Łzy nie ratują: mój mąż zdradził mnie z dziewczyną, która mogłaby być jego córką
Hej wszystkim, którzy to czytacie. Nigdy nie myślałam, iż znajdę się w sytuacji, gdy ból ściska gardło tak mocno, iż aż trudno oddychać. Muszę się wygadać. Może ktoś z was zrozumie. A może moja historia będzie dla kogoś przestrogą.
Mam na imię Krystyna, skończyłam 45 lat. Z Mirosławem byliśmy razem prawie ćwierć wieku – dwadzieścia cztery lata wypełnione, jak mi się wydawało, miłością, szacunkiem i wsparciem. Przeszliśmy przez wiele: trudne początki małżeństwa, nieprzespane noce z dziećmi, kredyt we frankach, chorobę rodziców. Ale zawsze byliśmy w tym razem. Wierzyłam, iż to mój człowiek, moja druga połówka.
Przez te wszystkie lata Mirek nie dał mi ani razu powodu do wątpliwości. Nie był idealny, ale kochałam go takim, jaki jest. Nigdy nie przeglądałam jego telefonu, nie zadawałam pytań. Byłam pewna – nasze małżeństwo opiera się na zaufaniu. Jakże strasznie się myliłam…
Miesiąc temu umówiliśmy się na weekend u jego rodziców w Łowiczu. W ostatniej chwili wycofał się, tłumacząc się pracą. Nie nalegałam. Zebrałam dzieci i pojechaliśmy. Jednak w niedzielę córce znudziło się na wsi i błagała, żeby wrócić wcześniej. Wyruszyliśmy rano. Nie przypuszczałam, iż ta decyzja zmieni wszystko.
Gdy weszliśmy do domu, początkowo nie zrozumiałam, co się dzieje. Drzwi do sypialni były przymknięte, dobiegały stamtąd dziwne odgłosy. Pchnęłam je i… O Boże. Na naszym łóżku – tym samym, gdzie rodziły się nasze dzieci, gdzie zasypialiśmy trzymając się za ręce – był nie sam. Obok niego leżała dziewczyna. Dziecko, ledwie osiemnastolatka. Do dziś nie wiem, jak nie zemdlałam. Zerwała się, narzuciła coś na siebie i wypadła z mieszkania bez słowa. Mirosław stał w szoku, choćby nie próbował się tłumaczyć.
Syn, dwudziestoletni Kacper, rzucił się na ojca z pięściami. Ledwie go powstrzymaliśmy. Córka, dwudziestodwulatka studiująca prawo, krzyczała, iż już nigdy nie nazwie go tatą. Wyrzucili go za drzwi. Potem dowiedziałam się, iż wynajął pokój w jakimś motelu. Ja… Siedziałam w kuchni i nie mogłam uwierzyć, iż to się dzieje naprawdę.
Tego samego dnia złożyłam pozew o rozwód. Nie mogłam i nie chciałam dzielić z nim choćby powietrza, a co dopiero domu. Jak on mógł przyprowadzić obcą kobietę – adekwatnie dziecko! – pod nasz dach? Na nasze łóżko? Czuję się zbrukana. Zdradzona. Nie tylko ja – dzieci też. Jednym ruchem zniszczył całą naszą rodzinę.
Później odkryłam, iż ta dziewczyna jest młodsza od naszej córki. Wyobrażacie to sobie? Mirosław ma czterdzieści cztery lata. Co się z nim stało? Kryzys wieku średniego? Zaćmienie umysłu? A może zawsze był taki, tylko ja nie widziałam?
W kółko analizuję ostatnie lata. Czy nie był szczęśliwy? Podróżowaliśmy, spędzaliśmy weekendy razem, oglądaliśmy filmy, gotowaliśmy sobie kolacje. Zawsze mówił, iż mnie kocha. A ja wierzyłam. Teraz wiem: słowa nic nie znaczą, jeżeli ktoś potrafi do tego stopnia złamać zaufanie.
Każdej nocy zasypiam z gulą w gardle. Czasem, gdy przypomnę sobie tamtą scenę, ogarnia mnie drżenie. Nie pomagają łzy, rozmowy z dziećmi, ani pocieszanie przyjaciółek. To rana, która nie chce się zabliźnić.
Dzieci zerwały z nim kontakt. To moje jedyne oparcie. Ale widzę, iż one też cierpią. Nie pojmują, jak ojciec mógł tak postąpić nie tylko wobec mnie, ale i wobec nich. Odebrał im rodzinę. I wszystko dla czego? Dla przelotnego romansu z dziewczyną, która za dwa miesiące choćby nie będzie pamiętała jego imienia?
Nie wiem, jak iść dalej. Wszystko, co wydawało się pewne, runęło. Czuję się zagubiona, pusta. Nigdy nie sądziłam, iż dołączę do kobiet porzuconych dla młodszych. Uważałam, iż nasz związek jest wyjątkowy. Ale życie, jakkolwiek gorzko to brzmi, nie daje nic na zawsze.
Czasem patrzę w lustro i pytam: gdzie popełniłam błąd? Dlaczego los uderzył właśnie mnie? Starałam się być dobrą żoną, matką, panią domu. Dawałam z siebie wszystko – rodzinie, domowi, jemu. I oto mam zapłatę.
Nie wiem, czy kiedykolwiek mu wybaczę. Pewnie nie. Ale jedno wiem na pewno: przetrwam. Dla siebie. Dla dzieci. Żeby pokazać, iż złamać kobietę łatwo, ale złamać jej ducha – nie sposób. Łzy rzeczywiście nie pomagają. Ale oczyszczają duszę. I kiedyś znów się uśmiechnę.
Niech to będzie początek nowego życia. Życia bez kłamstw, bez zdrady. Życia, w którym to ja jestem główną bohaterką.