— Po prostu zajmuj się domem — głos Darka brzmiał jak codzienna pogoda. choćby nie oderwał wzroku od telefonu. — Twoje zadanie to tworzyć przytulność. Ja zarabiam, ty prowadzisz gospodarstwo. Wszystko fair.
Zamarłam z talerzem w dłoni. Po dwudziestu trzech latach małżeństwa widziałam już różne rzeczy, ale to zdanie…
Martyna, moja najlepsza przyjaciółka, siedząca naprzeciwko, zachichotała w swoją lampkę wina:
— A co on takiego złego powiedział? Wiele kobiet marzyłoby o twoim miejscu, Iza.
Spójrzałam na syna. Tomek siedział ze spuszczoną głową. Jego telefon zadrżał.
— Darku — postawiłam talerz na stole. — A nie przyszło ci do głowy, iż mogę być czymś więcej niż sprzątaczką?
— No to się zaczyna — przewrócił oczami. — Przecież omówiliśmy to, gdy rezygnowałaś z pracy.
— A może po prostu wmówiłeś mi, iż to najlepsze dla wszystkich?
Coś w moim tonie zmusiło go, by w końcu odłożył telefon. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłam w jego oczach błysk strachu. Czy naprawdę myślał, iż nie zauważę tych ich porozumiewawczych spojrzeń, tych przypadkowych dotknięć?
Tomek nagle zerwał się od stołu:
— Mogę już iść? Muszę dokończyć projekt z informatyki.
— Oczywiście, idź — odparłam, nie odrywając wzroku od męża.
Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi rozległ się po mieszkaniu. Martyna zniknęła. Darek w milczeniu zbierał talerze.
— Zostaw te naczynia. Usiądź.
— O co ci chodzi? — zastygł przy zlewie.
— O to, iż nie jestem zmywarką. Pamiętasz, kim byłam, zanim wmówiłeś mi, iż „dzieci potrzebują matki w domu”?
— Znów zaczynasz swoje.
— Nie. To ty zdecydowałeś. Jak zawsze.
Telefon Darka cicho zadzwonił. Wiadomość.
— Nie odbierzesz? Od Martyny?
— Przestań. Zachowujesz się irracjonalnie.
— Irracjonalnie? Porozmawiajmy o racjonalności. Opowiedz mi o tym waszym wspólnym projekcie z moją najlepszą przyjaciółką.
Dźwięk policzka przeciął powietrze. Ale to nie Darek mnie uderzył. To ja wymierzyłam mu policzek.
— Mamo? — głos Tomka z przedpokoju sprawił, iż drgnęliśmy. — Idę do Kuby, mogę?
— Jasne, kochanie.
O trzeciej nad ranem obudził mnie odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Tomek?
— Gdzie byłeś? — stanęłam w drzwiach kuchni.
Syn drgnął, gwałtownie chowając coś do kieszeni.
— Tomku, co się dzieje?
— Ja… rzuciłem studia. Dwa miesiące temu. Nie chcę być informatykiem! To twoje marzenie, tato, nie moje.
— A pieniądze? Komu jesteś winien?
— Pożyczyłem. Sto tysięcy złotych. Na kurs fotografii. Teraz grożą, iż powiedzą tacie.
— Jutro załatwimy te pieniądze — powiedziałam.
Nie zdążyłam dokończyć. W zamku zaskoczył klucz. Darek.
— Nie śpicie? — jego głos był ochrypły. Pachniało od niego whisky.
— Tato, wszystko wyjaśnię — Tomek stanął między nami.
— Co wyjaśnisz? To, iż mój syn jest kłamcą? Martyna mi wszystko powiedziała. O studiach.
Zamarłam:
— Martyna?
— Tak, wyobraź sobie. Chociaż ktoś w tym domu uważa, iż powinienem znać prawdę.
— Dosyć — powiedziałam, patrząc na Darka.
— Co „dosyć”? Tak go wychowałaś? — zwrócił się do mnie. — A, i w kwestii oszustw… Jak tam Martyna? Zmęczyła się już waszymi „biznesowymi spotkaniami”?
— Zamknij się — warknął Darek.
— A co? Uderzysz? Przy synu?
Wtedy Tomek ruszył ku drzwiom:
— Wychodzę. Wy dwoje… jesteście siebie warci.
Drzwi zatrzasnęły się.
— Zadowolona? — głos Darka drżał.
A wtedy ktoś zadzwonił.
Za drzwiami stała Martyna. Rozczochrana, z rozmazanym tuszem.
— Musimy porozmawiać.
— Co ty tu robisz? — warknął Darek.
— To, co zawsze — przeszła obok niego, siadając przy stole. — Rujnuję cudze życia. Wiesz, Iza, on mi też obiecywał rozwód. Utrzymywał, iż jestem wyjątkowa. A potem dowiedziałam się o Kas— O Agnieszce z księgowości i Karolinie z fitness klubu.