Porwania, zdrady i szantaże, a pośród tego Suranne Jones i Julie Delpy jako przywódczynie gaszące polityczne i prywatne kryzysy. Czy „Wybór” od Netfliksa będzie waszą nową serialową obsesją?
Premierka Wielkiej Brytanii i prezydentka Francji w samym środku międzynarodowej afery, która wstrząsa obydwoma krajami? Trzeba przyznać, iż „Wybór” (w oryginale „Hostage”) i jego twórca Matt Charman („Most szpiegów”) nie bawią się w półśrodki, od początku uderzając widza z grubej rury, a potem robiąc wszystko, żeby przykuć go do ekranu aż do napisów końcowych ostatniego odcinka. Strategia całkiem niezła, niestety gorzej z jej realizacją.
Wybór – o czym jest nowy miniserial Netfliksa?
Dostępny w serwisie Netflix pięcioodcinkowy miniserial zaczyna się od politycznego spotkania na szczycie przy londyńskiej Downing Street. Jego gospodyni, brytyjska premierka Abigail Dalton (Suranne Jones, „Gentleman Jack”), ostro atakowana przez opozycję i własnych wyborców, chce poprawić swoją pozycję, negocjując korzystny układ z prezydentką Francji, Vivienne Toussaint (Julie Delpy, trylogia „Before”). Ta jednak ma własne plany, również związane z nie najlepszymi notowaniami i zbliżającymi się wyborami w kraju. Polityczny pat?

Nie na długo, bo ważne dyskusje na temat kryzysu migracyjnego we Francji i problemów służby zdrowia w Wielkiej Brytanii przerywa sprawa jeszcze istotniejsza. Mąż pani premier, lekarz przebywający na misji w Gujanie Francuskiej, został porwany, a sprawcy mają polityczną motywację. jeżeli Abigail chce jeszcze zobaczyć Alexa (Ashley Thomas, „Oni”) żywego, ma podać się do dymisji w ciągu doby.
Jak dobrze wiadomo z setek podobnych produkcji, „z terrorystami się nie negocjuje”, dlatego premierka prosi o pomoc Francuzów. Prezydentka Toussaint oczywiście wykorzystuje sytuację, żeby ugrać coś dla siebie, gdy nagle w sprawie następuje kolejny zwrot i również Vivienne zostaje w nią osobiście zaangażowana. Co zrobią obydwie polityczki postawione w obliczu niemożliwych do podjęcia decyzji?
Wybór – Suranne Jones i nie najmądrzejsze twisty
Jeśli odnieśliście wrażenie, iż powyższy opis brzmi trochę jak kpina, to zapewniam, iż jest on w stu procentach zgodny z fabułą serialu. Co więcej, przedstawiona w nim sytuacja to tylko punkt wyjścia znacznie bardziej złożonej historii, która w „Wyborze” została potraktowana całkowicie serio. jeżeli więc wasza odporność na scenariuszowe bzdurki jest stosunkowo niewielka, to czujcie się ostrzeżeni.

Zwłaszcza iż im dalej, tym rzecz jasna nie robi się lepiej. Wręcz przeciwnie, liczba twistów tylko rośnie, a ich największym problemem wcale nie jest stanie w sprzeczności z elementarną logiką, rozumem i godnością człowieka. To jest w jakimś stopniu wpisane w reguły ekranowej gry i w sprzyjających okolicznościach można taki grzech serialowi wybaczyć. O wiele gorzej, iż niemal wszystkie zwroty akcji da się tu wyczuć na kilometr, więc gdy w końcu zdarza się coś w miarę zaskakującego, to już mało co nas to obchodzi.
Jasne, można się tym nie przejmować i po prostu beznamiętnie śledzić, dokąd jesteśmy prowadzeni. Ale na litość, przecież mamy do czynienia z serialem, którego główne bohaterki stale poruszają się po obszarze moralnej i etycznej szarości, co zresztą wyraźnie się podkreśla. Przydałoby się więc, żeby widz choć w małym stopniu odczuwał towarzyszący temu gatunkowy ciężar, zamiast wzruszać ramionami na rozgrywające się na jego oczach dramaty, czyż nie?
Wybór to festiwal schematów i niewykorzystanych szans
Niestety, w tym punkcie „Wybór” kompletnie zawodzi, ograniczając się do przykuwania uwagi oglądającego prostymi sztuczkami. Szkoda tym bardziej, iż na pierwszy rzut oka widać tkwiący w tej historii potencjał, który jednak twórca marnuje, stawiając na najprostsze rozwiązania.

Weźmy najbardziej oczywisty kontekst genderowy, w końcu mamy tu dwie kobiety w typowo męskich rolach. I owszem, serial nie zamiata tematu pod dywan, wysyłając sygnały, iż jest świadom potencjalnych możliwości. Choćby zawieszając w powietrzu (lecz nie wypowiadając na głos) pytanie, czy mężczyzna byłby krytykowany za stawianie obowiązku ponad rodziną w takim samym stopniu, jak kobieta. Albo zaznaczając stosowane wobec bohaterek podwójne standardy. Tylko co z tego, skoro nic więcej za tym nie idzie?
Trudno powiedzieć, czy to bardziej brak twórczej odwagi lub umiejętności, czy może po prostu stojąca za „Wyborem” chłodna kalkulacja, z której wyszło, iż można czynić aluzje, ale lepiej nie wnikać w nie głębiej. Tak czy inaczej, serial na tym cierpi, bo nie wykorzystuje w pełni ani potencjału swojej historii, ani pierwszorzędnych aktorek. Suranne Jones i Julie Delpy dostały tu do zagrania role zdecydowanie poniżej swoich możliwości i choć wyciskają maksa z zastanego materiału, ten rzadko daje im okazje, żeby w pełni rozbłysnąć.
Wybór – czy warto oglądać polityczny thriller Netfliksa?
W podobnym tonie można zresztą mówić o całym serialu, który miksując motywy poważnego political fiction z dramą rodem z oper mydlanych, ostatecznie nie sprawdza się w żadnej z tych ról. Do pierwszej jest zdecydowanie za bardzo efekciarski, a przez to choćby przez moment nieprzekonujący. Natomiast w drugiej brakuje mu przede wszystkim wyrazistości i charakteru, które kazałyby widzom przeżywać losy bohaterek jak własne.

O ile więc nie da się zarzucić „Wyborowi” braku dynamiki, przystępności czy realizacyjnej sprawności, które sprawiają, iż pięć krótkich odcinków mija bardzo szybko, o tyle na nich atuty serialu się z grubsza kończą. Z kolei wady można wymieniać długo. Począwszy od niedostatecznego wykorzystania głównych bohaterek, przez kompletne uprzedmiotowienie i pozbawienie drugoplanowych postaci ludzkich cech, po skuteczne zabicie napięcia i pozbawienie widza poczucia realnych stawek.
Zdecydowanie nie tak powinien działać serial, który pozuje na drugiego „Bodyguarda„, ale bolesna dla niego prawda jest taka, iż znacznie bliżej mu do poprzedniego dzieła swojego twórcy, czyli „Zdrady” z Charliem Coxem. Nie mieliście pojęcia, iż coś takiego istnieje? No właśnie. Wiedzcie zatem, iż istnieje, a „Wybór”, który z tamtą produkcją łączą też m.in. kompletnie nijaki tytuł, zmarnowana obsada i rzadkie przebłyski jakości, najprawdopodobniej podzieli jej los i zatonie gdzieś w mrokach netfliksowej biblioteki. Strata nie będzie odczuwalna.