Tołstoja, powieści określanej jako rosyjska epopeja narodowa. Wojna i pokój to osadzona w realiach Rosji w okresie wojen napoleońskich opowieść o społeczeństwie, polityce, patriotyzmie, ale przede wszystkim o miłości. Podczas gdy na zachodzie Europy Napoleon Bonaparte podbija kolejne kraje, w Rosji realizowane są bale, na które przychodzi śmietanka rosyjskiej burżuazji, w tym hrabia Rostow i jego dzieci – Michał i Natasza, książę Bołkoński z piękną żoną Lizą oraz Piotr, nieślubny syn hrabiego Bezuchowa. Jednak beztroskie życie arystokracji ulega gwałtownej zmianie wraz z przystąpieniem Rosji do wojny przeciwko Francji.
Autorem scenariusza adaptacji tego monumentalnego dzieła jest francuski pisarz Frédéric Brémaud, znany w Polsce m.in. z serii Kamila i konie (do której pisał scenariusze pod pseudonimem Lili Mésange), a także a adaptacji kryminału Agaty Christie A.B.C., natomiast za rysunki odpowiada Włoch Thomas Campi, autor rysunków do albumu Joe Shuster. Opowieść o narodzinach Supermana.
– opis wydawcy.

Wydanie graficzne ma 95 stron, podczas gdy powieść podzielona jest na dwa tomy o łącznej sumie stron wynoszącej 809. I samo to może pokazać jak okrojona jest to historia. Podeszłam do niej, nie znając tekstu źródłowego bardziej niż mgliste streszczenie. Nie była to moja lektura szkolna, a jako dorosła dopiero od niedawna wracam do nieznanych przeze mnie klasyków. Liczyłam więc, iż Wojna i pokój w wydaniu Egmontu chociaż trochę pozwoli mi poznać tę rosyjską klasykę.
Częściowo się to udało – trochę lepiej wiem, o czym opowiada powieść Tołstoja. Niestety przez tak mocne okrojenie tekstu źródłowego wątki, których jest naprawdę dużo, stają się chaotyczne i w pewnym momencie się mylą. Do niektórych musiałam wrócić kilka razy, żeby sobie przypomnieć zależności. Takie typowe “to który jest synem którego?”. Zabrakło im też głębi, której lekkie ślady widziałam na kartach wydania. Niektóre wątki, jak chociażby Lizy i księcia Bołkońskiego przemknęły niemal niezauważalnie, chociaż wierzę, iż Tołstoj poświęcił im więcej czasu i energii. Z drugiej strony nie wyobrażam siebie wersji graficznej chociażby Pana Tadeusza czy Lalki. Może więc nie każdą klasykę powinno się przekładać na grafikę?

Kreska jest staranna. Nie mogę jednak nie zauważyć, iż w niektórych scenach była trochę żenująca. Nie mogłam znieść widoku zapłakanych oczu Nataszy czy adekwatnie którejkolwiek z bohaterek. Wiele postaci jest też łudząco do siebie podobnych, przez co tym trudniej było mi się czasem połapać w zależnościach.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, iż od strony graficznej Wojna i pokój jest naprawdę dobra. Szczególnie sceny walki które, choć chaotyczne, dobrze oddawały sytuację.
Pozostając w temacie grafik – okładka nie zachęca. Jest to jednak problem nie tylko Wojny i pokoju, a całej serii. Jej charakterystyczną cechą są białe pasy na górze i na dole, co moim zdaniem nadaje wygląd typowej szkolnej lektury, którą się wzięło z biblioteki szkolnej, gdzie najnowsze wydanie ma 20 lat.

W dalszym ciągu pozostaję ogromną fanką komiksowych adaptacji klasyki, bo uważam, iż trzeba się dostosowywać do nowych czasów i nowych form przekazu. Mam jednak smutną refleksję, iż coraz częściej na siłę stara się je skracać, by nie przerazić odbiorców grubością. Z jednej strony to rozumiem, z drugiej wydaje mi się, iż gdy taki czytelnik weźmie się za czytanie, w jego głowie powstanie jedynie chaos i brak chęci zaznajomienia się z całością. Wojna i pokój niestety takie dla mnie są. Pomysł dobry, ale wymaga dopracowania.