Zbyt ufny mąż i fiolka z trucizną
– Jesteśmy, mamo – Leoś otworzył przed matką drzwi samochodu.
Aniela wysiadła i spojrzała w górę, na okna swojego mieszkania. Westchnęła.
– Znowu źle, mamo?
– Nie, synku. – Spojrzała w oczy syna, w których malowała się szczera troska. – Całe życie w tym mieszkaniu. Najpierw z rodzicami, potem z mężem. Tutaj cię przyniosłam ze szpitala. Byłeś takim słodkim dzieckiem. – Zamilkła na chwilę. – Pamiętasz, jak kupowaliśmy zasłony po remoncie? A teraz… – Znów spojrzała w okna.
Ile godzin spędziła, patrząc przez kuchenne okno, wypatrując swojego Mieczysława. Gdy tylko zauważyła, iż idzie przez podwórko, od razu sprawdzała, czy kolacja nie ostygła. Zawsze zostawiała włączony gaz pod czajnikiem. Mieczysław uwielbiał pić wrzątek – koniecznie z kostką cukru. Słodyczy ani herbaty z miodem nie uznawał. Wiejska natura.
– Chodź, mamo – oderwał ją od wspomnień syn, dotykając jej dłoni. – Kasia pewnie już się niecierpliwi.
– Kasia… – powtórzyła cicho Aniela. – Ani razu do mnie nie przyszła. Czekała na moją śmierć?
– Daj już spokój, mamo – ostro przerwał jej syn.
Weszli na drugie piętro starej kamienicy w centrum Warszawy. Leoś otworzył ciężkie, wysokie drzwi, na których wciąż widniały ślady po śrubach i tabliczka z nazwiskiem jej ojca: „Prof. Lech Kowalski”.
Synowa wyjrzała z pokoju, prychnęła i zniknęła.
– Wejdź, mamo, zaraz zrobię herbatę, z cytryną, jak lubisz – powiedział Leoś.
Aniela przeszła do małego pokoju, który niegdyś był sypialnią syna, a jeszcze wcześniej – jej dziewczęcą izdebką. Ciężko opadła na wysłużoną kanapę, odchyliła głowę i przymknęła oczy.
„Jak to teraz będzie?” – pomyślała.
***
Aniela wyszła za mąż późno. Profesor ojciec widział w niej swoją następczynię, chciał, by kontynuowała jego naukowe projekty. Zalecało się do niej wielu. „Nie śpiesz się, córko. Chłopakom chodzi o nazwisko twojego ojca, nie o ciebie”, mawiała matka.
Ale w wieku trzydziestu lat zakochała się sama – w niezdarnym młodym doktorancie. Ojciec go uwielbiał, wróżył mu wielką karierę. Pewnie dlatego zgodził się na ich ślub. Rok później ojciec przeszedł na emeryturę, oddając katedrę zięciowi. On i matka wyprowadzili się na wieś, zostawiając mieszkanie młodym.
Z Mieczysławem żyli dobrze, tylko nie mogli doczekać się dziecka. Aniela już traciła nadzieję, gdy wreszcie się udało. Jaka była radość! Gdy urodził się Leoś, o nauce trzeba było zapomnieć. Mieczysław chciał, by zajmowała się domem i synem.
Sam pracował od rana do nocy. Pisał książki, artykuły. Nie brakowało zazdrośników. Gdy Leoś – nazwany na cześć dziadka – był w siódmej klasie, Mieczysław zmarł na zawał. Nie wytrzymał ataków przeciwników, którzy nazywali go hochsztaplerem, pseudonaukowcem, który zrobił karierę dzięki ożenkowi z córką profesora.
Aniela została z synem sama. Nie wróciła na uczelnię – jaka z niej wykładowczyni? Wszystko zapomniała. Sprzedała dom po rodzicach. Pieniędzy starczało. Potem Leoś skończył studia, zaczął pracować.
Gdy przyprowadził do domu Kasię, zrozumiała, iż to poważne. Syn był oszalały na punkcie pięknej dziewczyny. Matczynym instynktem wyczuwała do niej niechęć. Pytała: od kogo jest? kim są jej rodzice? Kasia odpowiadała wymijająco. Zakochany Leoś prosił, by nie dręczyła narzeczonej.
Nie spodobało się Anieli, gdy na ślub nie przyjechał nikt z rodziny Kasi.
– Ma trudne relacje z matką i ojczymem, a prawdziwy ojciec jest chory – tłumaczył Leoś.
I Aniela ustąpiła. Leoś jest szczęśliwy – dla matki to najważniejsze. Zniesie wszystko, polubi synową, tylko by jemu było dobrze.
Gotowała dla powiększonej rodziny, ale Kasia krzywiła się i mówiła, iż nie je pierogów, bo dba o figurę. Prawie nic nie jadła.
– Dla kogo ja w ogóle gotuję? – oburzała się Aniela.
– Mamo, daj jej spokój. Niech je, co chce – bronił żony Leoś, choć sam często jadał na mieście.
Kasia niby gdzieś pracowała. Wychodziła rano, a po południu wracała – z firmowymi torbami, w nowej fryzurze.
Dawniej długo rozmawiali z synem. Dzielił się planami, prosił o radę. Teraz zamykał się z Kasią w pokoju.
– Ciesz się, iż nie domagają się wymiany mieszkania – pocieszała przyjaciółka.
Aniela łapała się za serce. Nie chciała stracić mieszkania w centrum, z wysokimi sufitami, szerokimi schodami i dużymi oknami, gdzie mieszkały pokolenia jej rodziny. Ale któż wie – może Leoś da się uwieść, a wtedy zrobi wszystko dla Kasi, choćby przeciw matce.
Potem syn oznajmił radosną nowinę – Kasia jest w ciąży. Aniela odetchnęła. Będzie dziecko, potrzebna pomoc, a ona jest blisko. Więc wymiana nie grozi. I zamieniła się pokojami z młodymi. Dziecko potrzebuje przestrzeni.
Ale zaczęła zauważać, iż stale śpi, choćby w dzień. Budziła się z ciężką głową, jakby watą wypełnioną. Myślała wolniej, zapominała.
Chciała zadzwonić do przyjaciółki, a książki telefonicznej nie mogła znaleźć. Jakieś dwa dni szukała, aż znalazła – na najbardziej widocznym miejscu. Okulary też lądowały w dziwnych miejscach, choćby w lodówce. Czyżby sama je tam wkładała? Bała się powiedzieć synowi.
Wraz z pokojem, oddała Kasi przywództwo w domu. Wstydziła się wychodzić z małej izdebki. Siedziała tam całymi dniami, przesypiając godziny. Gdy budziła się i szła do toalety, nogi się plątały, w głowie kręciło. Czasem nie zdążyła. Wstydziła się – przecież nie jest starą kobietą!
Pewnego dnia obudziła się i zobaczyła postać przy łóżku. Wydało jej się, iż to Mieczysław. Usłyszała śmiech Kasi i drgnęła. Gdy Leoś wrócił z pracy, Kasia rzuciła mu się na szyjęLeoś spojrzał na matkę, w jego oczach pojawiło się nagłe zrozumienie, a w sercu – zimny strach, gdy uświadomił sobie, iż ta mała fiolka w lodówce może być kluczem do wszystkiego.