— Weronika, no chodź już, bo się spóźnimy! — krzyknął Michał, gdy wreszcie wyskoczyła z domu. Chodzili do tej samej klasy.
— Mama nalała mi herbaty tak gorącej, iż mało się nie sparzyłam — odparła Weronika, śmiejąc się. — Ale teraz ostygło. I tak nie spóźnimy się, szkoła tuż za rogiem.
Michał i Weronika mieszkali obok siebie, tylko płot dzielił ich podwórka. Rodzice żyli w przyjaźni i czasem żartowali, iż fajnie by było, gdyby kiedyś ich dzieci się pobrały — w końcu przyjaźnili się od małego.
Michał był jedynakiem Tatiany i Krzysztofa. Matka nie mogła się nim nachwalić — dla niej był najmądrzejszy, najprzystojniejszy i najgrzeczniejszy. I rzeczywiście, taki wyrósł. Weronika zaś była cicha i skromna, ale złota rączka — już w liceum szyła, dziergała na drutach i gotowała obiady, gdy matka była w pracy.
— Nasz Michał powinien ożenić się z Weroniką — mówiła Tatiana z przekonaniem.
— No tak, jak się pobiorą, to płot rozbierzemy, będziemy jednym gospodarstwem — żartował Krzysztof.
Wszyscy we wsi byli pewni, iż tak właśnie się stanie — Michał z Weroniką zawsze byli razem. On lubił ją, choć bez szaleństwa, ale przyjaźń była mocna. Weronika też patrzyła na sąsiada z nadzieją.
W dziesiątej klasie do szkoły przyszła nowa — Marianna. Michał zakochał się od pierwszego wejrzenia. Ciemnowłosa, z dołeczkiem w brodzie, ale w jej oczach była smutna nuta.
Marianna z mamą Tamarą przyjechały do wsi z miasta. Smutek w oczach dziewczyny wziął się stąd, iż straciła ojca. Ratował tonącego chłopca z sąsiedztwa — wypchnął go na brzeg, ale sam nie dał rady wyjść. Potem mówili, iż serce mu wtedy zawiodło.
Po pogrzebie ojca, którego bardzo kochała, nie mogła patrzeć na tego sąsiada. Nie umiała choćby wypowiedzieć jego imienia.
— Mamo, tak brakuje mi taty, iż czasem choćby oddychać ciężko — szeptała. — I nie mogę znieść widoku tego…
Tamara też nie dawała rady — wszystko w mieście przypominało o mężu. Wynajęła mieszkanie, kupiła mały domek na wsi i uciekła z córką od wspomnień.
Weronika zaprzyjaźniła się z Marianną, a gdy poznała jej historię, szczerze współczuła. Widziała, iż Michał kocha Mariannę, ale nie trzymała do nich urazy.
Czas płynął. Michał chodził już z Marianną, ale jego matkę Tatianę to martwiło.
— Michał, nieładnie oszukiwać uczucia Weroniki — mówiła. — Przecież od dziecka razem, a tu jakaś przyjezdna ci głowę zawróciła. Weronika byłaby dobrą żoną, a ta Marianna — kto ją zna? Może choćby garów nie potrafi nastawić, a Weronka już gospodyni jak trzeba.
— Mamo, choćby jej nie znasz! — bronił się Michał. — I Weronka wie, iż nigdy niczego jej nie obiecywałem. To ty wymyśliłaś, iż mamy się pobrać.
Krzysztof milczał, ale gdy żona naciskała, stawał w obronie syna:
— Daj mu spokój, niech sam decyduje. To jego życie.
— Sam? Życie sobie zepsuje z tą przybłędą! — krzyczała Tatiana. — A ty mówisz, jakby to nie twój syn! To wszystko przez twoją matkę!
Krzysztof był zmęczony ciągłymi waśniami między swoją matką a żoną. Teściowa od początku nie zaakceptowała Tatiany, a konflikt trwał latami. Babcia choćby kiedyś rzuciła, iż wnuk nie przypomina jej syna… Dlatego teraz Krzysztof nie mieszał się w życie Michała — by kolejny raz nie być winnym.
Po maturze Michał i Marianna postanowili się pobrać. Ojciec radził, by nie spieszyli się, ale chłopak się wściekł.
— Tato, zostawcie mnie w końcu w spokoju! Kochamy się, wszystko przemyślałem — tylko z Marianną będę szczęśliwy.
Wiedział, iż przy matce nie ma co dyskutować, więc postąpił po swojemu. Z Marianną złożyli papiery w urzędzie, a miesiąc później cicho się pobrali. Wrócili jako małżeństwo, stawiając wszystkich przed faktem.
Tatiana wpadła w szał:
— Nie pozwolę tej przyjezdnej przekroczyć progu mojego domu! — i jeszcze wiele innych rzeczy wykrzyczała.
Michał spakował rzeczy i wyprowadził się do Tamary. Z teściową dogadywał się znakomicie. Z rodzicami przestał się kontaktować — choćby na wojskowe pożegnanie ich nie zaprosił.
— Michał, przyjadę na twoją przysięgę — obiecała żona, a on uśmiechał się szczęśliwy.
Marianna dotrzymała słowa. Przyjechała, zwłaszcza iż służył niedaleko — w sąsiednim województwie.
— Michał, jestem w ciąży — szepnęła mu wtedy. — Będziemy mieli dziecko.
Był jeszcze szczęśliwszy. choćby napisał do rodziców o radosnej nowinie, ale nie odezwali się. Gdy urodził się ich syn, Mariannie było przykro, iż teściowa jej nie uznaje. Omijała ich dom szerokim łukiem.
Minął czas. Michał wrócił z wojska. Po drodze do domu wstąpił najpierw do rodziców — Tamara mieszkała na drugim końcu wsi. Tęsknił za nimi, myślał, iż oni też.
— Synku, wróciłeś! — Tatiana przywitała go czule. — Siadaj, tata w pracy.
Nalała mu wódki, potem jeszcze jedną. Michał, który nigdy nie pił, osłabł po podróży — nie mógł odmówić, skoro matka częstowała. Gdy zobaczyła, iż jest podchmielony, zaczęła:
— Synku, to nie twoje dziecko. Marianna cię okłamała. Jak tylko wyjechałeś, u Tamary gościł jakiś młody chłopak. Mówili, iż to kuzyn, ale ja nie wierzę. Spał u nich kilka dni.
— Mamo, co ty pleciesz?! — warknął.
— Ludzie mówią, iż twój syn w ogóle nie jest do ciebie podobny. Za to do tamtego chłopaka…
Na trzeźwo Michał nigdy by w to nie uwierzył. Ale matka była chytra — wiedziała, jak przekonać syna.
— Gościła? Beze mnie?! — Wściekły, zerwał się, wyciągnął z szafy ojca broń i wybiegł.
Tatiana pognała za nim, przerażona, iż doprowadziła go do takiego stanu. Gdy wpadła do domu Tamary, Michał już celował z karabinu w żonę i syna. Teściowa zasłaniała ich sobą.
Tatiana pchnęła Michała — strzał padł, ale broń była niezaładowana. Wszyscy odetchnęli.
—Po latach, gdy ich syn skończył szkołę, a Michał z Marianną świętowali srebrne wesele, Tatiana w końcu przyszła do ich domu z pierogami i przeprosinami, choć wciąż mruczała pod nosem, iż “to przez te przeklęte emocje”.