Zaufać czy zginąć: Historia o truciznie w butelce

newsempire24.com 2 dni temu

Ufna małżonek i buteleczka z trucizną

„Jesteśmy, mamo” – Łukasz otworzył przed matką drzwi samochodu.

Weronika wysiadła i spojrzała w okna swojego mieszkania. Westchnęła.

„Co, mamo, znowu niedobrze?”

„Nie, synku.” Spojrzała mu w oczy, w których malowała się szczera troska. „Całe życie w tym mieszkaniu przeżyłam. Najpierw z rodzicami, potem z mężem. Ciebie tu ze szpitala przyniosłam. Byłeś takim ślicznym dzieckiem.” Zamilkła. „Pamiętasz, jak kupowaliśmy zasłony po remoncie? A teraz…” Znów rzuciła okiem na okna.

Ile godzin spędziła, patrząc przez kuchenne okno, wypatrując swojego Jerzego. Gdy tylko zobaczyła, iż idzie przez podwórko, od razu sprawdzała, czy obiad nie ostygł. Zawsze zostawiała gaz włączony pod czajnikiem. Jerzy lubił pić wrzątek, koniecznie z kostką cukru. Słodzonej herbaty nie znosił – to pozostałość po wiejskim dzieciństwie.

„Chodź, mamo” – oderwał ją od wspomnień syn, dotykając jej dłoni. „Kinga pewnie już nie może się doczekać.”

„Kinga…” – powtórzyła cicho Weronika. „Ani razu do mnie nie przyszła. Czekała na moją śmierć?”

„Daj spokój, mamo” – ostro przerwał jej syn.

Weszli na drugie piętro starej kamienicy w centrum miasta. Syn otworzył ciężkie, wysokie drzwi, na których widniały ślady po śrubach i tabliczka z nazwiskiem jej ojca: „Prof. Stefan Nowak”.

Synowa wyjrzała z pokoju, prychnęła i zniknęła.

„Wejdź, mamo, zaraz zrobię herbatę, z cytryną, jak lubisz” – powiedział Łukasz.

Weronika przeszła do małego pokoju, który kiedyś należał do syna, a jeszcze wcześniej był jej własnym, panieńskim gabinetem. Ciężko opadła na starą kanapę, odchyliła głowę i przymknęła oczy.

„Co teraz będzie?” – pomyślała.

***

Weronika wyszła za mąż późno. Profesor ojciec widział w córce swoją następczynię, chciał, by kontynuowała naukową drogę. Zalecało się do niej wielu. „Nie śpiesz się, córeczko. Chłopakom potrzebne jest nazwisko twojego ojca, nie ty” – mawiała matka.

Ale w wieku trzydziestu lat zakochała się sama w niezdarnym młodym asystencie. Ojciec go uwielbiał, przepowiadał wielką karierę. Pewnie dlatego zgodził się na ślub. Rok później przeszedł na emeryturę, oddając katedrę zięciowi. Oni z matką wyjechali na wieś, zostawiając mieszkanie młodym.

Z Jerzym żyli dobrze, tylko z dzieckiem się nie udawało. Weronika już traciła nadzieję, gdy w końcu zaszła w ciążę. Jak się cieszyli! Gdy urodził się syn, o nauce trzeba było zapomnieć. Jerzy też wolał, by zajmowała się domem.

On sam dniami i nocami pracował na katedrze. Pisał prace, książki. Nie brakowało zawistników. Gdy Łukasz, nazwany na cześć dziadka, był w siódmej klasie, Jerzy zmarł na zawał. Nie wytrzymał ataków tych, którzy nazywali go przybłędą, pseudonaukowcem, który zrobił karierę dzięki ożenkowi z córką profesora.

Weronika została sama z synem. Nie wróciła na uczelnię – co z niej za wykładowca? Wszystko zapomniała. Sprzedała dom po rodzicach. Pieniędzy starczało. Potem Łukasz skończył studia, zaczął pracować.

Gdy przyprowadził do domu Kingę, zrozumiała, iż to poważne. Syn był oczarowany piękną dziewczyną. Matczynym sercem wyczuwała do niej nieufność. Pytała: skąd jest? kim są jej rodzice? Kinga odpowiadała wymijająco. Zakochany syn prosił, by nie męczyła narzeczonej.

Nie spodobało się Weronice, gdy na ślub nie przyjechał nikt z rodziny Kingi.

„Ma trudne relacje z matką i ojczymem, a biologiczny ojciec jest chory” – bronił narzeczonej Łukasz.

Więc Weronika ustąpiła. Ważne, iż synek szczęśliwy. Zniesie wszystko, polubi synową, byle jemu było dobrze.

Gotowała dla powiększonej rodziny, ale Kinga krzywiła się i mówiła, iż nie je ciast, dba o figurę. Prawie nic nie jadła.

„Dla kogo ja to gotuję?” – irytowała się Weronika.

„Mamo, daj jej spokój. Niech je, co chce” – bronił żony syn, choć sam często jadał na mieście.

Kinga niby gdzieś pracowała. Wychodziła rano, wracała koło południa. Z firmowymi torbami, nową fryzurą.

Kiedyś z synem rozmawiali godzinami. Dzielił się planami, radził. Teraz siedział z Kingą w pokoju, rzadko wychodził.

„Ciesz się, iż nie żądają wymiany mieszkania” – pocieszała przyjaciółka.

Weronika łapała się za serce. Nie chciała stracić mieszkania w centrum, z wysokimi sufitami, gdzie żyły pokolenia jej rodziny. Ale kto wie – może Kinga zacznie podpuszczać Łukasza, a on dla niej zrobi wszystko.

Potem syn powiedział, iż Kinga jest w ciąży. Weronika odetchnęła. Będzie dziecko, będzie potrzebna pomoc. Wymiana nie grozi. Wymieniła się z młodymi pokojami – dziecko potrzebuje przestrzeni.

Ale zaczęła zauważać, iż ciągle śpi, choćby w dzień. Wstawała z ciężką głową, jakby watą wypełnioną. Myślała wolno, wszystko zapominała.

Chciała zadzwonić do przyjaciółki, ale nie mogła znaleźć książki telefonicznej. Szukała dwa dni, a potem znalazła na widoku. Okulary trafiały się w dziwnych miejscach – choćby w lodówce. Czyżby sama je tam kładła? Bała się powiedzieć synowi.

Wymieniając pokój, oddała też główną rolę KingI tej nocy Weronika obudziła się nagle, bo w pokoju rozległ się cichy szelest – Kinga stała przy jej łóżku, trzymając w dłoni tę samą małą buteleczkę, którą widziała wcześniej, a w jej oczach malowała się zimna determinacja.

Idź do oryginalnego materiału