„Czy naprawdę zostawiła mi córkę? – Przez straszną myśl Valentyna ogarnął gorączkowy dreszcz. – Nie, to niemożliwe. Ona z pewnością wróci.”

polregion.pl 3 tygodni temu

*Dziennik*

Dziś wróciłam z pracy i znalazłam na stole krótką notatkę od córki. Relacje z Basią zawsze były burzliwe, ale nie sądziłam, iż aż tak – iż po prostu ucieknie z domu. Czytałam ten list w kółko, aż zapamiętałam każde słowo, a jednak wciąż czułam, iż coś przeoczyłam, iż może nie zrozumiałam wszystkiego.

Noc była koszmarem. Poduszka wydawała się twarda, kołdra duszna, a upał nie do zniesienia. Płakałam, toczyłam w myślach rozmowy z Basią, przypominałam sobie kłótnie, te rzadkie chwile radości… W końcu wstałam, zapaliłam lampkę na biurku. Notatka leżała na wierzchu moich dokumentów, pognieciona od ciągłego przewracania w dłoniach.

„Mamo, mam dość twojej kontroli… Jestem dorosła, chcę żyć po swojemu. Wiesz, iż byś mi nie pozwoliła, więc wychodzę, gdy cię nie ma. Ze mną wszystko w porządku. Nie szukaj mnie. Nie wrócę…”

Krótko, bez pożegnania. „A co ze mną? – pytałam w myślach, jakby Basia mogła usłyszeć. – A jeżeli coś mi się stanie? choćby nie wiesz, gdzie będziesz. Czy naprawdę nie obchodzi cię, co ze mną będzie?”

Może Basia miała trochę racji. Ale ja, matka, chciałam tylko, by skończyła studia, znalazła dobrą pracę, by nie zmarnowała życia przez chwilowy impuls. Czy są matki, które zgadzają się na wszystko?

Sama wyszłam za mąż jako studentka. Miłość gwałtownie wyparowała, nie wytrzymała próby biedy, ciasnego pokoju w akademiku, zmęczenia. A gdy urodziła się Basia, stało się jeszcze trudniej. Mąż, równie młody i zagubiony, przestał mnie rozumieć. Może mama miała rację, radząc aborcję? Ale wierzyłam, iż nasza miłość przetrwa. Naiwna dziewczyna.

Rozstaliśmy się po trzech miesiącach. Wzięłam urlop dziekański i wróciłam do rodziców. Mama, choć wcześniej namawiała mnie na aborcję, pokochała Basię od pierwszego wejrzenia. Została z wnuczką, gdy ja wróciłam na studia. Basia była jej oczkiem w głowie.

Dopóki żyli rodzice, nie widziałam biedy. Mama pomagała, pilnowała Basi. Po studiach pracowałam dwa lata jako nauczycielka angielskiego, potem – tłumaczka. W życiu osobistym pech. Mama mówiła: „Znajdź dojrzałego mężczyznę”. Ale trafiali mi się albo żonaci, albo rozwodnicy bez grosza. Bałam się związków.

Gdy odeszli rodzice, zostałyśmy z Basią same. Całe serce oddałam córce. A ona… Nie chciała tego. Wychowana przez babcię, uważała mnie za zbyt surową. Marzyła nie o nauce, ale o wolności. I dziś odeszła…

„Poczekam. Co innego mi zostało? Kiedyś wrócisz. Jestem matką – wybaczę. Tylko niech nic ci się nie stanie…” Zgasłam lampkę i położyłam się. Przewracałam się z boku na bok, wreszcie zasnęłam niespokojnym snem.

Nie mogłam pogodzić się z odejściem Basi. Drżałam na dźwięk dzwonka, każde szuranie za drzwiami. Oprócz biura, brałam tłumaczenia do domu. Spałam po kilka godzin. Praca nie zostawiała czasu w rozpacz. Myślałam o Basi, ale powtarzałam sobie: „Wszystko z nią w porządku”.

