Dzisiaj w kawiarni znów była ta nieznośna rozmowa z Magdą. Chwyciła mnie za rękę i szepnęła: „Ala, nie idź tam”. To już bez znaczenia. Gorzkawy smak tej prawdy poznałam dużo wcześniej, niż Magda mi ją wytknęła.
„Ty mi choćby głowy nie zawracaj!” – Magda aż się zaczerwieniła, waląc dłonią w stolik, iż filiżanki zadzwoniły. „On cię traktuje jak chodzącą wycieraczkę! Dzisiaj wolna, jutro zajęta, pojutrze znowu potrzebna!”
„Magduś, ty tego nie ogarniasz” – odparłam zmęczona, mieszając cukier w herbacie. „Krzysiek ma dużo na głowie, swój interes, ciągle spotkania. Jak będzie czas, się zobaczymy.”
„Pieprzyć jego interesy!” – podniosła głos. „Masz trzydzieści sześć lat, Alu! Ile można być tego zapasowym lotniskiem?”
Czułam, jak skóra cierpnie. Zawsze Magda prosto w czółko, bez owijania w bawełnę. I nie sposób się sprzeczać – trafia w sedno. Tylko ta prawda jest taka kolczasta, iż aż skóra piecze.
„A co mi zostało?” – spytałam bezbarwnie, wpatrując się w witrynę kawiarni. „Pięknych kobiet jak maku, a ja… zwyczajna. Za to wygodna. Nie awanturuję się, nie wymagam, nie histeryzuję.”
„Jezu, słuchaj siebie!” – Magda przysunęła się. „»Wygodna«! Serio, ścierka podłogowa? Masz magisterkę, dobrą robotę, własne M3 w Warszawie. Jesteś mądra, wrażliwa, lojalna…”
„Tylko nie piękna” – przerwałam z kwaśnym uśmieszkiem. „A panowie wybierają najpierw oczami, sama wiesz.”
Magda opadła na krzesło, kręcąc głową. Dwadzieścia lat przyjaźni, a przyjaciółka ciągle nie wierzy we własną wartość. Od studiów to samo: zawsze w cieniu bardziej błyskotliwych koleżanek, zawsze gotowa się nagiąć, dogodzić, nie przeszkadzać.
„Pamiętasz Jacka ze studiów?” – rzuciłam niespodziewanie.
„No pamiętam” – Magda spojrzała podejrzliwie. „Co z nim?”
„Strasznie mi się podobał. Całe trzy lata latałam za nim jak piesek, podrzucałam notatki, pomagałam na seminariach. choćby mnie nie zauważał. A jak tylko pojawiła się ta… jak ją… Ola Nowak, od razu zaczął się kręcić.”
„Ale to było wieki temu!” – wyrzuciła ręce w górę.
„Dla mnie jakby wczoraj” – odparłam smutno. „Wtedy pojęłam złotą zasadę życia: piękni dostają wszystko od ręki, pozostali muszą być użyteczni. Praktyczni.”
„Alu, ale ten Jacek… Co się z nim stało? Alkoholik i wieczny pechowiec! A ta twoja piękna Ola za mąż wyszła trzy razy i trzy razy rozwód. Gdzie oni są, a gdzie ty?”
„Oni żyją” – szepnęłam. „A ja przystosowuję się.”
Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, wyraźnie ożywiona.
„Halo, Krzysiek? Tak, jestem wolna. Jasne, przyjdę. Za godzinę? Dobrze, czekam.”
Magda patrzyła ze zgrozą, jak twarz przyjaciółki się przeobraża – pojawia się dziecinna gotowość, pragnienie ruszenia na każde skinienie.
„Ala, nie rób tego” – wyszeptała. „Powiedz, iż zajęta.”
„Nie mogę” – sięgałam już po torbę. „Znalazł dwie godziny między spotkaniami. Tak dawno się nie widzieliśmy.”
„Pięć dni temu!”
„To dużo” – powtórzyłam uparcie i wstałam.
Magda została sama, śledząc przez okno oddalającą się postać. Co się z nią stało? Kiedy ta inteligentna, kompetentna kobieta stała się dodatkiem do cudzej egzystencji?
A przecież było kiedyś inaczej. Na studiach Ala, choć nie błyszczała urodą, była duszą towarzystwa. Żartowała, organizowała wypady, wszystkim podpowiadała na kolokwiach. Chłopaki ją lubili – nie jako kobietę, a jako kumpla, solidnego ziomka. Przezwali ją „Al-Psyche”. Dumna była z tego wtedy.
Zaczęła jako ekonomistka w porządnej firmie, gwałtownie awansowała. Kupiła mieszkanie w stolicy, samochód. Rodzice cieszyli się – córka ogarnięta. Tylko życie osobiste nie kleiło się.
Pierwszy poważny związek miał miejsce przy dwudziestce ósemce. Kolega z pracy, Marek. Cichy, stateczny, pewny. Byłam szczęśliwa – wreszcie facet, który docenia charakter, duszę, nie wygląd.
Trwało dwa lata. Ala zaczęła wskazywać na ślub
Następnego ranka, kiedy pierwsze promienie słońca rozproszyły resztki nocnego deszczu, Łucja otworzyła okno, wzięła głęboki oddech świeżego powietrza i zrozumiała, iż jutro obudzi się w świecie, w którym sama decyduje o swoim czasie.