"Wszystko dozwolone" to najgorszy serial roku? Sprawdzamy, czy jest tak źle, jak mówią – recenzja

serialowa.pl 2 godzin temu

Najgorszy serial roku? A może choćby w historii? „Wszystko dozwolone”, czyli nowa produkcja Ryana Murphy’ego z Kim Kardashian w roli głównej, została przez krytyków zrównana z ziemią. Czy aby na pewno zasłużenie?

Gdzie jest dawny Ryan Murphy? To pytanie, które dzisiaj mogą zadawać sobie wszyscy jego fani – a tych chyba już tylko ubywa. Rozchwytywany twórca był niegdyś gwarantem sukcesu, nie tylko komercyjnego, ale w ostatnich latach zalicza niesamowity zjazd, a jego najnowszy, stworzony dla platformy Hulu serial „Wszystko dozwolone” (w Polsce obejrzycie go na Disney+), to ostateczne wylądowanie na dnie telewizyjnego Rowu Mariańskiego. To już koniec, gorzej nie będzie, głębiej zejść się już nie da. Co zatem poszło nie tak?

Wszystko dozwolone – o czym jest serial Disney+?

W skrócie: wszystko. Serial Murphy’ego spotkał się ze strony zagranicznych krytyków z reakcją, jaką widujemy wyjątkowo rzadko. „Najgorszy telewizyjny dramat w historii” – jest. „Zbrodnia na telewizji” – odhaczone. Takich określeń używa się nieczęsto i mają one, a przynajmniej powinny, swoją moc. I być może „Wszystko dozwolone” nie spotkałoby się z aż tak negatywnym przyjęciem, gdyby nie stało za nim głośne, dziś również polaryzujące nazwisko twórcy. Choć akurat w tym przypadku o polaryzacji nie ma mowy – krytycy mówią jednym głosem, a i ja przyłączam się do ich chóru. Ten serial to absolutny koszmar, pod każdym względem.

„Wszystko dozwolone” (Fot. Hulu)

„Wszystko dozwolone” jest wypełnionym gwiazdami serialem prawniczym, w którym główne bohaterki, Allura Grant (Kim Kardashian, „American Horror Story”) i Liberty Ronson (Naomi Watts, „Obserwator”) zrażone pracą dla mężczyzn, którzy nie rozumieją i nie szanują kobiet, postanawiają założyć kancelarię specjalizującą się w rozwodach – prowadzoną wyłącznie przez kobiety i wyłącznie dla potrzebujących pomocy kobiet. Brzmi wzniośle, idealistycznie, ale widzowie gwałtownie przekonają się, iż na pomoc będą mogły liczyć tylko te kobiety, które na koniec będą w stanie opłacić sowity rachunek. Chodzi więc o zamknięte w złotych klatkach żony milionerów i miliarderów, które czują się przez mężów tłamszone i nie chcą dłużej być ich maskotkami.

Gdyby serial Ryana Murphy’ego był piosenką, byłby „Woman’s World” Katy Perry. Tych, którzy nie wiedzą, zapewniam, iż nie jest to komplement. „Wszystko dozwolone” jak niczym singiel amerykańskiej piosenkarki myśli, iż jest hymnem feminizmu, tymczasem prezentuje go w najbardziej pokracznej formie. Przesłanie serialu sprowadza się do tego, iż piękne kobiety w dobrych ciuchach nie muszą być jedynie trofeami mężczyzn i same mogą osiągać sukcesy, zdobywać władzę i pieniądze. Niesamowite odkrycie jak na 2025 rok. Wyjątkowo symboliczna może być tutaj scena, gdy postać Kardashian kijem bejsbolowym wymierza sprawiedliwość na samochodzie kobiety, przez którą została zdradzona. Po kilku ujęciach dowiadujemy się, iż to tylko wyobraźnia bohaterki i taki też jest w tym serialu feminizm – wyobrażony.

Wszystko dozwolone – czy to najgorszy serial roku?

W tworzeniu świata, gdzie mężczyźni to troglodyci, krętacze i kłamcy, którzy nie mogą znieść obok siebie silnych kobiet, jest Murphy wyjątkowo łopatologiczny. Jasne, to twórca, który nigdy nie był znany ze szczególnej subtelności, ale tutaj przechodzi już samego siebie. Jego najnowsza produkcja jest wyraźnie inspirowana stylistyką oper mydlanych i reality show typu Kardashianki czy inne żony Hollywood, ale nie wiem, na ile jest to stylistyka zamierzona. Zresztą, choćby jeśli, to hołdując najniższych gustom Murphy stworzył serialowego potworka, który odstrasza już od pierwszych minut.

„Wszystko dozwolone” (Fot. Hulu)

I adekwatnie choćby nie wiem, gdzie zacząć wymieniać jego wady. Kiczowatość? Przecież Murphy od zawsze był mistrzem kiczu, potrafił operować nim jak mało kto. Problem w tym, iż w żadnej jego produkcji kicz nie wylewał się z ekranu aż tak, jak tutaj. Murphy życiowego sukcesu upatruje we wnętrzach niczym Gabinet Owalny w czasach Donalda Trumpa, diamentach tak wielkich, iż można nimi zrobić komuś krzywdę i ciuchach od projektantów, kosztujących roczną pensję przeciętnego człowieka. I nie, „Wszystko dozwolone” nie pokazuje tutaj świata bogaczy w krzywym zwierciadle, nie wyśmiewa pustki, jaka go otacza. Życie amerykańskich nowobogackich jest tutaj czymś, do czego warto aspirować (i do czego aspirują bohaterki i się tym przechwalają), jest miarą sukcesu.

