Zmarła Joanna Kołaczkowska. Mistrzyni. Trudno wyobrazić sobie bez niej scenę kabaretową

polityka.pl 13 godzin temu
Zdjęcie: Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl


Joanna Kołaczkowska wyłączyła się z publicznej aktywności, gdy zdiagnozowano u niej nowotwór. Wszyscy wierzyli, iż niedługo wróci. Miała zaledwie 59 lat. Kabaret Hrabi, do którego Joanna Kołaczkowska należała, w kwietniu podał, iż sytuacja jest poważna. Występy były przesuwane, a potem organizowane z udziałem specjalnych gości i dla niej – środki szły na leczenie. Dziś rano bliscy poinformowali, iż „cud nie nastąpił”. „Przyszło Jej zmierzyć się z najgorszym i najbardziej agresywnym przeciwnikiem. Walczyła dzielnie, z godnością, z nadzieją. My razem z Nią. Wyczerpaliśmy niestety wszystkie dostępne formy leczenia”.

I dalej: „Zostawiła po sobie ogromną wyrwę, której niczym nie da się zapełnić. W nas – ludziach, którzy byli z Nią blisko, którzy dzielili z Nią scenę i życie. I w świecie sztuki, który był Jej przestrzenią, Jej domem, Jej oddechem, a Ona była jego najpiękniejszym uosobieniem. Jej talentu nie da się porównać – był zjawiskiem. Jej obecność – darem. Jej odejście – stratą nie do ogarnięcia”.

Kołaczkowska, jasny punkt sceny

To prawda, powstała olbrzymia wyrwa. Joanna Kołaczkowska była zawsze centralnym punktem skeczów i scen. Rozbrajająco komiczna. Jak to się banalnie mówi: miała dystans do siebie. Nazywana Chudą, bo z domu Chuda. Uprawiała kabaret w starym dobrym stylu, inteligentnie zabawny, często piosenkowy. Śpiewała również świetnie, charakternie, miała głos jak dzwon.

Hrabi, ale i poprzednie projekty Kołaczkowskiej w ogóle nie były polityczne, choć pojawiał się już taki trend na scenie – bardziej niż palące, bieżące sprawy jej kolejne zespoły wolały obśmiewać obyczajowość, stereotypy, absurdy codzienności, związków romantycznych i generalnie międzyludzkich. Ten kabaret to była ucieczka od rzeczywistości, widowisko, ale i słuchowisko. Na scenie Kołaczkowskiej akompaniował zawsze przy fortepianie Łukasz Pietsch, jej menedżer, kompozytor, tekściarz. W ekipie byli jeszcze – i są – Dariusz Kamys i Tomasz Majer. „Politykę, religię, rzeczywiście, omijamy szerokim łukiem. Zajmują nas głównie relacje międzyludzkie, to dla nas najważniejszy temat – mówiła Kołaczkowska „Polityce”. – Podpatrujemy siebie, swoich znajomych, i próbujemy to później ograć na scenie. Polacy najlepiej się bawią, kiedy odnajdują u siebie albo w swoim najbliższym otoczeniu pewne cechy z granej postaci”.

Joanna Kołaczkowska wywodzi się z zielonogórskich środowisk kabaretowych. Zaczynała w Drugim Garniturze. Przez dziesięć lat była członkinią legendarnego kabaretu Potem, wychowanką Władysława Sikory. Tu uczyła się fachu i przecierała szlaki m.in. obok właśnie Kamysa, prywatnie jej szwagra. Kołaczkowska i paru członków grupy Potem stworzyło też wytwórnię filmów A’Yoy, produkującą głównie krótkie, „krindżowe”, zabawne klipy (dostępne na YouTubie) czy pełnometrażową „Baśń o ludziach stąd”.

Kamila Markiewicz/mat. pr.Kabaret Hrabi. Od lewej: Tomasz Majer, Łukasz Pietsch, Dariusz Kamys, Joanna Kołaczkowska

Potem, potem Hrabi

Hrabi zawsze miał podobny sznyt do Potem, też traktuje kabaret jak sztukę – latami grywał konkretne, tematyczne programy, a gdy wyemitowała je telewizja, już do nich nie wracał. Członkowie grupy nie chcieli się powtarzać i odcinać kuponów. Dowcip powtarzany do znudzenia już tak nie bawił. „Odczuwamy trochę zmęczenie widowni kabaretem. Zwłaszcza kabaretem w telewizji. Mam wrażenie, iż ludzie mają już trochę powyżej uszu składanek, kabaretonów. Takiej pulpy kabaretowej, w której widownia nie do końca jest się w stanie odnaleźć. Wszystkie kabarety wyglądają tak samo: jedna scenografia, światła, tańczące pary. Liczy się show. Myśmy się w to nie wpakowali. Unikamy takich imprez” – mówiła Kołaczkowska „Polityce”.

To jest też ten rodzaj kabaretu, który nie boi się improwizacji i braku scenariusza. Joanna Kołaczkowska występowała m.in. w telewizyjnym serialu „Spadkobiercy” opartym całkowicie na improwizacji – aktorzy znali tylko ogólny zarys scen tej absurdalnej telenoweli z udziałem m.in. Artura Andrusa, Roberta Górskiego i Agnieszki Litwin.

Joanna Kołaczkowska grywała również w teatrze, wystąpiła m.in. w spektaklach warszawskiego Teatru Polonia „Dżdżownice wychodzą na asfalt” i „Kobieta z widokiem na taras” Stanisława Tyma, z którym dobrze się znała. Humor mieli podobnie nienachalny. Kołaczkowska pisała felietony, prowadziła autorski „Blog Partyzancki”, potem audycje radiowe: w Trójce („Myślę, więc uważam”) i Radiu Nowy Świat („Koncert życzeń” z Wojciechem Malajkatem, serial kryminalny jej autorstwa „Porucznik Jagoda Hyc”). Z Szymonem Majewskim nagrywała podkast „Mówi się”. Odnalazła się świetnie w nowych mediach i social mediach. Kapitalne filmiki nagrywała na Instagramie m.in. z Filipem Cembalą.

„Wierzymy, iż gdziekolwiek teraz jesteś – roześmiana, jasna, wolna – niesiesz innym swój śmiech, tak jak nam niosłaś nadzieję i radość, choćby w najciemniejsze dni” – piszą bliscy Kołaczkowskiej w social mediach. Ten śmiech był unikalny.

Idź do oryginalnego materiału