Po półtora roku ktoś zadzwonił. Zerwałam się od komputera. Przetarłam oczy – akurat dobrze szło tłumaczenie. Drugi dzwonek. Otworzyłam drzwi. Stała wychudzona Basia, wyglądająca starzej niż swoje lata. Krzyknęłam, rzuciłam się do niej.

„Basiu! Wróciłaś!” ale zatrzymałam się, widząc jej zimne spojrzenie. Dopiero gdy weszła do przedpokoju, zobaczyłam dziecko na jej rękach.

„To twoje? Daj mi.” Wzięłam je. „Dziewczynka?” – ucieszyłam się. „Zaniosę ją do pokoju, ty się rozbierz.”

Położyłam śpiące dziecko na kanapie, zachwycona długimi rzęsami, pulchnymi policzkami. Nagle – trzask drzwi. Basia wyszła. W przedpokoju została tylko wypchana torba. Wybiegłam na klatkę, krzyknęłam: „Basiu!” Cisza. Z okna nie było widać ani córki, ani samochodu.

„Zostawiła mi dziecko?” Myśl przyprawiła mnie o dreszcze. „Nie… To niemożliwe. Wróci. Przecież zostawiła torbę!” W środku tylko ubranka dla dziewczynki.

Dziecko zmarudziło, zapłakało. Przewijałam je, szeptając: „Mama wróci…” Znalazłam dokumenty w bocznej kieszeni. I wtedy uderzyła mnie prawda – Basia zostawiła mi dziecko!

Dziewczynka nazywała się Iga, Iga Leonarda Tymińska. Córka nie wyszła za mąż – dała dziecku swoje nazwisko. A imię ojca? Czy to przypadkowe?

Była też notatka: „Niech zostanie z tobą na trochę.”

W torbie znalazłam butelkę i niedokończone opakowanie mleka. „No, chociaż tyle.” Pobiegłam do kuchni przygotować mieszankę. Tłumaczenia czekały na biurku.

Tak zaczęło się nowe życie. Pracowałam w domu, by być przy Igusi. Męczyłam się, ale czułam, iż znów mam po co żyć.

Gdy Iga skończyła rok, zaczęła chodzić. W trzecie urodziny zapisałam ją do przedszkola, wpisując jako opiekuna. Dyrektorce powiedziałam, iż mama często wyjeżdża służbowo.

Czas mijał. Pokochałam spokojną, bystrą dziewczynkę. Nie chciała nazywać mnie babcią – uparcie mówiła „mamo”.

„Twoja mama jest gdzie indziej. Ja jestem babcią,” tłumaczyłam.

„To będziesz Wiolą,” zdecydowała pewnego dnia. I tak już zostało.

Basia nie wracała, nie dała znaku życia. Gdy Iga miała iść do szkoły, bałam się, czy dyrekcja nie zgłosi sprawy do opieki społecznej. W sierpniu poszłam do szkoły, gdzie kiedyś uczyłam. Dyrektor był ten sam. Opowiedziałam mu wszystko. Pomógł – Igę przyjęli bez problemów.

Tak bardzo pokochałam Igę, iż teraz bałam się powrotu Basi. Nie rozpieszczałam jej, ale dawałam całe serce. Na wywiadówkach słuchałam pochwał z dumą.

Iga była poważna jak na swój wiek. Często zastanawiałam się, czy Basia taka była? Ale nie – córka nigdy nie lubiła nauki, rzuciła sięIga pewnego dnia spojrzała na mnie swoimi jasnymi oczami i powiedziała: „Wiolu, zawsze będę twoją córką, choćby jeżeli kiedyś wróci moja druga mama”, a ja, tuląc ją mocno, zrozumiałam, iż mimo wszystkich burz, w naszym małym świecie w końcu zapanował spokój.

Idź do oryginalnego materiału