**Zawsze ta druga**
— Kasia! Co ty wyprawiasz?! — krzyknęła do słuchawki kobieta, a jej głos drżał z oburzenia. — Przecież to mój ślub! Mój! Czekałam na ten dzień półtora roku!
— Ola, złotko, no zrozum! — odpowiedział spokojny głos przyjaciółki. — Marek sam do mnie zadzwonił wczoraj wieczorem. Sam! Miałam mu odmówić? Spotykaliśmy się jeszcze na studiach, sama wiesz!
Ola osunęła się na kanapę, telefon zadrżał w jej dłoni.
— Ale ślub jest w sobotę! Suknia kupiona, goście zaproszeni, restauracja wynajęta! Kasia, jak mogłaś?!
— A co miałam zrobić? Powiedział, iż zrozumiał swój błąd. Że kocha mnie, a nie ciebie. Olu, wybacz, ale serce nie sługa…
Ola rzuciła słuchawkę na kanapę i wybuchnęła płaczem. Za oknem mżył październikowy deszcz, na stole leżała teczka z dokumentami do USC, a w szafie wisiała biała suknia, którą kupiła ze łzami szczęścia w oczach.
Mama weszła do pokoju, usłyszawszy płacz, usiadła obok i objęła córkę.
— Co się stało, córeczko?
— Marek… Marek bierze ślub z Kasią — wyszeptała Ola przez łzy. — Jutro idą do urzędu. A nasz ślub miał być za tydzień!
Weronika Stanisławowa pokiwała głową i przytuliła córkę mocniej.
— Znaczy, nie było wam pisane, Olu. Znaczy, nie ten człowiek. Lepiej teraz, niż całe życie się męczyć.
— Ale dlaczego, mamo? Dlaczego zawsze jestem tym zapasowym wyborem? — szlochała Ola. — W podstawówce Bartek chodził ze mną, aż przyszła ta nowa. W technikum Tomek przez trzy miesiące się umizgiwał, a potem uciekł do koleżanki z roku. A teraz Marek…
Mama w milczeniu gładziła córkę po włosach. Pamiętała, jak Ola szykowała się do ślubu, jak promieniała, przymierzając suknię. Marka nigdy specjalnie nie lubiła — coś w nim było nie tak. Zbyt gładki, przystojny, umiał mówić, co trzeba. Ale oczy… oczy miał puste.
— Mamo, a co ja teraz zrobię? Jak ludziom w oczy spojrzę? Wszyscy wiedzą o ślubie! Ciocia Hela już bilety kupiła z Białegostoku, wujek Staszek urlop wziął…
— A co robić? Żyć dalej. Jesteś młoda, ładna, mądra. Znajdziesz swojego człowieka, prawdziwego.
Ola podniosła zalane łzami oczy.
— A jeżeli nie? Mam już dwadzieścia siedem lat, mamo. Wszystkie koleżanki zamężne, dzieci mają. A ja jak głupia chodzę na randki i za każdym razem się łudzę…
— Znajdziesz — powiedziała stanowczo mama. — Na pewno znajdziesz.
Tylko nie powiedziała córce najważniejszego — iż sama przeżyła podobną historię. Że też była czyimś zapasowym wyjściem, póki nie spotkała ojca Oli. A on był zwykłym robotnikiem, nie przystojniakiem, nie bogaczem, ale kochał ją naprawdę, do ostatniego dnia.
Dzwonek do drzwi przerwał rozmyślania. Ola drgnęła — może to Marek? Może się rozmyślił?
W progu stała sąsiadka, ciocia Basia, z słoikiem konfitur w ręce.
— Olu, złotko! Słyszałam… No nie martw się tak! Facet do niczego, ten twój Marek. Od razu wiedziałam, jak go pierwszy raz zobaczyłam. Oczy latające, ręce spocone. Nie mężczyzna, tylko…
— Ciociu, nie trzeba — powiedziała zmęczona Ola.
— A trzeba! Trzeba mówić prawdę! Jesteś ładna dziewczyna, pracowita, dobra. Takich teraz mało. A on głupi, iż tego nie widzi. Słuchaj, wnusiu — sąsiadka przysiadła na brzegu kanapy. — Mam siostrzeńca, Jacka. Po rozwodzie, co prawda, ale chłop porządny. Pracuje w fabryce, nie pije, dzieci lubi. Poznać was?
Ola pokręciła głową.
— Nie teraz, ciociu. Nie mam głowy do randek.
— No to patrz, a ja mu o tobie opowiem. Może sam się kiedyś zgłosi.
Po wyjściu sąsiadki Ola siedziała długo przy oknie, patrząc na deszcz. W głowie wirowały myśli — dlaczego? Dlaczego zawsze jest tylko przystankiem dla mężczyzn, póki nie znajdą czegoś lepszego?
W podstawówce zakochała się w Bartku Nowaku. Był kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej, wszystkie dziewczyny za nim szalały. A wybrał ją — cichą, skromną Olę z równoległej klasy. Chodzili ze sobą pół roku, Ola myślała, iż to prawdziwa miłość. Bartek dawał jej manualnie robione kartki, odprowadzał po lekcjach, choćby poznał z rodzicami.
A potem do szkoły przyszła Kinga z Warszawy — przebojowa, modna, umalowana, w dżinsach. Bartek stracił głowę i po tygodniu oświadczył, iż się rozstają.
— Nie gniewaj się — mówił, patrząc w bok. — Jesteśmy jeszcze młodzi, to za wcześnie na poważnie. Jesteś fajna, na pewno znajdziesz kogoś lepszego.
W technikum pojawił się Tomek Kowalski — przystojny, zdolny, z dobrego domu. Uczył się na piątkOla uśmiechnęła się przez łzy, patrząc na zdjęcie Jacka, który właśnie przysłał jej wiadomość z pytaniem, czy w sobotę może zabrać ją na lody.