Cichym krokiem ku wolności

newskey24.com 2 tygodni temu

– Elżbieto, oszalałaś?! – wrzeszczała do telefonu Kinga. – Jak to się rozwiódłś w tajemnicy? Dlaczego nic nie powiedziałaś?

– Cicho bądź – Elżbieta odsunęła słuchawkę od ucha i spojrzała w stronę kuchennych drzwi. – Dzieci są w domu.

– Jakie dzieci? Przecież mają już ponad trzydzieści lat! Ela, zdajesz sobie sprawę, co robisz? Dwadzieścia osiem lat małżeństwa i nagle – rozwód!

– Kinga, proszę, nie krzycz. I tak jest mi ciężko.

– Dlaczego milczałaś? Przyjaciółki jesteśmy od studiów! Mogłam ci pomóc, wesprzeć…

Elżbieta przycisnęła słuchawkę do piersi i zamknęła oczy. Boże, jakże zmęczyły ją te rozmowy. Najpierw dzwoniła Weronika z pracy, potem ciotka Halina, a teraz Kinga. Jakby wszyscy tylko czekali na okazję, by wreszcie mieć temat do plotek.

– Ela, jesteś tam? – dobiegło z telefonu.

– Jestem, jestem – znów przyłożyła słuchawkę do ucha. – Po prostu nie chce mi się o tym rozmawiać.

– Jak to nie chce?! To przecież wydarzenie! Jesteś pierwszą z naszego grona, która się rozwiódł. Powiedz chociaż coś. Zdradzał cię?

– Nie, nie zdradzał.

– Pił?

– Też nie.

– To w końcu co?! Ela, no powiedz!

Elżbieta ciężko westchnęła. Jak wytłumaczyć Kindze, iż po prostu jest zmęczona? Zmęczona szarością codzienności, tymi samymi rozmowami, uczuciem, iż żyje nie swoim życiem?

– Zmęczyłam się, Kinga. Rozumiesz?

– Czym się zmęczyłaś? Adam to porządny facet, nie pije, nie bije, zarabia przyzwoicie.

– Właśnie. Porządny facet. Tylko nie mój.

– Co ty wygadujesz?! Jak to nie twój? Przecież żyliście razem dwadzieścia osiem lat!

W przedpokoju rozległ się szelest. Elżbieta pospiesznie pożegnała się z przyjaciółką i odłożyła słuchawkę. Do kuchni weszła córka Kasia z torbą zakupów.

– Mamo, cześć – postawiła torbę na stole i przyjrzała się matce. – Coś jesteś taka blada?

– Wiesz, głowa mnie boli.

– Znowu Kinga dzwoniła? Słyszałam, jak się tłumaczyłaś.

Elżbieta skinęła głową. Kasia zaczęła rozpakowywać zakupy.

– Mamo, a ty nie żałujesz? – zapytała, nie odwracając się.

– Czego?

– No, iż rozwiodłaś się z tatą.

Elżbieta spojrzała na córkę. Kasia była do niej bardzo podobna – te same ciemne włosy, te same szare oczy. Tylko w oczach córki była zdecydowanie, której Elżbieta nigdy nie miała.

– Nie wiem, Kasieńko. Jeszcze nie wiem.

– A tato żałuje?

– Nie rozmawialiśmy o tym.

Kasia odwróciła się do matki.

– Mamo, mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście.

– Naprawdę nigdy nie kochałaś taty?

Elżbieta zamarła z filiżanką w dłoni. Skąd córka to wzięła?

– Dlaczego tak myślisz?

– No obserwowałam was całe życie. Nigdy się nie przytulaliście, nie całowaliście. choćby za ręce nie trzymaliście. Jak współlokatorzy.

– Kasiu, nie mów tak. Tata to dobry człowiek.

– Dobry, zgoda. Ale ty go nie kochałaś. On pewnie ciebie też.

Elżbieta postawiła filiżankę na stole. Córka miała rację. Nigdy nie kochała Adama. Wyszła za niego, bo tak trzeba było, bo wszystkie koleżanki już zamężne, bo rodzice nalegali.

– Mamo, a kogo ty kochałaś? – cicho spytała Kasia.

– Po co ci to wiedzieć?

– Tak sobie. Każdy powinien mieć w życiu miłość.

Elżbieta odwróciła się do okna. Oczywiście, iż była miłość. Jakżeby inaczej. Marek z sąsiedniej klatki, student medycyny. Przystojny, mądry, marzyciel. Spotykali się w tajemnicy, bo rodzice Elżbiety uznali go za niewłaściwą partię.

– Lekarz to nie zawód, a powołanie – mawiał Marek. – Będę ratować ludzi.

– A ja będę ci pomagać – odpowiadała Elżbieta.

Ale rodzice wymusili małżeństwo z Adamem. Stabilność, mieszkanie, dobra rodzina. A Marek wyjechał na staż do małego miasteczka na północy. Pisał listy, dzwonił, choćby przyjeżdżał kilka razy. Ale Elżbieta była już mężatką, spodziewała się pierwszego dziecka.

– Mamo, ty płaczesz? – zaniepokoiła się Kasia.

– Nie, co ty. Po prostu oczy mnie bolą.

Córka objęła matkę za ramiona.

– Wiesz, mamo, ja cię rozumiem. Lepiej być samotną niż nieszczęśliwą w małżeństwie.

– Tak uważasz?

– Oczywiście. Spójrz, jaka się stałaś po rozwodzie. Schudłaś, ostrzygłaś się, nowe ubrania kupiłaś. Jakbyś ożyła.

Elżbieta spojrzała na swoje odbicie w szybie. Rzeczywiście, zmieniła się. Kiedyś chodziła w tych samych szarych swetrach, włosy wiązała w kok. Teraz pozwoliła sobie na kolory, zrobiła modną fryzurę.

– A Bartek jak przyjął wiadomość? – spytała Kasia.

– Niezbyt dobrze. Powiedział, iż jestem egoistką, iż zniszczyłam rodzinę.

– Oj, daj spokój. Bartek zawsze był tatusiowym synkiem. Ale zrozumie z czasem.

Elżbieta skinęła głową. Syn rzeczywiście był bardziej związany z ojcem. Łowili razem ryby, naprawiali samochód, oglądali mecze. Córka zawsze stała bliżej matki.

– Mamo, a myślałaś o ponownym zamążpójściu? – spytała Kasia, stawiając czajnik.

– Kasiu, mam pięćdziesiąt trzy lata. Jakie zamążpójście?

– No i co? Ciocia Basia wyszła w pięćdziesiąt pięć. I jest szczęśliwa.

– Ciocia Basia to wyjątek.

– Dlaczego wyjątek? Mamo, jesteś piękną kobietą. W dodatku wolną.

Wolna. Słowo, którego Elżbieta bała się wypowiedzieć na głos. Wolna od przygotowywania Adamowi śniadania o siódmej. Wolna od jego skarpetek porozrzucanych po sypialni. Wolna od tych samych rozmów o pracy, o piłce, o tym, iż sąsiedzi kupili nowe auto.

Ale wraz z wolnością przyszła samotność. Wieczorami siedziała sama przed telewizorem, nie miała komu poskarżyć się na zmęczenie, podzielić radością.

– Kasiu, a ty nie uważasz, iż postElżbieta wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się przez łzy i powiedziała: „Wiesz co, Kasiu? Najważniejsze, iż w końcu czuję, iż żyję naprawdę.”

Idź do oryginalnego materiału