Little Nightmares III to trzecia odsłona popularnej serii horrorowych platformówek, która wizualnie robi wrażenie. Jednak okazuje się grą bardzo „bezpieczną”, przez co przewidywalną i mniej porywającą niż moglibyśmy oczekiwać.
Już na wstępie trzeba oddać Little Nightmares III zasługi. Grafika, oprawa dźwiękowa, klimat, to wszystko wciąż trzyma poziom, który seria wypracowała wcześniej. Świat gry jest spójny, sugestywny i dopracowany w najmniejszych detalach. Widzimy dwie nowe postaci, Lowa i Alone, tak samo jak nowe lokacje – fabryka słodyczy czy przerażające miasteczko „Carnivale”. Sam projekt poziomów przez cały czas potrafi zbudować atmosferę niepokoju. Światłocień, dźwięk zgrzytu mechaniki, lekki dreszczyk; tę stronę gry twórcy przez cały czas kontrolują całkiem dobrze.
Jednak właśnie cała reszta sprawia, iż produkcja jawi się bardziej jako kontynuacja niż jako ewolucja. Tytuł bardzo chętnie sięga po sprawdzone rozwiązania z poprzednich gier i często nie dodaje wystarczająco nowych elementów, by scenariusz, rozgrywka i projekty poziomów zapadły w pamięć. Ta część jest zbyt zachowawcza, nierówna i wydaje się nie do końca dopracowana.

Rozgrywka w dużej mierze przypomina to, co znaliśmy. To mamy elementy platformówkowe w 2,5D, to elementy skradania się, unikania potworów czy chwile rozwiązywania prostych zagadek środowiskowych. Długość gry także nie imponuje, bo to zaledwie kilka godzin (4-5) i po czasie okazuje się, iż mechaniki zaczynają się powtarzać i robią się przewidywalne. Nowością, która przyciągała uwagę, jest tryb kooperacyjny online (brak lokalnego wspólnego grania na tej samej kanapie za to jest jakimś nieporozumieniem) oraz to, iż Low i Alone mają różne narzędzia: łuk i klucz francuski, co teoretycznie miało wprowadzić więcej współpracy. W praktyce jednak kooperacja wydaje się jedynie dodatkiem, a nie głęboko zintegrowanym elementem rozgrywki.
W efekcie gra daje wrażenie dobrze wykonanej kontynuacji, ale bez odważnych pomysłów. I właśnie to „bezpieczne” podejście jest zarówno jej siłą, jak i największą słabością. Dla fanów serii, którzy chcą ponownie zanurzyć się w świecie „Nigdzie”, będzie to dość satysfakcjonujące doświadczenie. Gra wygląda pięknie, czasem straszy i zapewnia przyjemność. Jednak jeżeli ktoś oczekiwał, iż trzecia część wywróci formułę, wniesie znaczące zmiany albo zapadnie w pamięć jako „nowy standard”, to może poczuć pewien zawód. Bo gra wygląda jakby była po prostu kolejnym rozdziałem poprzedniej części.

Jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów wobec gry nieprecyzyjne ruchy postaci, które mocno wpływają na odbiór całej gry. Choć seria zawsze balansowała na granicy między platformówką a przygodowym horrorem, w trzeciej odsłonie widać, iż mechanika ruchu nie nadąża za artystycznymi ambicjami twórców. Skoki, chwyty i ucieczki często wydają się „sztywne”, a kamera i perspektywa 2.5D utrudniają ocenę, gdzie kończy się platforma, a zaczyna tło. W momentach pościgów czy sekcjach wymagających refleksu niewielki błąd potrafi skończyć się śmiercią postaci. Nie dlatego, iż gracz zrobił coś źle, ale dlatego, iż mechanika nie zadziałała tak, jak powinna. W efekcie choćby świetnie zaprojektowane lokacje i klimat potrafią stracić na wydźwięku, gdy walka z kontrolą postaci staje się ważniejsza niż ta o przetrwanie w samym świecie gry.
Little Nightmares III to solidna propozycja dla osób, które lubią serię i chcą kolejnej porcji klimatu, zagadek i lekkiego horroru. Jednak to także gra, która nie ryzykuje, i przez to nie zaskakuje. To zaś sprawia, iż po jej ukończeniu może zostać wrażenie: „dobre, ale mogło być lepiej”.
Fot. główna: materiały promocyjne