Pobraliśmy się osiem lat temu. Mam córkę z pierwszego małżeństwa i wspólne dziecko z obecnym mężem — też dziewczynkę. Mój pierwszy i obecny mąż to dwa zupełnie różne światy. W pierwszym związku czułam się przy mężu bezpieczna, jak za murem. Dbał o rodzinę, rozwiązywał problemy od razu, zapewniał nam wszystko. Niestety, pewnego dnia powiedział mi, iż nie chce już ze mną żyć i prosi, żebym odeszła. Potrzebował czasu w „przemyślenie wszystkiego”.
Z córką przeprowadziłam się do ciotki. Byłam pewna, iż mąż się opamięta i wróci. Ale on złożył pozew o rozwód. Co gorsza, całkowicie zerwał kontakt z córką. Nie jest biedny, mógłby ją wspierać, ale nie chce ani rozmawiać, ani uczestniczyć w jej życiu.
Obecnego męża poznałam w pracy — przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną. Po czterech miesiącach znajomości zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Nie byłam w nim wtedy zakochana, ale był spokojny, kulturalny, a ja chciałam stworzyć rodzinę i wreszcie mieszkać na swoim, bo w ciasnym mieszkaniu u ciotki robiło się coraz trudniej. Mój nowy mąż okazał się dobrym człowiekiem i wiernym przyjacielem.
Niestety, ma jedną poważną wadę — nie potrafi albo nie chce zarabiać pieniędzy. Siedzę teraz w domu z naszą córeczką, więc utrzymanie rodziny spoczywa na nim… i na jego mamie. Jestem wdzięczna teściowej, bo pomaga nam finansowo, ale wiem też, iż od lat przyzwyczaiła syna do tego, iż „mama zawsze pomoże”. Wszystko, co mamy, to jej zasługa. A co będzie, gdy przejdzie na emeryturę? Z czego będziemy żyć?
Mój mąż ma prawie 37 lat i jest tak przywiązany do pomocy matki, iż nie wyobraża sobie samodzielnego utrzymania rodziny. A dzieci rosną i potrzebują coraz więcej. W innych sprawach mąż mi odpowiada, ale bez pieniędzy trudno dziś funkcjonować.
Mój pierwszy mąż nie miał z tym problemu — mogłam kupić, co chciałam, nigdy mi niczego nie żałował. Teraz boję się wydać każdą złotówkę. Jego pensja jest tak niska, iż oszczędzamy choćby na jedzeniu, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona.
Rozmawiałam z nim o tym wiele razy, ale mówi, iż ma pracę i nie zamierza nic zmieniać. W pracy go szanują, ale co z tego? Nasi znajomi żyją lepiej, nie muszą liczyć każdego grosza, ich mężowie mają dobre stanowiska. Mój mąż też jest mądry i dobry, ale nie robi nic, by poprawić naszą sytuację. Ciągle liczy, iż mama mu „dosypie” — raz pieniędzy, raz zakupów. Ale czy tak można żyć?
Po co taki związek, jeżeli nie mam pewności, co będzie jutro, a on choćby się tym nie przejmuje?