Najlepszym przykładem jest chyba scena, gdy bohaterka Naomi Watts wraz ze swoją klientką (Judith Light, „Transparent”) z pełnym nabożeństwem oglądają biżuterię tej drugiej, wymieniając przy tym nazwy kolejnych luksusowych marek. Bo luksus jest tu bożkiem, a adekwatnie to bogiem i nie byłoby w tym nic złego, gdyby to uwielbienie do błyskotek, drogich ciuchów, wnętrz i prywatnych samolotów spotykało się z jakąkolwiek kontrą. Tej niestety nie ma, pozostaje nam kiczowata stylistyka rodem z najbardziej tandetnych reality shows.

A tę przywołuje tutaj wszystko – scenografia, kostiumy, ale przede wszystkim same postacie, które ani trochę nie przypominają ludzi z krwi i kości. Każda bohaterka to gadający manekin na luksusowe ubrania i biżuterię, nie ma w nich absolutnie nic prawdziwego. To wrażenie potęgują dialogi, bo od tego silenia się scenarzystów na kwiecisty język postaci, okraszony przy okazji wieloma wulgaryzmami, zgrzytają zęby. Tak nie rozmawiają ze sobą normalni ludzie, nikt tak ze sobą nie rozmawia. W ten sposób Murphy i jego współpracownicy już na wstępie zabijają swoje bohaterki, marnując przy tym potencjał obsady.

Wszystko dozwolone – czy obsada uratuje serial?

Ta jest oczywiście, jak to zwykle u Murphy’ego, przepełniona gwiazdami. Oprócz wspomnianych Kim Kardashian – nad której występem lepiej spuścić zasłonę milczenia – i Naomi Watts mamy także Glenn Close („Układy”) i Sarah Paulson (większość seriali Murphy’ego). I niestety choćby Close nie jest w stanie tchnąć życia w swoją postać, bo też póki co dostała kilka do zagrania. Jej Dina Standish jest mentorką dla Allury i Liberty, przy okazji reprezentując tę pierwszą w sprawie rozwodowej, która zapowiada się na ciężką i brzydką. Z kolei Paulson dostała do zagrania postać tak karykaturalną, iż choćby wyjątkowa aktorka nie jest w stanie jej uratować.

„Wszystko dozwolone” (Fot. Hulu)

Grana przez nią Carrington Lane pała czystą niechęcią i nienawiścią wobec pozostałych bohaterek, bo te lata wcześniej nie zwróciły się do niej, gdy zakładały swoją firmę. Jej motywacje i zachowania są przerysowane do przesady i niestety to ona zasługuje na miano najbardziej irytującej spośród samych irytujących postaci. Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć tak głębokiego poczucia lojalności Paulson wobec Murphy’ego i nie wiem, czemu aktorka po przeczytaniu scenariusza zgodziła się przyjąć tę rolę. Czy naprawdę wydarzyłaby się jakaś krzywda, gdyby akurat tym razem powiedziała „pas”?

„Wszystko dozwolone” nie ma w sobie absolutnie nic, za co mógłbym ten serial pochwalić. Oprócz wspomnianych wad mamy jeszcze montaż rodem z TikToka, łopatologię wyrażaną poprzez dialogi czy choćby piosenki w tle i historie, w które trudno się zaangażować, bo jak to zrobić, skoro nie da się polubić tych wszystkich ludzi? To serial prawniczy, w którym wielomilionowe sprawy rozwiązuje się pstryknięciem palców, o pojawianiu się w sądzie nie ma choćby mowy. Chciałbym wierzyć, iż ta produkcja, przypominająca poziomem skasowane po kilku odcinkach seriale ABC czy innego CBS sprzed piętnastu lat, to jeden wielki trolling ze strony Murphy’ego. Że tak naprawdę w ten sposób próbuje on wyśmiać pustkę świata reprezentowanego m.in. przez Kim Kardashian – w tym kontekście obsadzenie jej w głównej roli byłoby wręcz ubertrollingiem.

Ale niestety nic na to nie wskazuje. Moim zdaniem z Murphym coś niedobrego stało się już kilka lat temu, a „Wszystko dozwolone” jest jedynie potwierdzeniem tej tezy, dowodem na to, iż jako twórcy peron odjechał mu już dobrych parę lat temu. Feministyczny (rzekomo) w swoim wydźwięku serial stworzony przez 60-letniego faceta – co mogło pójść nie tak? Może i tym razem Murphy nie jest tu tak szkodliwy, jak w poszczególnych częściach serii o potworach – wydawało się, iż żaden jego serial nie będzie już oceniony gorzej niż produkcja o Edzie Geinie – ale i tak udowadnia, iż dziś jest synonimem wszystkiego, co w obecnej telewizji najgorsze. Co za upadek.

Wszystko dozwolone – odcinki we wtorki na Disney+

Idź do oryginalnego materiału